Górnik Łęczna. Jeśli mamy być szczerzy, to przesadnymi optymistami w ich kontekście nie jesteśmy. W dwóch ostatnich latach klub bił się o utrzymanie, za każdym razem kończył rozgrywki jedną pozycję nad strefą spadkową. Teraz też, zwłaszcza po analizie letnich transferów, będzie bronił się przed spadkiem. I znów wszystko w nogach Grzegorza Bonina.
Być może pamiętacie, że Bonin to były reprezentant Polski. Zagrał raz, w 2006 roku, za kadencji Pawła Janasa, a z Wikipedii dowiecie się, że przy okazji meczu z Litwą był jednym z kadrowiczów, którzy podpisali apel „Alkohol nie jest dla nieletnich”. Później też otrzymywał powołania, ale liczby występów nie powiększył. W 2011 r., będąc jednym z lepszych prawoskrzydłowych ligi, przeszedł z Górnika Zabrze do Polonii Warszawa. Kontrakt dostał na najwyższym poziomie, Józef Wojciechowski opowiadał w prasie, że kiedy Jagiellonia proponowała Boninowi 40 tysięcy złotych miesięcznie, on musiał zapłacić dwa razy więcej.
– Za każdą przegraną w pierwszej kolejności byłem obwiniany ja. W styczniu doszliśmy do wniosku, że ta współpraca nie może funkcjonować dalej na normalnych zasadach. Nie było już sensu. (…) Poza tym, jeśli o mnie pisano, to nie o tym, jak grałem, a ile dostawałem miesięcznie. Pod koniec pobytu w Polonii usłyszałem, że odchodzę wcale nie dlatego, że jestem taki słaby, tylko zarabiałem takie pieniądze i padłem ofiarą tych zarobków – opowiadał w rozmowie z Piotrkiem Tomasikiem Bonin, już jako piłkarz ŁKS-u.
Wtedy zaczął się zjazd Bonina. Jedna runda w Warszawie, jedna w Łodzi (grał naprawdę nieźle), jedna w Szczecinie, jedna w Zabrzu… Wreszcie – witaj, Łęczno. Witaj, pierwsza ligo.
Bonin rozgrywa właśnie na Lubelszczyźnie czwarty sezon. Przychodził jako 29-latek, na dzień dobry zrobił z Górnikiem awans i ani razu nie zszedł poniżej solidnego poziomu:
2013/14 (I liga) – 32 mecze, 9 goli, 5 asyst
2014/15 (Ekstraklasa) – 34 mecze, 6 goli, 5 asyst
2015/16 (Ekstraklasa) – 34 mecze, 8 goli, 3 asysty
I ten sezon Bonin też zaczyna z wysokiego C. To on napędza Górnika i kreuje grę, to po jego akcjach padły oba w tym sezonie gole – po jego strzale piłkę do własnej siatki skierował Milinković-Savić z Lechii, po jego dograniu Śpiączka pokonał Skabę z Ruchu. Zresztą, z chorzowianami Bonin trafił również w poprzeczkę. Korzystnych dla siebie liczb ma więcej, co potwierdzają statystyki Ekstrastats.pl po trzech kolejkach:
– 3 stworzone sytuacje, czyli całkiem nieźle. Drugi najlepszy zawodnik w zespole – Grzelczak stworzył jedną
– 8 kluczowych podań (ostatnich przed strzałem), czyli naprawdę dobrze. Grzelczak i Drewniak mają po pięć, Pitry – cztery
– 10 strzałów, zdecydowanie najwięcej z całej drużyny. Celność zawodzi, tylko jedno uderzenie w światło bramki, ale do niecelnych zalicza się m.in. ta poprzeczka
Jednym słowem: lider. Potwierdza to w czwartym z kolei sezonie boisko, potwierdzają również liczby. Bonin co roku odgrywał kluczową rolę, ale za każdym razem miał jednocześnie niemałe wsparcie. Kiedy górnicy walczyli o Ekstraklasę, bramki zdobywał wypożyczony z Pogoni Zwoliński. Kiedy pełnili rolę beniaminka, świetnie spisywał się Cernych, który został sprzedany do Jagiellonii. A w poprzednim sezonie zespół z Łęcznej najbardziej chwalono, gdy napędzające trio stanowili Bonin-Nowak-Piesio. Rzecz jednak w tym, że Piesio gra poniżej swoich możliwości i stracił miejsce w składzie, Nowaka w klubie już nie ma, tak jak i Świerczoka, który – cokolwiek o jego charakterze powiedzieć – zdobył siedem bramek w poprzednim sezonie.
Kto więc stanowi o ofensywie tego zespołu? Jest Pitry, który w poprzednich rozgrywkach zazwyczaj był rezerwowym, jest wchodzący z ławki Śpiączka. Są też sprowadzeni latem Grzelczak, którego nie chciano już w Białymstoku oraz niejaki Vukobratović. No i Bonin.
Tak, w nim znów cała nadzieja.
fot. FotoPyK