Mecz z Niemcami, Arkadiusz Milik marnuje dwie doskonałe sytuacje. Na Euro, w którym wszystko układa się lepiej, niż myśleliśmy, pojawia się pierwsza ofiara, której można przyładować. Na jego mediach społecznościowych wprost się kotłuje. Może opowiadać, że tego nie śledzi, ale… tak po prostu się nie da. I odpisuje. Pstryka sobie selfie z Pazdanem i pisze na Instagramie: „kiedy zdajesz sobie sprawę, że masz cztery punkty po dwóch meczach i awansowałeś, a media szukają winnych słabej gry”. Przy tym kilka płaczących ze śmiechu buziek.
Jeżeli ktoś miał wątpliwości, czy napastnik Ajaksu wrzuca część tweetów sam – ta wiadomość mogła je rozwiać. Klasyczna dobra mina do złej gry i przy okazji na Twitterze riposta do Russella Crowe’a z kciukiem w dół. „Sorry Maximus”. Dobitny przykład kogoś, komu na gorąco – od tych wszystkich reakcji – puściły nerwy i musiał nagle je rozładować. – Mógł to obrócić w żart. Mógł napisać, że przeze mnie i kolegę obok udało się zremisować z Niemcami, a jeszcze wszystko podsyca. Po co? – pyta jeden z kolegów Milika, ale to wydaje się właśnie głównym problemem Arka. Nie, nie prawa noga. Emocje. A w zasadzie umiejętność ich kontrolowania.
Jeszcze przed turniejem pisaliśmy, że jednym z najważniejszych zadań Nawałki we Francji będzie odcięcie kadrowiczów od szumu transferowego. Już wtedy połowę łączono z nowymi klubami. Pierwszy zaklepał Rybus. Chwilę później z PSG dogadał się Krychowiak, a z Monaco Glik i oficjalne ogłoszenie tych transakcji jest kwestią czasu. Oni jednak swoje ugrali jeszcze przed Euro. Cokolwiek pokazaliby we Francji, na ich stoły i tak wjechałyby oferty od grubasów. PSG bierze Krychowiaka, bo kocha go Emery, a Glik sam twierdzi, że turniej tylko utwierdził Monaco, że warto po niego sięgnąć. Pozostali grali jednak albo o transfer (Pazdan), albo o znaczące podbicie swojej wartości (Kapustka). I to – moim zdaniem – udało się prawie wszystkim grającym. W tym Milikowi.
Arek może kończyć to Euro z mieszanymi uczuciami. Cały ten turniej był dla niego jedną wielką huśtawką. Od gola z Irlandią Północną, przez katastrofalne pudła z Niemcami, asystę z Ukrainą, wyłączenie Xhaki ze Szwajcarią, aż po marnowanie dogodnych sytuacji z Portugalią. Trafnie podsumowali to zresztą holenderscy statystycy. Dziesięć ostatnich uderzeń Milika na Euro. Pudło, pudło, obroniony, pudło, pudło, obroniony, zablokowany, pudło, pudło, pudło. Przy tym jednak Milik wyrósł na najczęściej strzelającego piłkarza na Euro. Odpalił tych uderzeń aż 19, wyprzedzając o jedno Cristiano, o dwa Lewandowskiego i aż o osiem Rooneya. Pudłował niemiłosiernie – to prawda. Często podejmował złe decyzje – to fakt. Zdobył tylko jedną bramkę – rzeczywiście, skuteczność druzgocąca. Zaledwie 38% dokładnych strzałów.
Przy tym jednak – w trakcie tego ultradefensywnego, zaryglowanego do granic możliwości turnieju – dochodził do sytuacji raz za razem. Podczas gdy Lewandowski narzekał między wierszami na brak podań, Milik ładował jak z karabinu i tym właśnie Arek mógł sobie „kupić” zagranicę.
– Zwróćcie uwagę na polskich skrzydłowych, Grosickiego i Kubę. I na Milika za Lewandowskim. Rozgrywa bardzo dobre Euro – napisał przed wczorajszym meczem Julio Maldonado, jeden z bardziej cenionych ekspertów piłkarskich w Hiszpanii. Po Ukrainie nad 22-latkiem rozpływał się „El Pais”, a jeszcze przed turniejem Milik gościł na okładkach „Estadio Deportivo”, które upychało go drzwiami i oknami do Sevilli. O opiniach hiszpańskich kibiców nie ma nawet sensu wspominać, ale uwierzcie – Półwysep Iberyjski poznał nowego zawodnika i zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia. Tam spojrzenie na notorycznie pudłujących jest ciut inne. Nie na zasadzie – wywieźć, powiesić i nigdy więcej nie pokazywać. Wręcz przeciwnie – skoro już dochodzi do sytuacji, to zaraz zacznie je wykorzystywać. A skoro regularnie wykorzystuje w Ajaksie, to czemu miałby nie robić tego w kadrze?
Nie zrozumcie mnie źle – nie chcę tym tekstem robić z Milika bohatera Euro. Nie chcę też porównywać go do Ibrahimovicia czy Suareza, poprzednich bombardierów Ajaksu. Po pierwsze – to wszystko przeczytaliście już na latających po necie memach. Po drugie – liga holenderska zmieniła się na tyle, że Mateusz Klich, który był tam gwiazdą, chwilę później przepadł w Bundeslidze. Milik ma jednak to do siebie, że tak jak dochodził – lub sam je sobie stwarzał – do multum sytuacji w Eredivisie, tak też działo się przy najbardziej wymagającym teście, czyli na Mistrzostwach Europy. Instynkt. Intuicja. Refleks. Kierunkowe przyjęcie. Przepuszczenie piłki do Błaszczykowskiego ze Szwajcarią czy udział w tej wczorajszej niesamowitej klepce z 22. minuty. – Polsce zaczyna wychodzić za każdym razem, gdy Milik wynurza się z kryjówki. Niełatwo jest być napastnikiem w drużynie, w której dziesiątką jest defensywny pomocnik, a dziewiątką snajper tak absorbujący jak Lewandowski, ale on ciągle pokazuje się do gry, żeby dostawać piłki i rozchwiać przeciwnika – piszą dziennikarze „El Pais”, autentycznie zachwyceni Milikiem, jakby potwierdzają teorię Mourinho, że najtrudniejszym systemem do przyswojenia jest 4-4-2, bo wymaga najwięcej myślenia. Przy wytykaniu tych wszystkich pudeł warto pamiętać, że akurat Milik posiada inteligencję piłkarską na najwyższym poziomie. Musi jedynie nauczyć się kontrolować emocje. Tylko tyle i aż tyle.
Żebyśmy się nie zdziwili, jeśli ten najmocniej obrywający reprezentant okaże się największym wygranym Euro, już w trakcie okienka transferowego.
TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK