Duże zainteresowanie nim wykazało Hull City, do którego kilka miesięcy temu trafił inny legionista, bramkarz Dusan Kuciak. Tygrysy mają zapłacić około 4 mln euro. Anglicy kontaktowali się z mistrzami Polski, ale na razie sprawa jest w zawieszeniu. Dla Legii i zawodnika priorytetem pozostaje awans do Ligi Mistrzów, a sprawa ewentualnego odejścia najlepszego napastnika rozstrzygnie się po spotkaniu rewanżowym z Dundalk. Jeśli wszystkie strony będą na tak, reprezentant Węgier zmieni klub – czytamy w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym”.
FAKT
Legia gra o 200 milionów – tak gazeta zapowiada dzisiejszy mecz Legii z Dundalk.
Nawet 90 milionów złotych może zarobić Legia na awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To oznacza, że w tym sezonie jej przychody przekroczą 200 milionów, a stołeczna drużyna zostawi daleko w tyle pozostałe zespoły ekstraklasy. Jednak najpierw trzeba zrobić dwa ostatnie kroki. Pierwszy dzisiaj wieczorem na Aviva Stadium w Dublinie, który kojarzył sie nam wszystkim z aferą biletową z udziałem Kazimierza Grenia (54 l.). W Irlandii panuje atmosfera święta. Cały kraj jednoczy się z piłkarzami Dundalk. – Ostatnie płotki w czasie biegu są zazwyczaj najtrudniejsze do pokonania, ale wiem, że piłkarze będą walczyć do końca – tak selekcjoner reprezentacji Irlandii, Martin O’Neil (64 l.) mobilizuje zawodników mistrza kraju.
GAZETA WYBORCZA
Legia u bram szeroko otwartych. To jedyny piłkarski tekst w GW.
Drzwi do LM znowu stoją otworem. I wydaje się, że szerzej otwarte być już nie mogą. Nie tylko dlatego, że pierwszy raz w historii mistrz Polski był rozstawiony w losowaniu decydującej rundy spotkań (dzięki temu uniknął meczów z Salzburgiem, Viktorią Pilzno czy Celtikiem). Ale też dlatego, że z drużyn nierozstawionych trafił na Dundalk, czyli najlepiej, jak mógł (uniknął Dinama Zagrzeb, Łudogorca, Kopenhagi). Szczęście w losowaniu dopisało, ale Legia mu dopomogła. Pracowała uczciwie od 2011 r. Dzięki regularnej grze w LE zbierała punkty do rankingu, które dały jej teraz rozstawienie we wszystkich rundach eliminacyjnych. – Losowanie było szczęśliwe, ale apeluję o spokój. Irlandczycy też się cieszą, że wylosowali właśnie nas. Nie jesteśmy jeszcze w LM – mówi trener Besnik Hasi. Ale wyeliminowanie BATE Borysów przez Dundalk i awans Irlandczyków do IV rundy już jest sensacją. Gra w fazie grupowej LM byłaby dla tego klubu gigantycznym wyczynem. Oszalałby cały kraj, który nigdy nie miał tam swojego przedstawiciela. Ba, nawet żaden nie grał w IV rundzie eliminacji. Dotychczas jego największym osiągnięciem był awans Shamrock Rovers do fazy grupowej LE (sezon 2011/12). Dla Legii to żaden wyczyn.
SUPER EXPRESS
“Superak” uświadamia nam, z jakimi ogórkami przyjdzie się dziś mierzyć.
Najlepszy piłkarz tej drużyny to napastnik David McMillan (28 l.), który jest w tym momencie najskuteczniejszym strzelcem eliminacji LM (5 goli, Nikolić ma 4). Na co dzień architekt, pracuje 25-30 godzin tygodniowo w jednej z irlandzkich firm. Inny piłkarz Dundalk, Dane Massey, jest elektrykiem, a Andy Boyle pracuje w firmie dostarczającej produkty mięsne. Reszta ima się różnych zajęć lub próbuje wyżyć z piłki. – Czołowi piłkarze Dundalk mogą zarabiać niecałe 50 tysięcy euro rocznie. Średnia roczna pensja w zespole oscyluje wokół 24 tysięcy euro -mówi nam jeden z irlandzkich dziennikarzy. To oznacza, że najlepsi piłkarze Legii zarabiają nawet 10 razy więcej niż ich irlandzcy rywale.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Nie macie prawa tego zepsuć – to apel dziennikarzy PS do piłkarzy Legii. Możemy tylko się przyłączyć.
