– Powoli łapię słówka, ale na początku uczę się takich boiskowych, żeby jak najlepiej dogadywać się z chłopakami na murawie i rozumieć trenera. Też jak siedzę w szatni, to uczę się się na bieżąco, zapisuję jakieś zwroty na kartce – mówi Karol Linetty. Rozmawiamy z nowym pomocnikiem Sampdorii o jego początkach w klubie, meczu z Barceloną, nierealnym Messim i szybko zdobytej okładce. Zapraszamy.
Zaczynasz przygodę z Sampdorią między innymi od meczu z Barceloną, więc z wysokiego C. Jak wrażenia?
Można powiedzieć, że nie zdążyłem pomarzyć o zagraniu na Camp Nou przeciwko Barcelonie, a to już się stało. Wspomnienie i doświadczenie, które będę pamiętał do końca życia, mega fajnie zobaczyć takich zawodników z najwyższej półki z bliska i zagrać przeciwko nim. Na pewno wiele się można nauczyć. W drugiej połowie było już bardziej wyrównane spotkanie, stwarzaliśmy sobie sytuacje, choć na pewno mieliśmy ich mniej niż Barcelona, jednak dwa gole udało się strzelić.
Jak Messi wygląda z perspektywy boiska? Czułeś, że ten wolny wpadnie?
Wygląda jakby grał w FIFĘ, tak nierealnie. Jak on jest przy piłce, to wszystko jest możliwe, więc miałem w głowie takie przeczucie.
Jak się czułeś piłkarsko w starciu z Barcą?
Podchodziłem do tego tak, żeby złapać marzenia i cieszyć się tą chwilą, ale też wykorzystać swoją szansę. Próbowałem coś od siebie dodać, ale nie widziałem meczu w telewizji i jak to wyglądało.
Jesteś zadowolony z tego występu?
Zawsze można się w paru sytuacjach lepiej zachować, ale cieszę się, że zagrałem w takim meczu i oby jak najwięcej podobnych przede mną.
Jak minęły ci pierwsze dni w Genui?
Bardziej organizacyjnie – załatwiałem różne sprawy, oglądałem mieszkania, w czym pomógł mi klub, jutro się wprowadzam, jest dziewczyna ze mną, która mi pomaga, odwiedził mnie menedżer. Przyjechałem, to mieliśmy dwa dni wolnego, więc uczyłem się włoskiego – chcę go pojąć jak najszybciej, więc takie rzeczy.
Jak ci idzie nauka?
Powoli łapię słówka, ale na początku uczę się takich boiskowych, żeby jak najlepiej dogadywać się z chłopakami na murawie i rozumieć trenera. Też jak siedzę w szatni, to uczę się się na bieżąco, zapisuję jakieś zwroty na kartce. W tygodniu mam około 6-8 godzin nauki, bo to będą albo dwie godzinny dziennie, albo co drugi dzień – tego jeszcze nie wiem.
Dajesz sobie ileś czasu, żeby ogarnąć ten język choćby w stopniu komunikatywnym?
Na pewno chciałbym jak najszybciej, mam prywatnego nauczyciela, żeby mieć jak najlepszy kontakt z chłopakami, móc z nimi rozmawiać i czuć się przede wszystkim swobodnie.
Ale po angielsku rozmawiasz?
Tak, spokojnie. Mam też w zespole Słowaków, Czecha, dwóch Chorwatów i czasem jak oni ze sobą rozmawiają, to rozumiem, bo to dość podobne języki.
Jak przyjęła cię szatnia?
Pozytywnie, właśnie chłopacy ze Słowacji i Czech przygarnęli mnie do siebie. Ale starsi też są w porządku, choć wiadomo, że na początku się stresowałem, bo po raz pierwszy zmieniłem klub i to była dla mnie niewiadoma. Później na boisku już poczułem atmosferę i myślę, że źle nie było, czuję się dobrze. Chrztu nie miałem, nie wiem czy będzie, zobaczymy (śmiech).
