Ostatnio pisaliśmy, że Polacy na stadionie – nawet gdyby bardzo chcieli – nie mają co śpiewać. Pod tym względem – totalne dramatescu, repertuar gorszy niż podczas koncertu debiutów w Opolu (KLIK). Z czego to się bierze i skąd taka dysproporcja pomiędzy nami i przedstawicielami innych krajów? Nie chcąc zgrywać ekspertów od wszystkiego, przekręciliśmy do Janusza Panasewicza.
***
Polscy piłkarze dobrze sobie radzą na Euro, ale kibice raczej przegrywają swoje starcia. Jest ich wielu, ale nie bardzo ich słychać. Jak już śpiewają, to wszystko na jedno kopyto.
Ogólnie Polacy nie są zbyt muzykalnym narodem. Oczywiście, chętnie śpiewają, ale nie idzie im to najlepiej. Na porównanie polskich i angielskich kibiców trzeba spojrzeć szerzej – jakie jest oddziaływanie w świecie muzyki, która wytworzyła się w Polsce, i tej brytyjskiej? Tę dysproporcję widać też na stadionach, jest w tym jakaś równowaga. Przede wszystkim nasze przyśpiewki nie są za bardzo oryginalne.
A czyje są?
Ostatnio byłem pod wrażeniem Islandczyków. Mogłoby się wydawać, że jako kultura wyspiarska z wpływami skandynawskimi mogą mieć tu problem, ale oni po prostu mają na siebie pomysł. Naprawdę dobrze się ich słucha. Nasi natomiast nie mają fajnych pomysłów i na tym polega różnica.
Widzi pan jakieś rozwiązania?
Brakuje ludzi oryginalnych i pomysłowych, dlatego wszystko idzie na jedno kopyto. Myślę, że to Grosik powinien wziąć sprawy w swoje ręce, to mogłoby fajnie wyjść. Jak by się za to zabrał, wprowadziłby nową modę w kibicowaniu. On znakomicie wyczuwa trendy muzyczne i akurat ten trend, który sam preferuje, znakomicie by się tu sprawdził. To mogłoby załapać.
Czyli disco-polo.
Zgadza się.
Myśli pan, że akurat ta branża mogłaby stanowić rozwiązanie?
Nie myślę, ja to wiem. Na pewno są w stanie to zrobić, ale trzeba byłoby z nimi o tym pogadać.
Przed Euro było kilka prób, ale to same niewypały.
Tak to jest w muzyce, że trudno się robi fajne rzeczy na zamówienie. Każdy się wtedy spina i nic z tego nie wychodzi. Takie coś musiałoby się zrodzić spontanicznie, tylko wtedy miałoby to większy sens. Trochę więc jesteśmy na łasce ślepego losu. No i oczywiście Grosika (śmiech).
I taki doping nie będzie obciachem?
Jeśli zaczęłoby się od Grosika, to myślę że nie. Może kibice by się na to zgodzili.
A może problem leży w tym, że my – jako naród – po prostu nie umiemy śpiewać?
Trochę tak, chociaż ja akurat obcuję z ludźmi na koncertach rockowych, a tam przychodzą tacy, którzy znają się na muzyce i naprawdę dużo jej słuchają. Za nich mogę w pełni ręczyć i oni nie mają z tym żadnego problemu. Piłka to jednak zupełnie inna branża, co przecież słychać na naszych stadionach.
A czy mecz ze Szwajcarią to tego typu starcie, w którym kibice mogą przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść?
Myślę, że tak. Tym bardziej, że nie sądzę, aby Szwajcarzy mieli jakieś fajne pieśni (śmiech). Ale tak naprawdę liczyć się będzie boisko. To nie będzie łatwy mecz, bo rywal jest drużyną bardzo konsekwentną i skuteczną, chociaż bez błysku. Przede wszystkim muszą się odblokować nasi świetni napastnicy, czyli Milik i Lewandowski. Muszą zacząć trafiać i nie mówię nawet o strzelaniu goli, ale o świetle bramki. Na dziesięć prób w trzech meczach tylko raz im się udało i to jest niestety marnie.
Czyli śpiewy specjalnie nie pomogą.
Raczej nie, bo piłkarze skupiają się na grze. Ale wiadomo, że to kibice budują atmosferę całego meczu. Gdyby byli bardziej pomysłowi i nie męczyli tego samego od tysiąca meczów, byłoby pod tym względem lepiej. Tu musi pomóc ktoś z zewnątrz, ale nie wiem czy znajdzie się jakiś chętny. My nigdy nie mieliśmy takich zapędów, chociaż propozycje oczywiście były.
W klubach wygląda to lepiej, są nawet organizowane treningi wokalne.
Ale kibic reprezentacyjny jest zupełnie inny…
W siatkówce jeden utwór już się sprawdził. Wasz.
To prawda, siatkarze wybrali sobie “Zawsze tam gdzie ty”, kibice śpiewają to przed każdym meczem i zrobił się z tego ich hymn. Tam to się sprawdziło. Ale szczerze powiem, nie wiem czy cokolwiek z naszego repertuaru pasowałoby do stadionu piłkarskiego.
Rozmawiał Michał Sadomski