Reklama

Z czego zapamiętamy Hasiego? Z niczego dobrego…

redakcja

Autor:redakcja

18 września 2016, 10:35 • 5 min czytania 0 komentarzy

Przygoda Besnika Hasiego z Legią dobiega końca i naprawdę ciężko znaleźć tu jakiekolwiek pozytywy. Od podpisania kontraktu do odpalenia minie mniej więcej 3,5 miesiąca. I, mimo upragnionego awansu do Ligi Mistrzów – nad czym pochylimy się nieco później – był to okres zupełnie toksyczny zarówno dla samego trenera, jak i dla piłkarzy, prezesów, na kibicach kończąc.

Z czego zapamiętamy Hasiego? Z niczego dobrego…

W sieci dostępny jest pewien filmik z Hasim w roli głównej sprzed dwóch lat, który jest najlepszą metaforą stylu, w jakim Albańczyk prowadził Legię. Wyglądało to następująco:

Hasi w Legii głównie się wkurzał, by na koniec spektakularnie wyrżnąć w glebę. A wszyscy obserwatorzy jego trenerskich popisów wyglądali mniej więcej jak łysy jegomość w okularach, który odwraca się na samym końcu filmu. Jednym słowem – konsternacja. Z czego zapamiętamy tę jedną z najgorszych trenerskich karier w historii naszej ligi?

Rzuty rożne

Reklama

W grze podwórkowej obowiązuje zasada, że trzy rzuty rożne zamienia się na rzut karny. A rzut karny to najczęściej gol. Hasi zrobił wszystko, by tę samą zasadę wdrożyć w życie w Warszawie. I niestety nie udało mu się dokonać tej sztuki w ofensywie, ale w defensywie już owszem – było naprawdę blisko. Dość napisać, że na początku sezonu Legia straciła sześć goli po rzutach rożnych i kilka kolejnych (Makuszewski, Nielsen, Sokratis, Bartra) po rzutach wolnych. Obrona stałych fragmentów gry przez Legię Hasiego była kompletnym żartem, a z Belgii napływały niepokojące wieści, że nie ma tu przypadku, bo to bardziej znak charakterystyczny albańskiego szkoleniowca.

Szczyt formy w sierpniu

Praktycznie od początku swojej warszawskiej przygody Hasi powtarzał, że szykuje szczyt formy drużyny na sierpień. Tak tłumaczył wszystkie żenujące występy w lipcu. Szybko jednak się okazało, że w kolejnym miesiącu nie będzie lepiej, więc oficjalna wersja została zweryfikowana i forma miała nadejść po wrześniowym zgrupowaniu reprezentacji. Paradoksalnie, Hasi jednak miał rację. W kontekście ostatnich beznadziejnych występów spokojnie można powiedzieć, że z meczu na mecz jest coraz gorzej. Innymi słowy, Legia za Hasiego faktycznie najlepiej grała w sierpniu, kiedy to udało się wygrać chociażby ten najważniejszy dwumecz z Dundalk. Najlepsza forma drużyny Hasiego była jednak o kilka poziomów niżej, niż przeciętna forma drużyn Czerczesowa czy Berga.

Twierdza Łazienkowska

Lata temu drużyny przyjeżdżające do Warszawy modliły się o jak najniższy wymiar kary. W czasach Hasiego na Łazienkowską przyjeżdżano jak po swoje, a niektóre zespoły, jak Lech, Arka i przede wszystkim Borussia, dokonywały na warszawskiej defensywie brutalnych gwałtów. W trzy i pół miesiąca Hasiemu udało się wygrać na własnym boisku jeden jedyny mecz ze Zrinjskim, a i tam styl nie był porywający. Natomiast we wszystkich pozostałych grach obserwowaliśmy mniejszy lub większy pokaz nieudolności. Jakkolwiek spojrzeć, Hasi nie miał najmniejszego prawa liczyć na wsparcie ze strony kibiców, którym dostarczał głównie powodów do frustracji.

