Jeżeli możemy powiedzieć, że w reprezentacji Polski na Euro 2016 kogoś lub czegoś nam brakuje, z pewnością byłby to Robert Lewandowski w swojej najlepszej dyspozycji. Rzecz jasna “Lewy” wciąż jest w tej drużynie niezastąpiony i nawet w lekkim dołku daje więcej, niż inni w swojej najlepszej formie. Turniej wkracza jednak w swoją decydującą fazę i jeśli chcemy marzyć o strefie medalowej, potrzebujemy najlepszej wersji Roberta. I nawet nie mamy tu na myśli pięciu goli w dziewięć minut strzelonych Wolfsburgowi czy czterech sztuk wbitych Realowi Madryt, ale dyspozycję, jaką Robert regularnie prezentuje w barwach Bayernu Monachium.
Dużo się mówi, że na Euro “Lewy” wykonuje z przodu ogromną pracę i to jest oczywiście prawda. Skalę trudności toczonych przez niego pojedynków w jakimś wymiarze obrazuje fakt, że nasz napastnik jest najczęściej faulowanym piłkarzem tych mistrzostw (średnio cztery razy w meczu). Często musi walczyć w starciach dwóch na jednego, tyłem do bramki lub będąc zupełnie osamotniony z przodu. Co ważne, Lewandowski wygrał większość swoich pojedynków, chociaż delikatnie niepokoi fakt, że najgorzej pod tym względem było w ostatnim meczu ze Szwajcarią.
Jak wyglądały dotychczasowe występy Roberta na turnieju we Francji? W zdecydowanej większości były to mniej lub bardziej ostre starcia z obrońcami rywala. Jeżeli ze wszystkich jego kontaktów z piłką wybierzemy te, w których miał bezpośredni kontakt z przeciwnikiem, otrzymamy jakieś 80 procent wszystkich jego zagrań. Poniżej materiał obrazujący, za co Lewandowski był najbardziej chwalony – walka z obrońcami i legendarne już absorbowanie ich uwagi. Prezentujemy wszystkie pojedynki “Lewego” na Euro 2016.
W fazie grupowej wyglądało to naprawdę nieźle, niezależnie czy przeciwnikiem byli mistrzowie świata, czy skupiający się prawie wyłącznie na defensywie Irlandczycy z Północy. Gdyby podliczyć statystykę pojedynków Lewandowskiego, na jeden przegrany mniej więcej wypadałyby dwa wygrane, a przecież okoliczności tych starć nie były najbardziej przyjazne. Z pewnością taki napastnik w pierwszej linii to skarb i wiele reprezentacji, które dostały się do ćwierćfinału, chętnie by się z nami wymieniło.
Najsłabszy w wykonaniu “Lewego” był ostatni mecz ze Szwajcarią, ale i tu moglibyśmy znaleźć kilka okoliczności łagodzących. Po pierwsze, to był dla Roberta już 32. mecz w tym roku, a jego przeciwnicy z linii obrony Szwajcarii odpoczywali przed spotkaniem o dwa dni dłużej. Pod koniec drugiej połowy cała nasza drużyna nieco siadła i Lewandowski też nie był tu wyjątkiem. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Robert nie do końca był sobą po brutalnym ataku Schära, po którym wielu innych arbitrów bez wahania sięgnęłoby po czerwień.
No ale dobra, sami kiedyś napisaliśmy, że Robert nie jest Maciejem Korzymem, by chwalić go za przepychanki z rywalem. To oczywiście małe uproszczenie, bo grać ciałem jak Lewandowski potrafi tylko kilku napastników na świecie. Od czołowego snajpera globu i zawodnika liczącego się w wyścigu o Złotą Piłkę oczekujemy jednak czegoś więcej – błysku typowo piłkarskiego. A nawet pieprzyć błysk, my chcemy goli. Skoro one jednak nie padają, jakimś pocieszeniem byłyby sytuacje bramkowe, mogące świadczyć o tym, że przełamanie przyjdzie już za chwilę. Tymczasem niczego takiego nie obserwujemy.
Tak jak Lewandowskiego trzeba docenić za pojedynki, tak nie można tego uczynić w kontekście podstawowego kryterium, z jakiego rozlicza się napastników. Ostatnio krytykowany był również Arkadiusz Milik, ale on przynajmniej dochodził do sytuacji strzeleckich, a także zanotował już gola i asystę. A u Roberta jest z tym marnie, bo zamiast bramek, na palcach jednej ręki liczymy mu celne strzały.
Prezentacja wszystkich okazji Roberta – czyli prób strzałów oraz momentów, kiedy dostawał piłkę w dogodnej sytuacji – wygląda naprawdę marnie. I chyba bardziej dołujący, niż treść samego materiału filmowego, jest czas jego trwania. W czterech pełnych spotkaniach i jednej dogrywce Lewandowski był po prostu bezzębny. A ukłuć potrafił jedynie w serii jedenastek.
A i tak o niektórych sytuacjach ciężko powiedzieć, że były dogodne. Sam Robert, broniąc Arkadiusza Milika po meczu z Niemcami, powiedział że bardziej ceni napastników, którzy mają swoje okazje i ich nie wykorzystują, niż takich, którzy w ogóle do nich nie dochodzą. Jakkolwiek patrzeć, “Lewy” podsumował tu przy okazji swoje dotychczasowe występy na Euro. Czy jest z nich zadowolony? Z pewnością nie, bo – było nie było – wykręcił bilans czterech spotkań bez goli i asyst. A to – przy uwzględnieniu doliczonego czasu gry – jakieś 400 minut mniejszej lub większej bezradności pod bramką przeciwnika. Dla piłkarza klasy Lewandowskiego to już naprawdę sporo.
Inna sprawa, że pięć dni odpoczynku to z pewnością wystarczający czas, by odwrócić złą kartę. Tym bardziej, że kolejnym rywalem będzie Portugalia, czyli najsłabsza obok Ukrainy defensywa, z jaką będziemy się mierzyć na tym turnieju. Przeciwnikiem będzie też Pepe, którym w przeszłości Lewy niemiłosiernie kręcił. Okoliczności do wywarcia swojego piętna na turnieju będą tu całkiem sprzyjające. Bo, tak jak napisaliśmy we wstępie, w tej fazie turnieju strzelający Lewandowski będzie nam cholernie potrzebny.
Fot. FotoPyK