Nie wiadomo, czy skip A Simone Zazy przy podbieganiu do karnego był przedłużeniem niedokończonej rozgrzewki, bo w końcu decyzja o zmianie za Chielliniego została podjęta w ciągu kilkudziesięciu sekund, czy może Włoch zbyt często trenował z kolegą z reprezentacji, a niedoszłym tancerzem Graziano Pelle, jezioro łabędzie. Wiadomo natomiast, że po odpadnięciu Włochów, to jemu jeszcze długo przyprawiany będzie czerwony nos pierwszego klauna Italii.
Gość wchodzi w 120. minucie. Jaśniejszego sygnału, że Conte liczy na niego w karnych nie wysłał nikt od czasu van Gaala, który w podobnych okolicznościach wpuścił na boisko w meczu z Kostaryką Tima Krula. Z tą różnicą, że Krul został królem, a Zaza zrobił z siebie nadwornego błazna. Drobi jak gejsza kilkanaście kroczków, po czym posyła piłkę kibicom siedzącym w okolicach trzydziestego piątego rzędu.
Ale spokojnie Simone. Nie ty pierwszy i nie ostatni. Piłka zna bowiem wielu takich, którzy – jak to kiedyś powiedział Łukaszowi Surmie Wojciech Łazarek – mogli być królem, a są… No wiadomo.
ALESSANDRO DEL PIERO
Gdy wiemy już, jak cała sytuacja się skończy, to nie sposób nie uśmiechnąć się pod nosem, gdy komentator mówi: „not a bad man to take your final penalty”. Nie wiemy, czy Del Piero zarył w jakieś kretowisko, czy może kątem oka dostrzegł swoją byłą na trybunach i cała koncentracja prysła. No bo nie powiecie nam, że tak chciał. Szczęście, że to był tylko turniej towarzyski. Nieszczęście – mimo to były na nim kamery.
AMIR SAYOUD
To od razu skojarzyło nam się z Zazą. Sytuacja z daleka, z rozgrywek o wiele mniej poważnych niż mistrzostwa Europy, bo z Egiptu. Amir Sayoud podchodzi do jedenastki i… sam do końca nie wie chyba, czy chce ją wykonać szybko i efektywnie, czy może na dwa tempa, bardziej efektownie. Efekt? Zobaczcie sami, nie będziemy wam psuć niespodzianki.
NEYMAR
A to już pamięta chyba każdy. Neymar kontra Ospina. Niewysoki bramkarz Arsenalu, równy wzrostem Yannowi Sommerowi, najniższemu spośród golkiperów na Euro, co w kontekście karnych oznacza dość spory problem. Ale Ospina ze swoich rąk nie musiał robić użytku. Neymar tyle podskakiwał, że w pewnym momencie któryś przełącznik w głowie przeskoczył mu z trybu „Neymar” na tryb „Sebastian Janikowski”. Polak byłby dumny.
DAVID BECKHAM
Wślizg, wślizg, wślizg! „Wójt” byłby przeszczęśliwy, Beckham nie odmówił sobie cięcia równo z trawą nawet przy rzucie karnym. Niby przy rozbiegu nie robił salt, fikołków ani podwójnych śrub, niby do momentu kontaktu nogi postawnej z ziemią wszystko było zgodnie z podręcznikiem, ale w żadnym zestawieniu komicznie niewykorzystanych jedenastek tej legendy zabraknąć po prostu nie może.
FRANCK RIBERY
Wielu piłkarzy lubi wpadać w – nazwijmy to roboczo – pułapkę Panenki. Marzy im się, by wcinką zadecydować o losach meczu, by mówiło się o tym wyczynie dłużej i głośniej, niż tylko o kolejnym pewnie wykonanym karnym, jakich w każdy weekend oglądamy dziesiątki, jeśli nie setki. Często gubi ich próżność, jak choćby Francka Ribery’ego w meczu ze Stuttgartem. Podbiegł do piłki po jakimś dziwnym łuku i – choć jakość nagrania jest jaka jest i możemy się tylko tego domyślać – coś nam podpowiada, że mimo wyniku 0:2, stojący w bramce Jens Lehmann musiał się choćby delikatnie uśmiechnąć z politowaniem.
WILLIAM
Piłkarz Botafogo William postanowił z kolei, że w Panenkę bawić się nie będzie. Że stworzy coś absolutnie nowego. Karnego na dwa. Ale nie na dwa tempa, a takiego, przy którym bramkarz ma dwie szanse. Uderzenie toczące się w kierunku bramki tak ślamazarnie, że golkiper, który wcześniej wybrał zły róg, ma szansę podnieść się z murawy, zapłacić rachunki, zamówić pizzę i jeszcze złapać piłkę. Przyznacie, że oryginalne.
PETER DEVINE
Piłkarz Lancaster City przegrał natomiast nierówną walkę z warunkami pogodowymi. Kompletnie nie wziął poprawki na to, że gdy piłka stoi w wodzie, lepszym rozwiązaniem może być spokojniejszy, krótszy podbieg. I może ten karny pozostałby tylko historyjką opowiadaną przy piwie przez grupę kumpli, bo widownia i oprawa telewizyjna meczu HFS Northern Premier League Division One Cup była raczej na poziomie A-klasy niż Premier League, gdyby nie to, że w 1996 roku Nick Hancock wypuścił półtoragodzinny materiał „Football Nightmares”, w którym sytuacja i nazwisko Devine’a jest tak często powtarzane, że po prostu musi wyryć się w pamięci znacznie większej grupy widzów. Wśród nich – twórców wszelkiego rodzaju kompilacji, którzy zapewniają Devine’owi sławę i nieśmiertelność po wsze czasy.
***
Patrząc na te wszystkie sytuacje Zazę musi spotkać fala krytyki. Nie można też nie wytknąć mu kosmicznego pajacowania, doprawdy niespotykane na takim poziomie, ale pamiętajcie – on dzięki temu zapewnił sobie wieczną sławę. Bo czy za dwadzieścia lat ktoś odwinie karnego Giaccheriniego? Nawet tego spektakularnego, wbitego od poprzeczki przez De Sciglio? A może raczej będą powstawać filmy dokumentalne, jak ten o Peterze Devinie? Zaza znalazł więc przepis na prawdziwą piłkarską nieśmiertelność. Co prawda tę z gatunku “nieważne, co mówią…”, ale na wybrzydzanie już trochę za późno.