Obiad razem z deserem w najdroższej poznańskiej restauracji. Butelka dobrej whisky. Elegancki zegarek. Gdyby Jan Urban zastanawiał się, jak podziękować sędziemu Pawłowi Raczkowskiemu i jego asystentowi za uratowanie posady, służymy poradą. Wszystko wskazuje bowiem na to, że do spółki ze strzelcem pierwszego gola Dariuszem Formellą, pozwolili powstrzymać, przynajmniej na parę tygodni, wyrok skazujący.
Gdybyśmy mieli przeprowadzać egzamin z tego, jak uważnie oglądalibyście dzisiejszy mecz, z pewnością padłoby na nim pytanie: jak grał Lech?
a) bez pomysłu
b) bez zęba
c) irytująco nieskutecznie
d) wszystkie odpowiedzi są poprawne
I niestety, ale odpowiedź „d” byłaby najbliższa stanowi faktycznemu. Od początku sezonu widać jak na dłoni, że w Poznaniu wcale nie grają najgorsi piłkarze, ale też że jako drużyna wciąż nie istnieją. Nie mamy wątpliwości, że parę meczów wygrać jej się uda, bo suma indywidualnych umiejętności Jevticia, Majewskiego, Robaka, Pawłowskiego czy Makuszewskiego jest całkiem spora, pewnie jedna z wyższych w lidze. Ale też sporo starć skończy się poirytowaniem kibiców, bo jako jedna całość to nadal nie trybi.
Dziś „Kolejorza” – i tyłek Jana Urbana – uratowało jednak świetne wejście Formelli, duża pewność Bednarka z Arajuurim i ryglującego defensywę Tetteha w tyłach, a także niezły mecz Jeviticia, ukoronowany asystą przy golu skrzydłowego. Może i samo podanie było najprostszym z możliwych, ale poprzedzający je drybling, który związał kilku graczy Piasta i zwolnił Formelli nieco miejsca przed polem karnym już musiał się podobać.
Uratowała go też dziwna/kompletnie niezrozumiała (skreśl niepotrzebne) decyzja zespołu sędziowskiego. Zarzucaliśmy w zapowiedzi przedmeczowej piłkarzom Piasta, że nie zdobywają bramek po stałych fragmentach, to dziś wreszcie udało się to Szelidze. A w zasadzie udałoby się, gdyby chorągiewką nie machnął w górę asystent sędziego Raczkowskiego. To prawda, na ewidentnym spalonym był Mraz, który poszedł na strzał równo z Szeligą. Tylko że Słowak nie trafił w piłkę, więc trudno twierdzić, że brał udział w akcji. Zamiast wyrównania – bach, bach, kontra i gol Gajosa. Ze sprawiedliwego 1:1 dla Piasta robi się 2:0 dla Lecha.
Wynik na papierze wygląda fajnie, ale jeśli ktoś mecze ogląda nie na livesports, a na stadionie, nie da się mu zwieść. Kibice dawali zresztą temu wyraz, nawołując raz za razem: „Rutkowski, gdzie jest napastnik?” i „Lechu grać, kurwa mać”. I coś nam się nie wydaje, żeby mimo poprawy miejsca w tabeli przez dopisanie do dorobku trzech punktów, po raz kolejny miało to nie wybrzmieć zaraz po przerwie na reprezentację. Oczywiście pod warunkiem, że styl pozostanie taki sam.
Co z Piastem? Tutaj akurat wynik doskonale odzwierciedla grę zespołu Jiriego Necka. Z przodu kompletnie bez mapy, więc i zero po stronie zdobyczy. Z tyłu – niepewnie, bez zrozumienia, chyba że mamy na myśli zrozumienie dla rywala będącego w potrzebie. Dlatego dwójka w plecy. Tak jak pisaliśmy w zapowiedzi o powodach do niepokoju, tak dziś, gdy Piast kontynuuje pikowanie w dół tabeli, zdaje się ich być jeszcze więcej.
I nie, uznany gol akurat w ich odbiorze niczego by nie zmienił.
Fot. FotoPyK