Zbigniew Koźmiński powinien zdecydować się kim jest – rzecznikiem prasowym czy członkiem zarządu PZPN. Jeśli wywiadu zamieszczonego w “Polsce” udzielał jako rzecznik, to jest to wywiad niesmaczny. Jeśli jako członek zarządu – troszkę bardziej zrozumiały. Temat – oczywiście Leo Beenhakker.
Leo Beenhakker żali się, że pewni ludzie z PZPN źle życzą reprezentacji.
Po pierwsze: to nie jest jego reprezentacja, tylko nasza, polska reprezentacja. Zarzut jest kuriozalny. Nigdy reprezentacji Polski nie życzymy porażki. Zależy nam na zwycięstwach, by nasza kadra grała jak najlepiej.
Ale Beenhakker twierdzi, że podczas meczu ze Słowenią we Wrocławiu kadrowicze siedzący na trybunach słyszeli naśmiewanie się z reprezentacji.
Akurat siedziałem w tym gronie z członkami zarządu PZPN, dziennikarzami i wiem doskonale, co się działo. Nikomu nie było do śmiechu, gdy patrzył na poczynania kadry. Co najwyżej brała nas złość i ogromna irytacja, gdy oglądaliśmy to żenujące widowisko. Bo naprawdę można się wściec, gdy tak gra nasza drużyna narodowa. Atak Beenhakkera na nas był nie fair. To nie do pomyślenia, żeby trener się tak zachował i powtarzał jakieś bezsensowne plotki zawodników. Wyciąganie takich tematów to zwyczajne odwracanie uwagi trenera od tego, co najistotniejsze, czyli marnej gry naszej drużyny. Selekcjoner zamiast skupić się na prowadzeniu kadry, selekcji, poucza nas.
Może właśnie w ten sposób chce pomóc sobie i naszej reprezentacji?
To nie tak. On ma zajmować się tym, do czego został przez nas wynajęty i za co bierze pieniądze. Ma to wykonywać najlepiej, jak potrafi. Ostatnio tego nie robi. Tymczasem stara się narzucić zwyczaje, które są nie do przyjęcia nie tylko w naszym kraju. Poucza pracodawców, i to w stylu, który zupełnie nie przystoi dżentelmenowi. Zaczyna też mówić o naszych wadach narodowych. A przecież każdy naród ma wady. Holendrzy również. Niech więc Leo nas zostawi, niech się o nas nie martwi. On jest tutaj od czego innego.
A może Beenhakker ma do spełnienia jakąś misję?
Jego misją jest wprowadzenie reprezentacji do mundialu, a nie gadanie o drewnianych domkach. Na konferencjach porusza za dużo tematów ubocznych. A chcielibyśmy usłyszeć merytoryczne uwagi o grze. Dlaczego kadra gra słabo i co w tej grze poprawić. Do tej pory nie doczekaliśmy się raportu z Euro. A bardzo chcielibyśmy poznać przyczyny porażki. Czegoś się nauczyć i wyciągnąć wnioski.
Raportu jak nie było, tak nie ma. Czy przypadkiem nie daliście Beenhakkerowi zbyt wiele swobody i dlatego wchodzi Wam na głowę?
Coś w tym jest. Przyjęliśmy jego władczy styl. Wykreowaliśmy na idola, zrobiliśmy z niego człowieka roku. A on jest tylko trenerem i wyłącznie trenerem. To musi być jasno powiedziane, a on sprowadzony wyłącznie do tych ram. Gdy wszystko wróci do normalności, to i kadra pracować będzie normalnie.
Beenhakker zaatakował Pana osobiście za nagłośnienie afery lwowskiej.
Uwagi pod moim adresem to znowu odwrócenie uwagi od tego, z czego powinien się przede wszystkim tłumaczyć, czyli fatalnej gry z Ukrainą. Leo sam stał się ofiarą swego plotkarstwa. To przecież on rano zadzwonił ze skargą do prezesa Listkiewicza i nadał temu tryb. Nie ma co polemizować i dyskredytować mnie. Miałem prawo tak zareagować, bo jestem członkiem zarządu, czyli władzy PZPN.
Listkiewicz nie ma do Pana pretensji, że ujawnił Pan, co mówił mu Beenhakker?
Nie ma mowy! Sprawa nabrała takiego trybu, jaki jej nadał selekcjoner. Prezes przyjął do wiadomości kary, jakie zaproponował trener. Jemu też Michał pozostawił swobodę w rozwiązaniu tego problemu. Nikt trenerowi nic w tej kwestii nie narzucał.
Ostatnio dyrektor kadry Jan de Zeeuw oskarżany jest o handel reprezentantami. Nie byłoby tej sprawy, gdyby zarząd PZPN wyegzekwował od Beenhakkera zatrudnienie wyłącznie polskich współpracowników.
Przymknęliśmy oko z uwagi na dobro sprawy i czekające nas eliminacje. Przed Euro były podobne problemy z holenderskimi asystentami, którzy zdaniem fachowców nie spełnili swojej roli. Dlatego czekamy na raport.
Trener narzeka, że PZPN rzuca mu kłody pod nogi, wyznaczając mecze o wczesnej porze.
Bądźmy poważni. Na świecie gra się o różnych porach. Pan Beenhakker jest chyba na tyle doświadczony, że wie, iż godziny rozgrywania meczów narzuca telewizja, dzięki której wielkie pieniądze mogą zarabiać piłkarze i trenerzy. Wisła rewanż z Tottenhamem gra o 15.40. I mimo że to mecz o jej przyszłość, nikt nie pisnął telewizji, że to fatalna pora.
Ile PZPN stracił, przekładając porę meczu z Czechami z popołudnia na wieczór?
Na szczęście nic. Chwała firmie SportFive i TVP, że przystały na naszą prośbę.
W PZPN Beenhakkera popiera tylko Listkiewicz?
W PZPN wszyscy mu dobrze życzą, bo dobrze życzą reprezentacji i pragną awansu do mundialu 2010. Niech tylko trener nie kreuje konfliktów, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.