Gdy Adrian Mierzejewski zamieniał turecki Trabzonspor na Al-Nassr z Arabii Saudyjskiej, pytaliśmy czy to aby jeszcze nie za wcześnie na skok na kasę. Miał dopiero 27 lat, czyli był w tym okresie, o którym mówi się, że jest dla piłkarza najlepszy w karierze. No i był świeżo po swoim najlepszym sezonie w życiu, jego liczby wyglądały naprawdę przyjemnie (40 spotkań, 7 goli i 14 asyst). Chyba można było pokusić się o kontrakt w miejscu, gdzie futbol stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie, choć oczywiście ciężko mieć pretensje do kogoś o to, że chce wycisnąć z kariery jak najwięcej, wybierając ścieżkę, na końcu której z wielką satysfakcją sprawdza się stan konta. Ale odcinać kupony też można na różne sposoby. Mierzejewski robił to z klasą.
Po dwóch latach kończy się jego przygoda z Al-Nassr. Klub popadł w tarapaty finansowe, od pewnego czasu zanosiło się na to, że trzeba będzie powiedzieć sobie “do widzenia” i rozwiązać ważną jeszcze przez rok umowę. Atmosfera rozstanie? Raczej pełne zrozumienie. Po Twitterze od jakiegoś czasu hula hasztag #ThankYouAdrian, kibice żegnają tam polskiego piłkarza naprawdę godnie. Jak gwiazdę dużego formatu, którą niewątpliwie w Arabii Saudyjskiej był.
Ujmijmy to tak – jest za co dziękować. Zresztą od samego początku zanosiło się na to, że może to być udana przygoda. Zaraz po przeprowadzce, w sierpniu, Mierzejewski został wybrany piłkarzem miesiąca w tamtejszej lidze, przedstawił się na najlepiej jak mógł. A później już tylko udowadniał, że warto było wyłożyć za niego trzy miliony euro i zarezerwować jedno miejsce w składzie w ramach limitu obcokrajowców. Do końca sezonu strzelił 11 goli i zaliczył 10 asyst. Sam zgarnął tytuł najlepszego pomocnika tamtejszej ekstraklasy, a Al-Nassr obroniło mistrzowski tytuł. Do pełni szczęścia zabrakło w zasadzie tylko lepszego startu w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, rozgrywki te skończyły się dla ekipy Polaka na fazie grupowej.
Drugi sezon to z kolei zdecydowanie słabsza postawa drużyny, którą w międzyczasie przejął słynny Włoch Fabio Cannavaro (popracował od października do lutego, zastąpił go Raul Caneda), ale nie samego Mierzejewskiego. On robił, co mógł, by pociągnąć ten wózek we właściwym kierunku. Al-Nassr tym razem finiszowało na ósmym miejscu (w LM znów klapa w grupie), ale on 12 razy wpisał się na listę strzelców (z czego 10 razy samej w lidze, był jej siódmym strzelcem, a w samej drużynie zdecydowanie najlepszym) i zaliczył 7 asyst.
Klasa, nawet jeśli nie mamy najwyższego mniemania o poziomie tamtejszych rozgrywek. No i nie ukrywajmy – pozycję wyjściową w negocjacjach z kolejnym klubem Mierzejewski ma dzięki temu zdecydowanie nie najgorszą, szczególnie w tamtych rejonach świata.