Najlepszą drużyną pierwszych kolejek Ekstraklasy jest Jagiellonia Białystok – tak mówi aktualna tabela. Z kolei najlepszym piłkarzem uznać trzeba Konstantina Vassiljeva – tak mówi wszystko, w tym klasyfikacje not, strzelców, a także asyst, w której dorównuje mu tylko dwóch piłkarzy. Jednak sprowadzanie dobrej postawy drużyny tylko i wyłącznie do eksplozji formy “Cesarza Estonii” wydaje nam się nie do końca na miejscu. Od pewnego Kelemena, przez w miarę solidną obronę i środek pola oraz skrzydła, aż po szpicę – “Jaga” funkcjonuje tak, jak powinna. A Michała Probierza musi przede wszystkim cieszyć ostatni z tych faktów.
No bo czy można stworzyć poważną drużynę bez gościa, który zagwarantuje dwucyfrową liczbę goli w sezonie? Teoretycznie jest to możliwe, nawet trzeba powiedzieć więcej – jeśli się taka sztuka się udaje, spływają pochwały za to, że ekipa nie jest uzależniona od strzeleckiej formy jednego gracza (przykład – Zagłębie Lubin z poprzedniego sezonu). W praktyce jednak skuteczna “dziewiątka” to skarb – pewnie im wam zdarzyło się np. zastanawiać, gdzie byłaby dziś Legia, a gdzie Lech, gdyby w Poznaniu kilkanaście miesięcy temu uznano, że to jednak reprezentant Węgier jest wyborem lepszym niż Thomalla czy Robak.
Jagiellonia w zeszłym sezonie przez brak skutecznego piłkarza po prostu cierpiała. Słabiutka obrona swoją drogą, fakt, że nie za bardzo miał kto strzelać – swoją. Po odejściu Tuszyńskiego i Piątkowskiego, było tak źle, że najskuteczniejszym piłkarzem drużyny był Konstantin Vassiljev z dorobkiem 7 bramek, czyli takim, który w tej formie może powtórzyć już w następnej kolejce. Dalej?
– Przemysław Frankowski (6 goli),
– Piotr Grzelczak (6 goli),
– Karol Świderski (4 gole),
– Fedor Cernych (4 gole).
Gdy przyjrzymy się tym dorobkom bliżej, trzeba jednak powiedzieć, że: za 21-letni skrzydłowy ma za sobą udany sezon pod kątem strzeleckim, Grzelczak był po prostu Grzelczakiem, który przy dobrych wiatrach potrafi strzelić więcej niż 5 goli w sezonie (jego rekord to 8), a i młodego Świderskiego można usprawiedliwić tym, że więcej razy wchodził z ławki niż grał od początku. Wymówki nie znajdujemy tylko dla Cernycha (no i Sekulskiego, który teraz strzela w Koronie, ale on po prostu przegrał rywalizację i nie grał).
Litwin to bez dwóch zdań jedno z większych rozczarowań poprzednich rozgrywek. W zdecydowanie słabszym Górniku Łęczna sieknął 11 goli (do tego dorzucił 6 asyst), generalnie wyglądał tak dobrze, że w klubie z Lubelszczyzny przez jakiś czas unosił się zapach pieniędzy, które będzie można za niego zgarnąć. Mówiło się nawet o kontrahencie z Zachodu, piłkarza oglądali różni skauci, ale stanęło na Jagiellonii i kilkuset tysiącach polskiej waluty. Też nie najgorzej. Z punktu widzenia Górnika rzecz jasna, bo “Jadze” Cernych dał znacznie mniej, niż powinien. – Zadowolił się tym, że gra, a nie, że może kiedyś trafić do topowego klubu – mówił w rozmowie z nami Michał Probierz i mieliśmy jasność, gdzie jest pies pogrzebany.
No i wracamy do początku – postawa napastników Jagiellonii na początku sezonu naprawdę zwiastuje lepsze czasy. Już z dobrej strony zdążył pokazać się Maciej Górski, lecz przede wszystkim obudził się Cernych. Najpierw gol z Legią, później przyzwoite występy z Ruchem i Lechem, teraz jeden z najlepszych meczów na polskich boiskach. Przeciwko Arce Litwin maczał palce w zdobyciu wszystkich czterech goli (dwa strzelił sam, przy jednej asystował i wywalczył karnego). Można nawet powiedzieć, że zrobił z Dawidem Sołdeckim coś podobnego do słynnej masakry na linii Robak-Wołąkiewicz.
Teraz tylko powtórzyć to w jak największej liczbie spotkań, zerwać z łatką piłkarza chimerycznego. Na razie na podobną ksywkę jak Vasilljev jeszcze nie zasłużył, ale sezon jest długi.
W Lechu w dalszym ciągu trwa challenge pt. “wygraj mecz ligowy z Maciejem Wiluszem w pierwszym składzie”. Nie udało się to od 20 września 2014 i meczu z Zawiszą, w którym kwartet ofensywny stanowili: Wagner, Kadu, Carlos i Vasconcelos. Rozjechali się po świecie i pewnie nie mają nawet świadomości, że byli uczestnikami historycznego wydarzenia. Jan Urban może już nie doczekać przełamania, ciekawi jesteśmy, czy kolejny trener również podejmie wyzwanie.
Fot. FotoPyK