Wiadomo, gdzie są nasze priorytety. Klub ma być budowany z głową, opierać się na silnych fundamentach. Jednorazowe strzały transferowe za wielkie pieniądze nie dają żadnych gwarancji rozwoju. Zamierzamy zdecydowanie postawić na szkolenie, choć nigdy nie będziemy nastawieni tylko na wychowywanie zawodników i ich szybką sprzedaż. Jako Legia mamy przede zwyciężać. Ale to, co chcemy zrobić, to dojść do poziomu, by jakość naszej akademii była na tyle wysoka, że chłopak przebijający się do kadry pierwszej drużyny jest jej realnym wzmocnieniem – mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Dariusz Mioduski.
FAKT
Dwie strony poświęcone Legii, która musiała drżeć o awans.
Po 20 latach klub z polskiej ligi zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Piłkarze Legii zremisowali z irlandzkim Dundalk 1:1, w dwumeczu pokonali rywali 3:1 i udało im się spełnić marzenia swoje oraz tysięcy kibiców. Postawa zespołu Besnika Hasiego znów wołała jednak o pomstę do nieba. Legioniści od pierwszych minut sprawiali wrażenie przytłoczonych stawką spotkania. (…) Na boisku nie było tego widać, bo piłkarze ze stolicy choć atakowali, to bardzo nieporadnie. W dodatku stracili gola po efektownym strzale Roberta Bensona. Rywale z Irlandii byli lepsi, ale na szczęście gospodarzom udało się przynajmniej nie stracić drugiej bramki.
Wokół meczu:
– informacja, z kim Legia może zagrać w fazie grupowej. Wariant najłatwiejszy: Leicester, Bayer, Sporting. Wariant najtrudniejszy: Barcelona, Borussia Dortmund, Tottenham.
– komentarz jednego z dziennikarzy, że powoli gonimy Europę
– ocena szans Legii w fazie grupowej przez Jerzego Dudka. Czytamy, czytamy i coś nam się ta treść kojarzy. No tak, to fragment z poniedziałkowego (!) felietonu dla Przeglądu Sportowego.
GAZETA WYBORCZA
Legia się wturlała.
Po 20 latach mistrz Polski znów zagra w Lidze Mistrzów. Awans Legii dał wymęczony remis 1:1 z półamatorskim Dundalk. Gdy ostatni raz polska drużyna grała w Lidze Mistrzów, na listach przebojów królowała “Macarena” i “Ready or Not” The Fugees. Litr paliwa kosztował 1,50 zł. Dopiero startował polski Eurosport, a Wisława Szymborska odbierała Nobla. Wisła z Maciejem Żurawskim, Mirosławem Szymkowiakiem, Arkadiusz Głowackim wymieniała składne akcje, ale odpadała z Barceloną i Realem Madryt. Legia we wtorek nie była w stanie stworzyć zagrożenia pod bramką półamatorów (elektryków, monterów, architektów), ale jest w LM. Trudno o większy paradoks. Legia nie awansowała do LM, ona się tam wturlała. Fetujący po końcowym gwizdku sukces piłkarze usłyszeli z trybun: “Legia grać, k… mać”. Dziś trudno tak odniesiony sukces fetować. Pewnie zmieni się to jesienią, gdy do Warszawy przyjedzie Real Madryt, Barcelona, Bayern Monachium albo Juventus (losowanie w czwartek). Przez cały wieczór trener Besnik Hasi skakał przy linii, złoszcząc się na swoich piłkarzy. Nie rozumiał, o co im chodzi. Oni nie rozumieli jego. Legia chaotycznie wymieniała piłkę, nie potrafiąc zbliżyć się do pola karnego Irlandczyków. Jeden kopał do drugiego i stał w miejscu, nie wychodząc na pozycję. Jakby dopiero wrócili z urlopów i rozgrywali pierwszy sparing.
Rafał Stec pisze z kolei: Legia jako przypadkowy bohater.
