Czasami trafia nam w ręce coś takiego, że mamy ochotę to wysłać gdzieś do NASA, by sprawdzili, czy właśnie nie odkryliśmy życia pozaziemskiego, bo aż trudno uwierzyć, że człowiek mógł wpaść na podobną bzdurę. Dziś zszokował nas profil na Facebooku czasopisma „W Sieci”, który pokazał, że kosmici naprawdę mogą być wśród nas.
Czytaliśmy i nie dowierzaliśmy, znów czytaliśmy, potem rzut oka na kalendarz, no i cholera – to nie jest pierwszy kwietnia. Sami spójrzcie:
Jesteśmy odpowiedzialni, więc zrobiliśmy trzy rzeczy. Wezwaliśmy im do redakcji karetkę, bo może ktoś się źle poczuł. Zadzwoniliśmy do księdza, żeby poszedł i pokropił wodą święconą pana Korsuna. I napisaliśmy odpowiedź:
Zachowanie redaktora „W Sieci” po wejściu na Facebooka zaraz po spożyciu mogło sugerować, że w starciu z alkoholem bardziej niż wątroba ucierpiała jego głowa.
Zaczął raz pisać głupoty, potem większe głupoty, a gdy zaczął z jeszcze większą pasja skakać palcami po klawiaturze, udając speca od piłki nożnej, napisał głupoty niewidziane w internecie od bardzo dawna. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilkanaście minut wcześniej, ten portal w ogóle niekojarzony ze sportem, nagle opublikował post o futbolu, skoro nie ma o nim bladego pojęcia. Potrzeba było chusteczek do wycierania łez, by wytrzymać ze śmiechu czytając wypociny tego najlepszego redaktora i na pewno najgorszego specjalisty od futbolu w historii ludzkości.
Bardziej niż autor hejtem, my przejęliśmy się jego minięciem z powołaniem. Naprawdę, zamiast dziennikarstwa trzeba było wybrać fuchę detektywa, bo masz, facet, talent niezwykły. Otóż rozwiązałeś zagadkę stulecia – przyłapałeś jednego z najlepszych piłkarzy w dziejach na oszustwie, które polegało na dezercji z boiska, by z boku zdobyć jeszcze większą sławę. Ronaldo to naprawdę cwana bestia, bo wiedział jedno – nawet jeśli zdobędzie zwycięską bramkę w meczu, nic mu to nie da. Ale jeśli będzie wspierał kolegów przy linii… No, wtedy wejdzie do historii futbolu na amen.
„Nie przeszkodziło to też z kolegom drużyny wygrać finał, w którym, nawiasem mówiąc, powinni grać Polacy”, bo przecież jak wiadomo, po ćwierćfinale od razu gra się o złoto, a jeśli mowa o Polakach, to złoto zdobywa się od razu. Choćby dlatego, że nasze „Orły” (cudzysłów konieczny, bo serio myśleliśmy, że orły grają w piłkę) po wywinięciu znacznie groźniejszych orłów, wstawali jak gdyby nigdy nic. Do dzisiaj przecież pamiętamy tę dwójkową akcję Wszołka i Rybusa, po której wygraliśmy z Ukrainą. Bo oni wstawali i grali dalej.
I graliby dalej, gdyby polscy szkoleniowcy na czas zauważyli, że Fabiański nie czuje karnych i wpuściliby np. świeżego i mającego coś do udowodnienia Erwina Saka. On wyjąłby te wszystkie uderzenia tuż przy słupku i nie byłoby co zbierać.
Gorzej by na pewno nie było. Gorzej, to znaczy w nogę lepiej, zrobiło się Cristiano Ronaldo, który miał czelność po ostatnim gwizdku cieszyć się ze zwycięstwa (!), klepać kolegów w tył (?!) i wznieść puchar, tak jakby to on wygrał, bo przecież wiadomo, że gówno im pomógł. Z Węgrami dupę Portugalczykom uratował Figo, a z Chorwacją strzał przed dobitką Quaresmy oddawał Pauleta. Dobrze piszę, Stasiek? Bo za karę dostałem tekst o piłce nożnej i trochę szyję, ale się chyba nie kapną.
Jakiś przełożony z Polski stwierdził, że on może puścić takie barachło. Że co?
Autor tekstu: nie pisz chłopie nigdy więcej o piłce, bo ci nie idzie
Autor ilustracji: