Od jakiegoś czasu Sevilla jest częstym gościem finałów, ale skutecznością może się pochwalić jedynie w Lidze Europy, bo puchary krajowe, bądź superpuchary krajowe i europejskie są dla niej jakby przeklęte, kompletnie im tam nie idzie. No i po tym meczu raczej możemy obstawić, że nic się w tym temacie póki co nie zmieni.
Miała Sevilla pomysł na ten mecz i to taki z gatunków niecodziennych, bo podeszli pod Barcelonę wysokim pressingiem, co przy bardzo dobrym wyszkoleniu technicznym piłkarzy Enrique ryzykiem jest przecież sporym. Tam każdy potrafi zagrać szybko i na jeden kontakt, więc ucieczka z takiej pułapki często jest dla nich łatwa. Tymczasem, w pierwszej połowie wcale tak nie było – obławy graczom z Andaluzji wychodziły bardzo zgrabnie, rzadko kiedy zawodnik Blaugrany miał moment dla siebie, żeby przyjąć piłkę, popatrzeć w lewo, w prawo i dopiero wtedy oddać futbolówkę. Nie, tu trzeba było decyzje podejmować od razu, bo za nim się obejrzysz, a już doskoczy do ciebie choćby Kiyotake.
Potrafiła więc Sevilla szybko przejąć piłkę, ale… wiele z tego nie było. Owszem, piłkarze w białych koszulkach wdzierali się w pole karne Barcy ze skrzydeł, ale to ostatnie podanie zawsze było złe – albo pod nogi rywala, albo w ogóle do nikogo. Brakowało konkretów, a coś do protokołu w rubryce bramki musisz dać – szczególnie, jeśli grasz u siebie. Sevilla miała przewagę w pierwszej połowie, jednak wszyscy o tym jutro zapomną, bo na wynik w ogóle się to nie przełożyło.
Konkrety przedstawiła więc Barca. Miał setkę Luis Suarez, ale po kapitalnym przyjęciu chyba trochę zlekceważył strzał i Sergio Rico wyczuł jego uderzenie. No, ale Suarez to napastnik klasowy, więc myli się zazwyczaj raz, przy drugiej znakomitej okazji będzie i zresztą był już bezlitosny. Ależ akcję bramkową zmontowali goście, cudo – Denis Suarez posłał podcinką piłkę w pole karne, Turan zgrał klatką piersiową do Luisa Suareza, a ten postawił kropkę nad i. Potem swoje trzy grosze dorzucił wprowadzony Munir, który ładnie wykorzystał podanie od Messiego. Widać, że ta Barca to jeszcze nie to, momentami była flegmatyczna, przewidywalna, ale dziś dwa przebłyski starczyły na dobry wynik.
Kolejny finał i chyba znów nic z tego – Sevilla jedzie na rewanż z paskudnym wynikiem.