Rozmawiałeś już z Giampaolo o swojej roli w zespole?
Rozmawiałem z drugim trenerem, na temat mojej pozycji, jakie mam założenia, co muszę robić na boisku i staram się to realizować. Włoska piłka słynie z taktyki, sporo jest przesuwania, musimy być blisko siebie i podpowiadać sobie nawzajem. Mam być pomocny zarówno w ataku, jak i defensywie, zresztą mnie ciągnie, żeby pobiec do przodu, a z tyłu trzeba po prostu zrobić swoje.
Trener miał dla ciebie duże znaczenie przy transferze? Wiadomo, że rozwinął się przy nim Zieliński.
Tak, pytałem Piotrka Zielińskiego o zdanie. Mówił, że to bardzo dobry trener i na pewno rozwinę się pod jego skrzydłami. Rozmawiałem też z Bartkiem Salamonem, Pawłem Wszołkiem, bo byli w Sampdorii i taką decyzję podjąłem, to był już ten czas i moment, by zrobić ten krok. Analizowałem też to z rodziną i Fabryką Futbolu wiedząc, że trener widzi mnie w zespole.
A z Nawałką?
Był za, rozmawiałem z nim i stwierdził, że to dobry kierunek.
Lech był już dla ciebie chyba za ciasny?
Czułem, że potrzebuję czegoś innego, bo spędziłem tam 10 lat. Szmat czasu, chciałem nowych wyzwań, no i mam (śmiech).
Czym różnią się treningi tam, od tych w Lechu?
Na pewno jest więcej taktyki, zwracają uwagę na detale – każdy metr się liczy, czy za mało, czy za dużo przy przesuwaniu. Dużo ćwiczymy z piłką, ale na treningach przygotowawczych też nie ma problemu, żeby pobiegać.
Jaki jest poziom kolegów na treningach w porównaniu do tych z Lecha? Ale tak z ręką na sercu.
Na pewno piłka szybciej tutaj chodzi, mi to pasuje, myślę, że się w tym odnajduję – chcę się rozwijać. Włoska piłka słynie z tego, że masz 1,5 sytuacji na gola i musisz to wykorzystać, a potem mądrze się bronić.
Ktoś ci specjalnie zaimponował?
Nie będę nikogo wyróżniał, bo podoba mi się cały zespół. Podpatruję wszystkich, od każdego mogę się czegoś nauczyć.
Jaką bazę ma Sampdoria? Ile boisk, jak z odnową, siłownią?
Siłowni nie widziałem (śmiech). Nie miałem jeszcze okazji. Są dwa pełnowymiarowe boiska, obok mamy też akademię, więc jest zbiór kilku boisk – naturalne i sztuczna.
Jak ci się podoba Genua? To chyba ładne miejsce do życia?
Nie miałem jeszcze okazji, żeby coś zobaczyć, dziś wróciliśmy dopiero z Barcelony. Wieczorem tylko coś zjeść, z powrotem do hotelu, zrobić swoje ćwiczenia regeneracyjne i tyle.
Kibice już cię rozpoznają?
Nie.
Jak po pół roku zaczną, to znaczy, że coś tu osiągnąłeś.
Na pewno będę chciał, żeby stało się to jak najszybciej. Chcę wbić się do pierwszej jedenastki, pomóc drużynie – bramki i asysty będą dodatkiem, które też dadzą coś zespołowi. Przyjechałem tu żeby walczyć, na pewno nie będzie mnie satysfakcjonowało oglądanie chłopaków z ławki.
Okładkę już zaliczyłeś, w Sporcie, przy podaniu Messiego z przewrotki.
Słyszałem (śmiech). Magiczna akcja, myślałem, że tak można tylko w FIFIE, a zobaczyłem to na własne oczy.
Rozmawiał Paweł Paczul