Waldemar Fornalik już wielokrotnie pokazywał, że jest w stanie zrobić coś z niczego. Kiedy silniejsze i bogatsze kluby podbierają mu piłkarzy, on wzrusza ramionami i pracuje dalej – pod jego skrzydła nie trafiają piłkarze, będący „na górce”, tylko ci zagubieni, nieco wypaleni albo młodzi i perspektywiczni. I chociaż trener Ruchu dokonywał już w Chorzowie cudów i wypromował kilku sensownych zawodników, to w temacie obsady bramki wydaje się bezradny. Niebiescy są na dobrej drodze, by ten sezon rozegrać bez bramkarza.
Dziesięć goli w czterech spotkaniach stracili podopieczni Fornalika, najwięcej w lidze. I wiele wskazuje na to, że ten wynik z każdą kolejką będą podkręcać.
Szybko okazało się, że Wojciech Skaba nie bez powodu w ostatnich pięciu latach zaliczył skromnych 18 spotkań w lidze. Długo wydawało się, że to idealny rezerwowy – nie marudzi, nie smęci, normalnie pracuje, ciągle jest gotowy do gry i w razie konieczności wskakuje do składu, nie popełniając głupiego błędu. Wydawać się tak mogło, bo w Chorzowie przez dwa sezony został sprawdzony w Ekstraklasie tylko cztery razy. No więc teraz, kiedy dostał szansę na starcie rozgrywek:
– Popełnił błąd przy golu dla Górnika Łęczna, kiedy nie porozumiał się z parą stoperów Cichocki-Koj (oni też zawinili), nie ruszył się z linii bramkowej na centymetr i po lekkim uderzeniu Śpiączki puścił piłkę właściwie między rękami.
– Popełnił błąd przy drugim golu dla Arki Gdynia, dzięki czemu Bozok, będąc od bramkarza szybszym, mógł spokojnie uderzyć.
– Popełnił mniejszy błąd przy trzecim golu dla Arki, gdy Siemaszko uderzył po krótkim słupku – w miejsce, którego pilnowć powinien bramkarz.
Dwa mecze i trzy pomyłki Skaby. Paradoksalnie, najlepszy w jego wykonaniu był występ z Jagiellonią, w którym puścił cztery bramki. Miał ze dwie niezłe interwencje, za żadnego z goli nie można go obwiniać, choć być może niektórzy zdołaliby odbić piłkę po główce Świderskiego na 4:1. Czwartego meczu w tym sezonie Skaba na razie nie rozegrał.
Na Wisłę Płock wyszedł bowiem w składzie 21-letni Kamil Lech. I to on w pierwszej kolejności ponosi odpowiedzialność za to, że Niebiescy ten mecz zremisowali zamiast wygrać. Dlatego, że debiutant w Ekstraklasie:
– Spóźniony wyszedł do dośrodkowanej piłki i dał się ubiec Jose Kante.
– Wybiegł do piłki daleko przed pole karne i wybijał ją tak, że nabił Merebaszwilego.
A przecież prawdziwa tragedia wisiała nad jego głową – jeszcze przy stanie 0:0 wypluł uderzoną prosto w siebie piłkę i w ostatniej chwili zdążył ubiec nadbiegającego już rywala. Młody bramkarz, syn Piotra Lecha, był więc krok od swoistego hattricka.
I pytanie, co zrobi teraz Fornalik. Skaba – kiepski, myli się. Lech – może i perspektywiczny, ale fatalnie zaczął, choć w tygodniu zrehabilitował się naprawdę dobrym występem w Pucharze Polski. Miszczuk – sprowadzony latem, ale to zagadka, bez debiutu w Ekstraklasie. Trener Ruchu może już chyba tylko próbować wyprosić nowy transfer.
Fot. FotoPyK