Oddać mu piłkę to jak schować ją do sejfu. Tak Zbigniew Boniek mawia o Andrei Pirlo. O żadnym piłkarzu z polskiego podwórka podobnej sentencji raczej by nie wypowiedział, co nie oznacza, że nie znajdziemy w naszej rodzimej lidze kilku gości, którzy wiedzą, jak z miną szefa zasiąść za sterami drużyny i poprowadzić ją nieco lepiej, niż pierwsza lepsza nawigacja z bazaru. Szczególnie ostatni sezon obrodził w ludzi, którzy na dyrygowaniu gry i rozdzielaniu piłek zjedli zęby.
Oto ranking dziesięciu ligowców, który przygotowaliśmy wspólnie z serwisem BlaBlaCar. Poznajcie piłkarzy będących największymi fachowcami w graniu na kierownicy. Zapnijcie pasy, zapraszamy.
W najlepszych latach swojej kariery miał odejście jak najlepsze Ferrari. Ostatnio spuścił nieco z tonu, ale w końcówce poprzedniego sezonu pokazał, że jeszcze nie wybiera się na szrot. Bez wątpienia gość z największym CV w naszej Ekstraklasie. Wciąż jest w stanie robić różnicę, ale nikt nie ma wątpliwości, że stać go na to, by wykręcać znacznie lepsze wyniki.
Strasznie ułożony chłopak, nie ma raczej opcji, by wpadł w jakieś większe zakręty. Długo czekał na swoją szansę, ale kiedy już zasiadł za sterem Ruchu, nie puścił go aż do tej pory. Dowód na to, że warto postawić na nieopierzonego wychowanka, bo ten – nawet mimo braku doświadczenia – jest w stanie zrobić z ligi miazgę. Drifter, który wyżej niż ściganie się ceni techniczne sztuczki. Kwestia czasu, kiedy podąży w stronę zachodu.
Gdyby w futbolu liczyły się tylko mięśnie i siła fizyczna – prawdopodobnie nigdy nie wyjechałby ze swojego kraju i kopałby się gdzieś w niższych ligach japońskich. Gdyby liczyła się z kolei wyłącznie głowa – już teraz grałby w bardzo poważnej lidze za bardzo poważne pieniądze. Jeśli porównać go do kierowcy, w grze Carmageddon odpadłby w przedbiegach. Nie miałby za to problemów tam, gdzie liczy się raczej precyzja i szybkość reakcji – na przykład na torze kartingowym.
W meczu z Ruchem zafundował rywalom prawdziwą jazdę bez trzymanki. Zależy od niego dosłownie wszystko. On gra dobrze – drużyna gra dobrze. Ma gorszy dzień – cała ekipa ma gorszy dzień. Ma szereg swoich braków (nie rozwija przykładowo prędkości, za które mogłyby go ścigać fotoradary), ale jest w stanie posyłać takie podania, że głowa mała.
W Cracovii nie mogą narzekać na brak dobrych sterników, bo “Cetnar” to nie jedyny reprezentant “Pasów” w tym zestawieniu. Swego czasu mizernie wypadał w testach jakości i kompletnie nikt się nie spodziewał, że w poprzedni sezon wjedzie na piątym biegu. Rozpędzony potrafi zrobić z rywali miazgę jak najlepszy Crashtest. Oby tak dalej.
Swego czasu mogło się wydawać, że poważne granie w piłkę ma już dawno za sobą. Ociężały, z brzuszkiem, bez dawnego błysku. Nareszcie gabaryty ciężarówki nie uniemożliwiają mu gry na większym gazie. W Pogoni musiał wziąć odpowiedzialność za drużynę i jako ten najbardziej doświadczony prowadził ją przez cały poprzedni sezon. Pytanie, na ile gry na tym poziomie starczy “Murasiowi” paliwa. Młodszy już przecież nie będzie, ale miejmy nadzieję, że ma jeszcze parę zapasowych kanistrów.
Bardzo szybko wszedł w nową drużynę i o ile jego koledzy wyglądają na początku sezonu blado, on zdaje się spośród tej szarzyzny wyróżniać. Esteta. Wszystkie piłki gra do przodu, a przy tym robi to zawsze z należytą gracją. Jest go wszędzie pełno – raz cofa się po piłkę pod obrońców, za chwilę można go zobaczyć na skrzydle, jakiś czas później kończy akcję. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że ocenianie Francuza to jak ocenianie auta po jeździe próbnej. Ma wszystko, by na dłuższym dystansie zajechać w rankingu znacznie wyżej.
Nie da się ukryć, że nie poprowadził swojej kariery najlepiej. Wyjazd do Fiorentiny w najgorszym możliwym momencie. Później wypożyczenie do Bari, które kompletnie nie pasowało do jego stylu. Nie był przygotowany do zagranicy piłkarsko, ale też – wydaje się – życiowo. Po tym jak zboczył z dobrej drogi, w Ekstraklasie wraca na dobre tory i znów naucza futbolu. Gdy się rozpędzi, gość jest nie do zatrzymania.
To, co najbardziej może u Starzyńskiego imponować – zawsze szuka trudnych rozwiązań. Dostanie piłkę – od razu myśli o tym, jak zrobić asystę. Podanie do najbliższego posyła już tylko wtedy, gdy naprawdę nie da się niczego zrobić. Mimo że to modelowy przykład tego, jak nie poradzić sobie na zachodzie, trzeba mu oddać, że z tego życiowego zakrętu wyszedł z gracją Lewisa Hamiltona. Dla Filipa chyba lepiej byłoby, gdyby jednak nie wyjeżdżał poza granice naszego kraju. Tu czuje się jak ryba w wodzie.
Ma wszystko, co powinien mieć nowoczesny defensywny pomocnik. Minęły już czasy, gdy wystarczyło, by “szóstka” odpowiednio przecięła podanie i oddała do najbliższego. Doskonale wie, kiedy trzeba przyspieszyć, tak samo jak idealnie wyczuwa moment, gdy trzeba zwolnić. Tempomat. A przy tym piłki posyła z taką elegancją, że nic, tylko się delektować. Euro przeszło mu koło nosa tylko przez kontuzję. Formą sprzed urazu wyprzedzał o kilka długości wszystkich swoich rywali o miejsce w kadrze.
***
Tak wygląda nasz ranking zrobiony wspólnie z serwisem BlaBlaCar. A wy z którym gościem za sterami czulibyście się najpewniej?
Fot. na grafikach i główne: 400mm.pl