Ależ to paradoks! Zdawało się, że kiedy polska drużyna wreszcie wepchnie się do Ligi Mistrzów, to zatrzęsie się ziemia i będzie magicznie, przecież okoliczności poprzedniego awansu – łódzkiego Widzewa sprzed 20 lat – wspominamy jako jeden z najsłynniejszych horrorów w dziejach naszej klubowej piłki nożnej. Tymczasem Legia wczołgała się do elity po tygodniach wręcz żałosnych, niegodnych firmy o jej statusie. I po wieczorze więcej niż zawstydzającym. Przez kilkadziesiąt minut żyliśmy w strachu, że jednak odpadnie i będzie największy obciach w historii naszej piłki klubowej. Dobry moment miała Legia tego lata tylko jeden. W tamten piątek, gdy podczas losowania z nieba spadli jej irlandzcy półamatorzy, być może najsłabszy uczestnik ostatniej rundy eliminacji, odkąd istnieje LM w obecnym kształcie. Wygrana i remis ze Zrijnskim Mostarem, wydłubane 1:0 w dwumeczu z Trenczynem, wreszcie pokonanie piłkarzy Dundalk, którzy nie mają nawet pełnych etatów w klubie – jeszcze nigdy nie wystarczyło dokonać tak niewiele, by osiągnąć tak wiele. Dlatego chyba wszyscy mamy, delikatnie mówiąc, mieszane uczucia. Niby widzimy, że szefowie Legii realizują cel za celem – po zimowej ofensywie transferowej uświetnili stulecie klubu odzyskaniem tytułu w tzw. ekstraklasie oraz obroną Pucharu Polski, a teraz zadebiutują w LM. Niby znamy niesprawiedliwą sprzyjającą uprzywilejowanym (czytaj: bogatym) politykę UEFA – nasze drużyny rozpoczynają rywalizację coraz wcześniej, ostatnio już wręcz w pierwszej połowie lipca, czyli wtedy, gdy żadna drużyna nie jest w stanie grać dobrze. Zarazem jednak zdajemy sobie sprawę, że 130 mln rocznego budżetu daje Legii jeszcze większą przewagę nad krajowymi konkurentami niż przewaga Bayernu nad resztą Bundesligi.
SUPER EXPRESS
Jest i piłka nożna na okładce. Że Legia? Nie, nie… Superak dalej gra tematem Jakuba Meresińskiego, choć dziś nic nowego w jego sprawie się nie pojawia.
Oszust chciał być celebrytą. Tekst z drugiej strony tabloidu.
Historia Jakuba Meresińskiego (30 l.), od wczoraj byłego już właściciela piłkarskiej Wisły Kraków, zaskakuje na każdym kroku! Mężczyzna, którego edukacja zakończyła się na gimnazjum, podawał się za milionera, brylował w towarzystwie celebrytów, jeździł drogimi samochodami, latał helikopterami… Z kolei sąd i prokuratura twierdzą, że to zwykły oszust, który podrabiał dokumenty i usiłował wyłudzić pół miliona zł kredytu. A śledczy z Częstochowy pracują nad sprawą, w której może mu grozić 10 lat więzienia. (…) W Warszawie zaczęło być o nim głośno około 10 lat temu. – Zaczął pojawiać się w towarzystwie znanych osób. Ewidentnie chciał zostać celebrytą. Bardzo szybko zdobywał zaufanie, był przekonywający, lubiany. Zdobył nawet przyjaźń Joanny Jabłczyńskiej – mówi nam jedna z osób, która w tamtym czasie poznała Meresińskiego. Co na to popularna aktorka? – Jakuba poznałam ok. 7 lat temu. Kilkakrotnie gazety i portale, używając zdjęć zrobionych z ukrycia z moim ówczesnym chłopakiem, podpisywały je nazwiskiem Jakuba Meresińskiego, choć na pierwszy rzut oka widać, że to nie on. Od dłuższego czasu nie utrzymujemy kontaktu, więc o jego problemach z prawem dowiaduję się z gazet. Nie chcę tego komentować i bardzo współczuję bliskim Jakuba – skomentowała nam wczoraj Jabłczyńska. Od kilku lat Meresiński kreuje się na znawcę piłki nożnej: w VIP-owskich lożach bywa na meczach reprezentacji Polski, zdobywa zaufanie wpływowych ludzi w środowisku. (…) Wczoraj chcieliśmy go zapytać o jego biznesowe sukcesy i dotychczasowe osiągnięcia. – Nie będę z wami rozmawiał. Skrzywdziliście mnie. Prawnicy analizują artykuły – oznajmił.
Na końcu, w dziale sportowym jest i o mistrzu Polski. Gdzie ta Legia? W Lidze Mistrzów.
Dwadzieścia lat upokorzeń i wreszcie doczekaliśmy się drużyny z Polski w Lidze Mistrzów! (…) Styl? Delikatnie mówiąc: mistrzowie Polski nie wyważyli bram do raju, jakim jest LM. Ale to są problemy następnych dni. Wczoraj było wielkie świętowanie, bo legioniści znaleźli się w gronie 32 najlepszych zespołów w Europie. (…) I faktycznie, jego piłkarze zagrali podobnie jak w Irlandii, czyli bojaźliwie, chaotycznie i bez pomysłu. Jedyna różnica polegała na tym, że tam mistrzowie Polski wygrali, a wczoraj do końcowych minut drżeli o awans. Początkowe minuty nie wyglądały najgorzej – legioniści cierpliwie rozgrywali piłkę, a Irlandczycy, których najlepszy strzelec jest… architektem, bezradnie za nią biegali.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Bardzo dobra okładka PS.
O awans do ostatniej minuty.
Miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Po dobrym wyniku w Dublinie awans do Ligi Mistrzów był na wyciągnięcie ręki. Trzeba było przystawić tylko pieczęć. Niestety, Legia nie stanęła na wysokości zadania i zafundowała nam horror na szczęście z happy-endem. Znowu zawiodła przed własną publicznością. Jeśli w trybie natychmiastowym nie poprawi swojej gry, to niech opatrzność w fazie grupowej czuwa nad jej duszą. Bo tam czekają przeciwnicy z najwyższej półki, którzy zjedzą mistrzów Polski na śniadanie i wykorzystają popełniane błędy. Od początku było widać, że Legia nie funkcjonuje tak jak powinna. Za dużo było błędów, akcji przeprowadzanych w jednostajnym tempie, niezrozumiałych zagrań. Brakowało zrozumienia, strzałów na bramkę było jak na lekarstwo. Irlandczycy nie mieli nic do stracenia, grali bezkompromisowo, nie panikowali, byli bardzo blisko legionistów, starając się jak najszybciej odebrać piłkę i przejść z defensywy do ataku. Tylko tak mogli zaskoczyć Arkadiusza Malarza. I zrobili, jak zwykle w tym sezonie drużyna zaspała przy stałym fragmencie gry.
Zwracamy uwagę na wiadomość w ramce: Hull wycofuje się z transferu Nikolicia.
Kilka dni temu wydawało się, że transfer Nemanji Nikolicia do Hull City jest w zasadzie przesądzony, a Legia zarobi na swoim najlepszym snajperze 4,2 mln euro. Jak ustaliliśmy, reprezentant Węgier wcale nie musi trafić do klubu z Premier League. Dochodzi tam do przekształceń własnościowych i zdaje się, że Anglicy dyskretnie wycofują się z tej transakcji. Nie oznacza to, że Nikolić zostanie przy Łazienkowskiej, choć jak mówią osoby z otoczenia zawodnika, nie wyklucza to takiego scenariusza.
Dariusz Mioduski mówi: Najlepszy rok w historii Legii.
Największe emocje wzbudza obecnie sprawa podziału pieniędzy za awans. Jak to będzie wyglądało? Mówimy o niebagatelnych, jak na polskie warunki, kwotach.
– Nie mieliśmy jeszcze rozmowy wewnętrznej na ten temat, nie chcieliśmy zapeszać przed ostatecznymi rozstrzygnięciami. Teraz trzeba spokojnie usiąść, spojrzeć na liczby i się zastanowić. Wiadomo, gdzie są nasze priorytety. Klub ma być budowany z głową, opierać się na silnych fundamentach. Jednorazowe strzały transferowe za wielkie pieniądze nie dają żadnych gwarancji rozwoju. Zamierzamy zdecydowanie postawić na szkolenie, choć nigdy nie będziemy nastawieni tylko na wychowywanie zawodników i ich szybką sprzedaż. Jako Legia mamy przede zwyciężać. Ale to, co chcemy zrobić, to dojść do poziomu, by jakość naszej akademii była na tyle wysoka, że chłopak przebijający się do kadry pierwszej drużyny jest jej realnym wzmocnieniem.
(…)
Ten rok jest dla was wyjątkowy, bo świętujecie stulecie klubu. Mimo ogromnej presji udało się zrealizować wszystkie zakładane cele.
– Być może był to najlepszy rok w historii Legii, przypłacony ogromnym wysiłkiem i determinacją osób pracujących w klubie i będących wokół niego. Nie pamiętam takiej presji i mentalnego obciążenia. Udowodniliśmy, że potrafimy to zrobić. W pewnym sensie na nowo odbudowujemy DNA Legii. To klub, który ma zwyciężać i umieć działać pod presją. Spoczywa na nas wielka odpowiedzialność. Musimy mieć ludzi, którzy są w stanie to udźwignąć.
4 rzeczy, które wiemy po awansie.
1. Największy skarb – w bramce Arkadiusz Malarz
2. Snajper trafia w pucharach
3. Bez Guilherme ani rusz
4. Legia nie roztrwoni premii z UEFA
Dla kontrastu: Atak Lecha najgorszy od 40 lat.
