W umowie Norwegowie zapewnili sobie możliwość pierwokupu i chcą z niej skorzystać. Muszą jednak zapłacić 500 tys. euro. Dla klubów ta kwota jest dosyć wysoka, ale w Stromsgodset mogą zdecydować się na wykupienie piłkarza z Kolejorza, by potem sprzedać go z zyskiem. Zgodnie z umową, zmiana klubu przez Gambijczyka będzie możliwa najwcześniej w zimowym oknie transferowym. I to może być przeszkodą w przeprowadzeniu transakcji z Lechem. Wielce możliwy jest też wariant, że Keita wróci do Kolejorza i jeszcze w sierpniu zostanie sprzedany. Skrzydłowym interesują się dwa kluby angielskiej Championship: Fulham i Queens Park Rangers – “Przegląd Sportowy” bierze dziś pod lupę Muhameda Keitę.
FAKT
Na start czysto informacyjny tekst o Kapustce (odpuszczamy) i sprawozdanie po meczu Legii z wypowiedziami Hasiego.
Jego drużynie należy się jednak nagana za postawę w obronie. Stołeczna ekipa zbyt często dopuszczała Słowaków pod własną bramkę. Szybcy skrzydłowi, Samuel Kalu (18 l.) i Aliko Bala (19 l.) bez problemów przedostawali się w okolice pola karnego Arkadiusza Malarza (36 l.). – Niektórzy zawodnicy dopiero dochodzą do właściwiej formy. W pierwszym meczu z Jagiellonią zagraliśmy dobrze w pierwszej połowie. Cały czas pracujemy nad kreatywnością. Gramy często i czasami trudno jest przygotować piłkarzy, aby byli na odpowiednim poziomie fizycznym – nie ukrywał trener Hasi.
Jest też tekst z wypowiedziami Jacka Kruszewskiego, prezesa Wisły Płock.
Działacze Wisły są zadowoleni z kadry, którą stworzyli. – Może dołączy do nas jeden piłkarz, ale tylko taki, który wniesie coś pozytywnego do drużyny. Wierzę, że jeszcze więcej mogą nam dać Kriviec, Furman czy Merebaszwili, który nieźle zaprezentował się w meczu z Legią. Potrzebują tylko czasu, żeby wkomponować się w zespół. W kolejnych spotkaniach powinno nam być już łatwiej – uważa prezes.
GAZETA WYBORCZA
Kapustki wybór idealny. Jak się domyślacie, nie jest to tekst o dylematach w warzywniaku.
Polak przechodzi do klubu, który niemal na pewno czeka sezon gorszy niż poprzedni. Ale to nie znaczy, że będzie to sezon nieudany. Po prostu Leicesterowi będzie ekstremalnie trudno zbliżyć się do tego, co osiągnęło w ostatnim. Rok temu zespół był mocnym kandydatem do spadku z Premier League, ale niespodziewanie zdobyło mistrzostwo Anglii. Na Wyspach to największa sensacja w XXI wieku, jedna z największych w historii. Leicester wystrzelił się w kosmos, ale władze klubu nie oderwały nóg od ziemi nawet na centymetr. Nie zepsuły ich premie za mistrzostwo ani udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Wciąż zarządzają klubem, jakby poprzedni sezon w ogóle się nie wydarzył. Tego lata sprowadzili siedmiu piłkarzy za 47 mln euro, sprzedali dwóch za 45,8 mln. Czyli tak naprawdę wydali grosze. Tak samo zachowuje się trener Claudio Ranieri, który niedawno powiedział, że celem obrońców tytułu jest zdobycie 40 punktów gwarantujących utrzymanie. Dopiero potem Leicester ma się zacząć starać o miejsce w górnej połowie tabeli, może powalczyć o Puchar Ligi albo Puchar Anglii.
Mamy jeszcze tekst zapowiadający Igrzyska Olimpijskie, na które jedzie Neymar.
