Nie do zajechania. Do Realu Madryt trafił… 19 lat temu. Ma za sobą kapitalne sezony w Bayerze Leverkusen i Bayernie Monachium. Bez większego problemu można usłyszeć o bramkarzach po czterdziestce, ale o piłkarzu ze środka pola? Muszącym zapieprzać od jednej bramki pod drugą? Sorry, ale w tym wieku to już raczej pielenie ogródka i pokazywanie się w telewizjach, a nie poważna gra w piłkę.
Chyba że nazywasz się Ze Roberto i możesz grać na dobrym poziomie (liga brazylijska) w poważnym klubie (Palmeiras, lider brazylijskiej Serie A). I nie, to nie tak, że Brazylijczyk tylko odcina kupony. Na przykład wczoraj… ogolił na wyjeździe ekipę Sport Recife, grając w tym meczu pełne dziewięćdziesiąt minut. Sposób Ze Roberto na długowieczność? Bardzo prosty. Zero alkoholu, zero fajek, zero samby, co szczególnie w przypadku brazylijskich zawodników nie jest taką oczywistością. Do tego siłownia – jak przyznaje, najlepiej dwie godziny przed właściwym treningiem – i stuprocentowo zdrowa dieta.
– To, że mam 41 lat nie ma żadnego znaczenia. Czuję się jak 20-latek! Naprawdę, moje ciało nie daje żadnych oznak tego, bym miał kończyć karierę. Zakładam, że do 45. roku życia będę mógł swobodnie zakładać korki i biegać po boisku. A czy jeszcze dłużej? Nie mogę obiecać, ale w razie czego nie bądźcie zaskoczeni. Mam jeszcze wiele pucharów do zdobycia!
Jak się muszą czuć teraz piłkarze, którzy wieszali buty na kołku w okolicach trzydziestki?! Tak na marginesie: wyobrażacie sobie Roberta Lewandowskiego, który po czterdziestce nadal ładuje bramkę za bramką w Lechu Poznań? Nie byłby to najgorszy widok dla wszystkich sympatyków Ekstraklasy.