Futbolu nie wymyślono wczoraj, żeby nie znać jego najprostszej zasady – zlekceważysz rywala i nastawisz się na spacer, to czeka cię wspinaczka na K2 zimą w sandałach. Prosta reguła, wystarczy ją wkuć na pamięć i życie jest łatwiejsze. A Legia nie, jak najbardziej nieogarnięty i uparty uczeń w klasie, ma to w dupie. Efekty – jeszcze nie połowa sierpnia, a ekipę Hasiego wylano z Pucharu Polski.
Legia od drugiej połowy, cytując klasyka, to jest jakaś porażka. Wyszli na boisko prowadząc 2:0 myśląc, że reszta zrobi się sama – Górnik zwątpi w awans, będzie można przeczłapać 45 minut i fajrant, jedziemy do domu. Guzik prawda, podopieczni Brosza wzięli się w garść i po prostu zaczęli walić w Legię jak w bęben. Raz, dośrodkowanie z rzutu rożnego i gola trafia słaby do tego momentu Kopacz. Dwa, Kurzawa strzela taką bramkę, że o matko boska – przyjął sobie piłkę w kozioł i walnął w okolice wideł gdzieś z 30 metrów. Miazga, to uderzenie będzie pewnie najchętniej pokazywaną akcją tej edycji Pucharu Polski. W każdym razie, 15 minut potrzebowali zabrzanie, żeby powiedzieć: panowie, chcieliście spaceru? No to my was przeczołgamy.
CO ZA GOL! @GornikZabrzeSSA – @LegiaWarszawa 2:2! Do siatki trafił Rafał Kurzawa. pic.twitter.com/QIjfMFuw1a
— Polsat Sport (@polsatsport) 10 sierpnia 2016
Dogrywka. Legioniści grają na trzech frontach, zaraz najważniejszy dwumecz od lat, Jodłowiec chyba w końcu padnie na boisku, a oni zapewniają sobie 30 minut biegania ekstra, zamiast siedzieć już w autokarze do domu. Co gorsza, dodatkowy czas był tak naprawdę zbędny, bo Górnik walnął trzecią bramkę – Sergio Ramos Bartosz Kopacz po rzucie rożnym – i finito, po ptakach. Dramatycznie to wyglądało, bo jeszcze Dąbrowskiego łapały skurcze i koniec meczu spędził jako słup na połowie rywala. Miało być przyjemnie, a Legia wyjeżdża okropnie zmęczona i jeszcze bardziej przegrana.
A nic tego nie zapowiadało, kompletnie. Wojskowi w pierwszej połowie byli lepsi w każdym elemencie gry, nawet Stevie Wonder wiedziałby, kto tu jest mistrzem, a kto spadł z ligi. Górnik za nic nie mógł zatrzymać rywala, krzywdę zrobił im nawet Aleksandrow, który celnie (!!!) dośrodkował na głowę Hamalainena i mieliśmy 1:0. Potem ładna klepka Jodłowca z Nikoliciem, strzał z ostrego kąta i 2:0. Zabrzanom nie wszedł nawet karny, wyjęty przez Cierzniaka. Legia pomyślała, że jest po herbacie, a niedługo później musiała pić piwo, które sobie sama nawarzyła.
A, słówko jeszcze o debiutach, bo poza awansem, którego ostatecznie nie ma, to właśnie postawa nowych zawodników interesowała kibiców przyjezdnych. Cóż, wyszło przeciętnie, może nawet słabo. Dąbrowski zrobił karnego i nie nadążył z asekuracją Rzeźniczaka przy bramce kontaktowej Górnika, a Odjidja-Ofoe… Hm, widać, że gość umie grać w piłkę i jest w nim jakość, ale dziś fizyczność kompletnie nie pozwala mu tego pokazać. Potrzebuje czasu na sałacie i zrzucenia paru kilo, bo teraz tempo naszego futbolu go przerasta, a co dopiero, jak dojdzie Europa. Głupie straty, podanie do Kurzawy na bramkę, dynamika wozu z węglem – generalnie do zmiany. Ale Hasi jakoś nie chciał tego zobaczyć i trzymał gościa do 90. minuty.
***
Komplet wyników:
Fot. FotoPyk