Reklama

Stanowski po meczu: dalej boicie się myśli o finale?

redakcja

Autor:redakcja

25 czerwca 2016, 23:16 • 3 min czytania 0 komentarzy

Kilka dni temu – po spotkaniu z Ukrainą – napisałem: a czemu tak się boicie myśli o finale?

Stanowski po meczu: dalej boicie się myśli o finale?

I się zaczęło – że Stanowski oszalał, że eurogłupawka dopadła też jego, że trzeba stąpać twardo po ziemi i cieszyć się z tego, co jest – bo przecież Chorwaci nas rozjadą, jeśli nie zrobią tego wcześniej Szwajcarzy. Gdzie nam do ekipy Modricia i Rakiticia, która dopiero co pokonała Hiszpanię? „Oni grają najlepiej na całych mistrzostwach, zmiażdżą nas jak prasa hydrauliczna” – pisaliście.

Chorwatów i Szwajcarów już w turnieju nie ma, a ja zapytam raz jeszcze: dlaczego tak boicie się myśli o finale?

Jeszcze 90 minut i być może będziemy mieć medal. Na początek brązowy, ale zawsze coś. Nadal twierdzicie, że z Portugalią wygrać nie sposób? Nie pamiętacie Chorzowa, nie pamiętacie szalonej walki w Lizbonie? Mieliśmy wtedy znacznie gorszy zespół, prawda? Nie pamiętacie meczów w tych mistrzostwach, gdy Ronaldo i spółka w regulaminowym czasie gry nie potrafili ograć ani Islandii, ani Węgier, ani Austrii, ani Chorwacji? Przyznajcie sami – zmieniliście dziś perspektywę i nagle mój na pozór kretyński tekst sprzed kilku dni wydał się kretyński troszeczkę mniej.

Portugalia – ani to nie czas na skakanie z radości, ani na drżenie ze strachu. Nie ma sensu jej lekceważyć (tak, o dziwo musiałem to napisać), bo wyjątkowo nierozsądnie byłoby lekceważyć zespół, w którym występuje drugi najlepszy piłkarz świata, mogący w każdej chwili posłać śmiercionośny pocisk nawet i z 30 metrów. A jednak widzę euforyczne nastroje, jakby półfinał już był przyklepany. Nie, nie jest. Będzie o niego bardzo, bardzo trudno. Ale tak, tu się zgadzam – jest możliwy. Mamy zespół, który zdecydowanie jest w stanie wygrać z takim przeciwnikiem pojedynczy mecz.

Reklama

A potem co? Belgia? I padacie na kolana? Że niemożliwe? Niemożliwe, ponieważ? Trudne – tak. Ale co w tym niemożliwego? Nie przechodzi wam przez myśl, że można wygrać następne dwa spotkania? Bozia się do nas uśmiechnęła, konstruując drabinkę w ten, a nie inny sposób. A wy dalej nie wierzycie?

Znowu się zacznie, że odfruwam. Może tak. Ale na takim turnieju trzeba być bezczelnym. Nie przyjechaliśmy tu po pamiątkowe fotki, nie przyjechaliśmy, żeby się powymieniać koszulkami. W 2016 roku futbol widział większe sensacje niż ewentualny udział Polski w finale mistrzostw Europy – na przykład mistrzostwo Anglii dla Leicester City. Ja wiem, że ten mecz ze Szwajcarią wybitny nie był. Pierwsza połowa – owszem – imponująca, ale później już tylko modlitwa o wynik i wspaniały Fabiański. Tylko co z tego? Wygraliśmy brzydko z Ukrainą? Tak. Przeszliśmy Szwajcarię, mimo że mogliśmy odpaść? Tak. Niby dlaczego nie miałoby się to zdarzyć raz jeszcze? O Grecji w 2004 roku też co mecz mówiono – teraz to już na pewno odpadnie.

Mamy swoje atuty i spore rezerwy. W doskonałej formie są nasi obrońcy, a w kiepskiej napastnicy. Ale gdyby nagle się przełamali? To się może zdarzyć w każdej chwili. Moim zdaniem w żadnym z następnych meczów nie będziemy faworytami – z Portugalią też nie – ale w żadnym nie będziemy skazani na porażkę. Ot, coś jak mecz Lechia – Pogoń Szczecin. Raczej wygra Lechia, ale gdyby nagle zwyciężyła Pogoń to świat się nie zatrzyma ze zdziwienia.

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...