Dno tabeli

Reklama

Na godziny przed starciem z Zagłębiem Legia zajmuje 14. miejsce w tabeli, a wczoraj mogła zostać zepchnięta do strefy spadkowej przez Piast Gliwice. Taka pozycja wyjściowa to chyba najbardziej oczywista konsekwencja porażającej średniej 1,1 punktu na mecz, jaką legitymuje się albański trener. Hasi sprawił, że warszawscy kibice zostali zmuszeni do oglądania pleców ogromnej większości drużyn oraz analizowania szans na uniknięcie strefy spadkowej. Może się tak zdarzyć, że niegdyś szlagierowe starcie Wisły z Legią, do którego dojdzie w najbliższy piątek, będzie zarazem meczem szesnastej z czternastą drużyną w tabeli. Tak jak fatalna sytuację Wisły można jeszcze zrozumieć z powodu wiadomych zawirowań, tak Legia została ściągnięta na dno przez jednego człowieka. I, prawdę mówiąc, trochę szkoda, że Piast wczoraj przegrał, bo strefa spadkowa byłaby najlepszym podsumowaniem pracy Hasiego w Legii.

Opowieści dziwnej treści

Hasi dał się zapamiętać też ze swoich konferencji prasowych, podczas których zdarzało mu się besztać drużynę, wbijać szpilki zarządowi, a także sięgać po najbardziej absurdalne wymówki. W pamięci zostanie nam jego ujadanie po meczu z Arką, głupawe pytanie “Dlaczego Polacy są tacy smutni?” czy urocze podsumowanie porażki z Termaliką: “Przegraliśmy w sobotę, ale to nie był zły mecz w naszym wykonaniu.” Tak naprawdę na Weszło będziemy za nim tęsknić najbardziej, bo praktycznie co tydzień dostarczał nam materiału do tekstów. Mamy tylko nadzieję, że po zwolnieniu wypowie jeszcze kilka słów w swoim stylu, żebyśmy mogli w adekwatny sposób pożegnać go na naszych łamach.

Bananowy zaciąg

Hasi, jak mało który trener, miał komfort wskazywania zawodników, których klub później mu sprowadzał. Albańczyk – jako dobry znajomy dyrektora sportowego Legii, Michała Żewłakowa – miał poprawić komunikację na linii trener-zarząd, co jednak skończyło się jedynie na ściąganiu wybranych przez niego zawodników, którzy solidarnie zawiedli. Moulin miał kilka przebłysków, ale szybko zamienił się w bezproduktywnego człapaka o zerowym poziomie agresji. Odjidja wciąż walczy z nadwagą i kompletnie nie pokazuje, dlaczego postanowiono uczynić z niego najlepiej zarabiającego piłkarza ligi. Natomiast Langil śrubuje tegoroczny klubowy bilans 24 meczów, 0 goli i 0 asyst. Póki co zasłynął z tego, że nieźle gra na pianinie, i że jest całkiem słusznie porównywany do Manu. Losy całej trójki po odejściu Hasiego to jeden z największych bóli głowy dla właścicieli Legii.

Liga Mistrzów

Mówi się, że futbol nie jest sprawiedliwy i widać to właśnie po Legii Hasiego. To zupełny paradoks, ale jeden z najgorszych trenerów, jaki w ostatnich latach trafił do Polski, dał się zapamiętać z faktu, że po 20 latach wprowadził naszą drużynę do Ligi Mistrzów. Oddajmy jednak Albańczykowi, że swojej najważniejszej misji – dzięki której znajdzie się kasa na jego odprawę – jednak nie udało mu się spieprzyć. Ścieżka do europejskiej elity była banalnie prosta, ale im dłużej obserwujemy obecną Legię, tym mocniej utwierdzamy się w przekonaniu, że spokojnie była w stanie zaprzepaścić i tę szansę.

Trener na lata

Jak słusznie zauważył Paweł Mogielnicki z 90minut.pl, Hasi miał być trenerem na lata, a został trenerem na lato. Astronomiczna jesień zaczyna się dopiero 22 września…

legzagle

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...