Niestety, jest problem. Taki oto, że Polacy nawet gdyby bardzo chcieli, to nie mają co śpiewać. Po tym względem – totalne dramatescu, repertuar gorszy niż podczas koncertu debiutów w Opolu. Trybuny we Francji są nasze, biało-czerwone, ale nic z tego nie wynika…
Każdy mecz wygląda tak samo:
Najpierw hymn – wiadomo.
5 minuta: – „Gramy u siebie, Polacy, u siebie”.
10 minuta: – „My chcemy gola, Polacy, my chcemy gola”.
„Polska, Polska” jako krótki przerywnik, ale tego okrzyku nie da się zsynchronizować, więc każda trybuna krzyczy w swoim rytmie i efekt jest marny, do zapomnienia.
30 minuta – „Jesteśmy z wami, Polacy, jesteśmy z wami”.
40 minuta: „Polska, biało-czerwoni”.
Druga połowa przebiega wedle tego samego scenariusza, z tą różnicą, że między 80 a 90 minutą odśpiewywany jest hymn. W rezerwie czeka nieśmiertelne „nic się nie stało”.
Gdyby dziesiątki lat temu nie powstała piosenka „Guantanamera”, polscy kibice nie mieliby co śpiewać. A tak – jadą na jedno kopyto. Gramy u siebie, my chcemy gola, jesteśmy z wami, nic się nie stało… Gdyby Robert Janowski wprowadził w programie „Jaka to melodia?” kategorię „piosenki meczowe”, nikt nie zgadłby odpowiedzi ani po pierwszej nutce, ani po drugiej, ani po trzeciej, nawet nie po dziesiątej. Nutki non-stop te same.
Nieśmiałe próby wybicia się na oryginalność miały miejsce podczas meczu z Niemcami – wtedy Polacy śpiewali „Deutschland, Deutschland auf wiedersehen”, co było konkretnie kompletnie idiotyczne, bo po co śpiewać coś takiego drużynie, która akurat w tym momencie jest liderem grupy? No, byłoby śmiesznie, gdyby nie było aż tak bez sensu.
Problem z repertuarem jest duży. Zdarza się, że kibice innych reprezentacji podbijają świat swoimi melodyjnymi piosenkami. Jak Irlandczycy w 2012 roku u nas, albo jak Argentyńczycy w 2014 w Brazylii? Pamiętacie to nagranie?
A my – Guantanamera, nanana, Guantanamera. Po prostu w łeb można sobie strzelić. A za moment się pewnie jeszcze rozniesie „mamy ćwierćfinał, Polacy, mamy ćwierćfinał”.
Polacy chcą śpiewać. Aż ich nosi. Ale niestety – nie mają czego. Tu potrzebna jest narodowa akcja, jakieś wielkie zgromadzenie Januszy, ogólnopolska burza mózgów. Ten turniej jest pewnie już stracony, ale następne? Działać trzeba! Komponować. Podkradać. Popularyzować.
Na razie lepsze kawałki ma Gosia Andrzejewicz.
Fot. FotoPyK