Po sześciu kolejkach piłkarze Jana Urbana strzelili w ekstraklasie tylko trzy gole! Gorszy pod tym względem jest jedynie Śląsk, ale wrocławianie zachowują równowagę i przynajmniej nie tracą bramek (bilans Śląska – 2:2, Lecha – 3:9). Ostatni raz Lech w sześciu kolejkach był tak nieskuteczny 16 lat temu, kiedy występował na zapleczu ekstraklasy. Zdobył wówczas tylko dwie bramki. Natomiast w ekstraklasie ostatni raz miał równie słaby start w sezonie 1967/77, czyli aż 40 lat temu. Wówczas piłkarze poznańskiego klubu zaledwie trzykrotnie pokonali bramkarzy rywali.
Czech czeka na badania i gola.
Na gola wciąż czeka Zdeněk Ondrášek, który wiosną szybko zaaklimatyzował się w zespole Wisły i zdobył 6 bramek. Teraz nic, mimo że jest aktywny – w tym sezonie oddał już 17 strzałów na bramkę, co jest trzecim wynikiem w ekstraklasie (najczęściej strzelał Aleksandar Prijović – 27 razy). – 6 meczów, 0 bramek to nie jest bilans, który mnie cieszy. Musimy popracować nad skutecznością, bo bez tego nie dźwigniemy się z ostatniego miejsca w tabeli. To nie jest właściwa lokata dla takiego klubu jak Wisła Kraków i zapewniam, że wkrótce się to zmieni – mówi Ondrášek. (…) Gdy padała bramka dla Korony, nie było go już na boisku. Zszedł chwilę wcześniej z urazem kolana. – Już przed meczem czułem ból w kolanie, ale nie chciałem się poddawać. Wyszedłem na rozgrzewkę i nie było najgorzej. Zagrałem, ale w pewnym momencie ból się nasilił i musiałem zejść. Szczegółowe badania wykażą, co się stało, ale wierzę, że będę gotowy, by zagrać w piątkowym meczu ze Śląskiem – przekonuje. Źle by było, gdyby było inaczej, bo z urazem wciąż zmaga się Paweł Brożek, który pauzuje od meczu z Cracovią. Trener Dariusz Wdowczyk liczył, że wróci na mecz ze Śląskiem, ale jeszcze nie wiadomo, czy tak się stanie. Powoli rozkręca się Mateusz Zachara, w Kielcach był bliski gola, ale Maciej Gostomski czubkami palców zdołał zbić piłkę za słupek.
Pozostałe tematy:
– Nowak chce dwa skalpy
– Mraz nie myśli o kadrze
– Nespor kupiony przez Zagłębie, teraz gra o Krzysztofa Piątka
– Przy Cichej wciąż szukają bramkarz, możliwy transfer Duszana Pernisa
– Cracovię może wzmocnić nawet trzech piłkarzy
Góralski chce odejść z Jagiellonii.
Przed ostatnim spotkaniem z Lechią Gdańsk (0:1) Góralski poinformował prezesa Kuleszę i trenera Michała Probierza o tym, że chciałby zmienić otoczenie. Jego prośba wynikła z tego, że w obecnym sezonie rozegrał, jak na razie, tylko dwa mecze w pierwszym zespole Jagi. (…) – Żaden klub na świecie nie zapewni Jackowi miejsca w pierwszej jedenastce. Wywiązujemy się ze zobowiązań kontraktowych wobec niego. Regularnie mu wszystko płacimy. Oczekujemy, że on też będzie w porządku wobec nas. Trener Probierz widzi, jak trenuje, wie, w jakiej jest dyspozycji i na razie nie widzi go w składzie. Sezon jest jednak długi. Przyjdą kontuzje, kartki i każdy, kto na to zasługuje, na pewno dostanie swoją szansę – dodaje Cezary Kulesza. Turcy z Gaziantepsporu za roczne wypożyczenie pomocnika oferują 100 tysięcy euro. – Nie jest to oferta rzucająca na kolana. Nie tylko jego chcą Turcy. Taras Romanczuk, który rywalizuje z nim o miejsce w składzie, ma ofertę niemal trzykrotnie wyższą (z Konyasporu – przyp. red.). Propozycje miał też Karol Świderski. Wszystkie te zapytania odrzucaliśmy. Po odejściu Bartka Drągowskiego trener Probierz powiedział w szatni, że w tym składzie personalnym zostajemy do zimy. Wszyscy mieli tego świadomość, Jacek Góralski też – podkreśla prezes Kulesza.