W Irlandii niemalże świętują, meczem żyje cały kraj. Kibicom Dundalk oddano do dyspozycji specjalne pociągi, które dowiozą ich na Aviva Stadium w Dublinie (80 kilometrów), a następnie rozwiozą do domów. Pracownicy ochrony dzień przed spotkaniem byli podekscytowani tym, że według ich wiedzy irlandzki stadion narodowy się wypełni. Mecz ma zobaczyć z trybun 50 tys. kibiców, przynajmniej takie są zapowiedzi. Pojawią się jednak nie tylko Irlandczycy, bo wśród Polaków mieszkających w tym kraju także jest spore poruszenie. Można powiedzieć, że podział sił na trybunach będzie pół na pół. Jednak to nie kibice wygrywają, to piłkarze mają stanąć na wysokości zadania. Legia jest w ogniu krytyki, zasłużonej, bo spisywała się ostatnio poniżej krytyki. Atmosfera w drużynie także nie należy do najlepszych, ale nikt nie zamierza z nikim wojować, piłkarze i trenerzy koncentrują się na wspólnym celu – pokonaniu Dundalk i przekroczeniu bram raju, od których polskie drużyny odbijają się już dwie dekady. Pierwszy krok legioniści muszą postawić w Dublinie.
Niezależnie od tego czy Legia awansuje do LM czy nie, może stracić swoją najlepszą strzelbę – Nemanję Nikolicia. Ale spokojnie, ewentualny transfer dopiero po rewanżu w Warszawie.
Coraz bardziej prawdopodobne staje się, że Węgier po zakończeniu eliminacji Champions League pożegna się ze stołecznym klubem. Duże zainteresowanie nim wykazało Hull City, do którego kilka miesięcy temu trafił inny legionista, bramkarz Dusan Kuciak. Tygrysy mają zapłacić około 4 mln euro. Anglicy kontaktowali się z mistrzami Polski, ale na razie sprawa jest w zawieszeniu. Dla Legii i zawodnika priorytetem pozostaje awans do Ligi Mistrzów, a sprawa ewentualnego odejścia najlepszego napastnika rozstrzygnie się po spotkaniu rewanżowym z Dundalk. Jeśli wszystkie strony będą na tak, reprezentant Węgier zmieni klub.
Zbigniew Boniek mówi o tym, dlaczego od 20 lat nie było polskiego klubu w Lidze Mistrzów.
Polskie kluby bezskutecznie o fazę grupową Ligi Mistrzów biją się od dwudziestu lat. Zdecydowanie za długo.
Zupełnie nie dziwi mnie to, że naszym zespołom trudno uzyskać awans. Oszukujemy się i nie potrafimy odpowiedzieć na najprostsze pytania. Mówimy: “Nie graliśmy w Lidze Mistrzów od dwudziestu lat”. OK, ale od dwudziestu lat, jeśli ktoś potrafi prosto i celnie kopnąć piłkę, chce wyjeżdżać z polskiej ligi. Mamy wspaniałych zawodników, jednak pamiętajmy, że najlepsi występują za granicą. Przecież gdyby o sile topowej polskiej drużyny stanowili Szczęsny, Glik, Krychowiak czy Lewandowski, taki zespół grałby w Lidze Mistrzów w każdym sezonie. Teraz wszyscy mówią: “Mocne kluby chcą Polaków, zapłacono za tego czy tamtego miliony euro”. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że wszyscy ci gracze to zawodnicy, którzy szybko wyjechali z Polski. I jeśli porównamy pensje piłkarzy w silnych zachodnich klubach i drużynach Ekstraklasy, to trudno się im dziwić.