Ronaldo, Ronaldinho, Romario, Bebeto, Rivaldo, Roberto Carlos – wszyscy najwybitniejsi brazylijscy piłkarze ostatniego ćwierćwiecza próbowali odczarować olimpijskie złoto i żadnemu się nie udało. Neymar ma za sobą próbę z Londynu, gdzie “Canarinhos” przegrali finał z Meksykiem 1:2. Czara goryczy się przepełniła. Teraz Brazylijczycy grają u siebie, ale ich piłka dawno nie była w tak głębokiej depresji. Mundial sprzed dwóch lat pozostanie naznaczony hańbą półfinałowej klęski z Niemcami 1:7. Po nim było tylko gorzej. Brazylijczycy dwa razy polegli w Copa América – miesiąc temu na turnieju uświetniającym stulecie rozgrywek już w fazie grupowej! W kwalifikacjach mundialu w Rosji “Canarinhos” są dopiero na szóstym miejscu – poza strefą baraży. Atmosfera w najbardziej utytułowanym piłkarsko kraju świata pachnie katastrofą. Neymar i jego koledzy mają zmienić bieg historii. Wyrwać tamtejszy futbol z marazmu. To dla nich misja, wręcz patriotyczny obowiązek.
SUPER EXPRESS
Krótka zapowiedź meczu Zagłębia i mocno tabloidowy tekst na start…
Dalej mamy tylko tekst po meczu Legii. Odpuszczamy, idziemy dalej.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
I tekst z okładki. “PS” oddycha z ulgą po wczorajszym wieczorze.
– Kluczowe będzie to spotkanie w Żylinie. Bo u nas, jak kibice rykną, to Słowacy się przestraszą – usłyszeliśmy od osób pracujących w Legii jadąc na pierwszy mecz z AS Trenčin. Tam udało się wygrać, ale ta teoria się nie sprawdziła. Młodzieńcza fantazja niosła mistrzów naszych południowych sąsiadów i przy Łazienkowskiej. A jeśli ktoś wyszedł na murawę zdenerwowany, to gospodarze. Stawka spotkania była znana – lekko licząc 20 milionów złotych i miejsce w fazie grupowej Ligi Europy. Obawy istniały, ale z drugiej strony, Legia od kilku sezonów regularnie gra w europejskich pucharach, zbiera doświadczenie, które ma procentować. Jednak na boisku tego nie było widać. Tydzień wcześniej Słowacy atakowali z rozmachem, ale wypracowali może dwie stuprocentowe okazje do strzelenia gola. Przy Łazienkowskiej pod tym względem było z ich strony lepiej, choć to legioniści swoimi błędami prowokowali zagrożenie pod bramką Arkadiusza Malarza. A to Igor Lewczuk, a to blok obronny nie zrozumiał, który z zawodników ma pobiec do piłki i bywało gorąco. Najbliżej pokonania polskiego bramkarza był Aliko Bala, który mając przed sobą tylko jego, strzelił niecelnie.
Duet Starzyński-Vlasko ma zapewnić Zagłębiu sukcesy.
Słowak przyszedł zeszłej jesieni, “Figo” zjawił się w lubińskiej szatni wiosną. Obaj z etykietką “potencjalny lider drużyny”. Musieli jednak długo czekać, by razem spotkać się na boisku. Najpierw Słowak przez całą wiosnę przechodził rehabilitację po urazie biodra i tylko z trybun obserwował popisy Starzyńskiego. Potem na moment role się odwróciły. Grał Vlasko, a “Figo” siedział na trybunach, oczekując na zatwierdzenie do gry w Zagłębiu. Wreszcie obaj mogli wybiec na boisko, ale początkowo trener Piotr Stokowiec przez moment potraktował ich jako zamienników. – Przy okazji pierwszego spotkania Zagłębia z Duńczykami sam się dziwiłem, że schodzi jeden, a wchodzi drugi. Obaj to piłkarze diabelnie kreatywni, a przy tym o różnym stylu gry. Nie przeszkadzaliby sobie. Nawet po meczu rozmawialiśmy o tym w gronie trenerów, między innymi z selekcjonerem Nawałką, który był tego dnia w Lubinie. Najwyraźniej w sztabie Zagłębia, po analizie, też doszli do przekonania, że warto ich wystawić razem, skoro tak zagrali z Niecieczą. Choć oczywiście Piotr Stokowiec widzi obu na co dzień i wie na ich temat więcej, niż my – mówi Janusz Kudyba, były piłkarz Zagłębia, który współkomentował pierwsze spotkanie lubinian z SonderjyskE w TVP Sport.