(…) Jaka jest recepta na regularną grę polskich klubów w Lidze Mistrzów?
Inteligencja, wizja i pieniądze. Bez pieniędzy trudno cokolwiek zdziałać. Łatwo jest narzekać na nasze kluby i słabe wyniki w europejskich pucharach, ale jak można walczyć o coś konkretnego przy budżecie 20-30 mln złotych? Nie byliśmy w Lidze Mistrzów od dwudziestu lat, jednak nie róbmy z tego tragedii. Nikt nie odpowiedział mi na pytanie: a dlaczego mielibyśmy awansować? Ktoś powie: bo nie tak dawno weszło na przykład BATE Borysów. To nie jest żadna argumentacja, w piłce zdarzają się niespodzianki.
Piast Gliwice uporczywie szuka napastnika.
Pozytywy w grze dwójką napastników widzi także czeski trener Piasta, który tłumaczy, dlaczego wcześniej zrezygnował z takiego ustawienia. – Josip narzekał na uraz i nie był w najwyższej formie. Trener Necek wciąż nie może doczekać się nowego napastnika, który pozwoliłby na występy dwójką piłkarzy w ataku. Działacze od kilku tygodni szukają następcy Martina Nespora, ale jakoś nie mogą znaleźć. – Nie chcemy popełnić błędu z wyborem zawodnika. Do tego zespołu potrzebny jest piłkarz grający twardo i walczący o górne piłki – wyjaśnia szkoleniowiec. Pierwszy na liście kandydatów był Marcin Robak z Lecha, ale po wstępnych rozmowach temat upadł, działacze skupili poszukiwania na zagranicznych napastnikach. Z naszych informacji wynika, że wytypowanych zostało kilku piłkarzy, a najbliżej transferu jest Czech Martin Doleżal. 26-letni napastnik FK Jablonec mierzy 190 centymetrów wzrostu. W tym sezonie wystąpił tylko w 2 ligowych meczach i strzelił jednego gola.
Czym zajmuje się Manuel Arboleda? Trzeba przyznać, że wiedzie mu się nie najgorzej.
Po powrocie do Kolumbii podjął treningi w klubie Deportes Tolima, jednak szybko zmienił plany. – Można powiedzieć, że stałem się biznesmenem – wyjaśnił Arboleda. Zainwestował w ziemię w Kolumbii i hodował krowy, wybudował też centrum handlowe, a obok zaczął stawiać pięciogwiazdkowy hotel. Nie zapomniał o futbolu. Podczas okolicznościowego meczu poznał idola z dzieciństwa Carlosa Valderramę. I kilka tygodni później zajęli się skautingiem, wyszukując kolumbijskie talenty. Na kolejny krok wpłynęło poznanie osoby z jeszcze większym przebiciem w futbolowym świecie. Może mało kto kojarzy Juana Carlosa Restrepo, ale za to trudno nie znać Jamesa Rodrigueza. Wspomniany człowiek to ojczym piłkarza Realu Madryt, który dwa lata temu zainwestował w klub Tolima Real i namówił Manuela do współpracy. – Jeśli miałbym określić swoją rolę, to tylko tam sprzątam – śmieje się Arboleda, który został głównym doradcą Juana Carlosa. Obaj panowie, wraz z czterema młodymi Kolumbijczykami, na niecały miesiąc wylądowali w Polsce, by położyć fundamenty pod nowy projekt. Dwóch młodych piłkarzy trafiło na testy do Warty, których nie przeszli, mimo początkowego zainteresowania trenerów. Zadecydowała różnica filozofii i nieprzystosowanie do fizycznej piłki. Dwóch kolejnych nadal jest testowanych w rezerwach Lecha. Za powrotem Arboledy stoją jeszcze kwestie sentymentalne. – Dwa tygodnie spędzimy w Poznaniu, po jednym w Krakowie i w Warszawie. Odwiedzimy oczywiście Franka! – śmiał się Manuel, wspominając swojego przyjaciela Franciszka Smudę.
Fot. FotoPyK