Za niedługo Keita wróci do Lecha, ale raczej pewne jest, że od razu odejdzie.
Jedno jest pewne – w Lechu Keita już nie zagra. Oczywiście decydują o tym głównie sprawy pozaboiskowe, które nie pozwalają skrzydłowemu grać na miarę potencjału. Warto również dodać, że kontrakt z zawodnikiem wygasa w czerwcu 2017 roku, więc teraz poznaniacy mają ostatnią szansę na to, żeby zarobić na jego definitywnym transferze. Piłkarz w drugiej połowie ubiegłego roku został wypożyczony przez Lecha do Stabaek IF, a obecnie występuje w Stromsgodset. Czasowy transfer kończy się 15 sierpnia. W umowie Norwegowie zapewnili sobie możliwość pierwokupu i chcą z niej skorzystać. Muszą jednak zapłacić 500 tys. euro. Dla klubów ta kwota jest dosyć wysoka, ale w Stromsgodset mogą zdecydować się na wykupienie piłkarza z Kolejorza, by potem sprzedać go z zyskiem. Zgodnie z umową zmiana klubu przez Gambijczyka będzie możliwa najwcześniej w zimowym oknie transferowym. I to może być przeszkodą w przeprowadzeniu transakcji z Lechem. Wielce możliwy jest też wariant, że Keita wróci do Kolejorza i jeszcze w sierpniu zostanie sprzedany. Skrzydłowym interesują się dwa kluby angielskiej Championship: Fulham i Queens Park Rangers. Na dotychczasowych wypożyczeniach Kolejorz zarobił 200 tys. euro. Teraz może dostać za niego nawet więcej niż pół mln euro.
I jeszcze tekst o Bartoszu Kaputsce i Cracovii, która będzie musiała sobie radzić bez swojego asa.
Właściciel Cracovii pytany, czy wypełni lukę po Kapustce zawodnikiem o podobnych umiejętnościach, odparł: – Jak widać tej klasy piłkarze chcą grać w lepszych klubach niż nasz. Po kontuzji Damiana Dąbrowskiego postaramy się jednak pozyskać dobrego zawodnika, który wzmocniłby naszą drugą linię – zapewnił. Filipiak, który w futbol inwestuje już od 12 lat przyznaje, że transfer piłkarza do mistrza Anglii niesie za sobą ogromny zysk marketingowy dla Cracovii. – To dla nas bardzo ważne, bo pokazuje, że mądrze budujemy pozycję klubu, a teraz zaistnieliśmy na rynku międzynarodowym. Transfer Bartka pokazuje że potrafimy młodym zawodnikom stworzyć dobre warunki do rozwoju i nie blokujemy kariery. Tak było w przypadku Mateusza Klicha, Miloša Kosanovica czy Denissa Rakelsa – uzasadnia. – Teraz będziemy oglądać mecze Leicester i im kibicować. Czy Bartek tam sobie poradzi? Jeśli trener zamierza preferować techniczny styl gry, to uważam, że będzie jednym z zawodników pierwszego wyboru, a jeśli fizyczny, to może mieć trochę kłopotów – uważa Filipiak.
Fot. FotoPyK