To już oficjalne: Maciej Rybus został piłkarzem Olympique Lyon, z którym podpisał trzyletnią umowę. Dlaczego zdecydował się na ten klub? Kto jeszcze był nim zainteresowany? W jakim stanie jest jego bark i jakie ma plany na najbliższą przyszłość? O tym wszystkim Rybus opowiedział w rozmowie z Weszło.
Kiedy po raz pierwszy dowiedziałeś się o zainteresowaniu Lyonu? Spodziewałeś się pewnie, że Euro będzie dla ciebie witryną, ale ta nazwa i tak robi ogromne wrażenie.
Usłyszałem o tym dwa miesiące temu i od razu zaświeciło mi w głowie, że to może być fajny kierunek. Klub z mega tradycjami i pięknym stadionem. Napaliłem się na ten transfer, choć nie ukrywam, że chciałem podpisać kontrakt po mistrzostwach. Niewykluczone, że dostałbym jeszcze lepsze oferty. Szczególnie patrząc na mecz z Irlandią Północną. Wtedy naprawdę żałowałem, że nie gram, bo otworzyli „Jędzy” autostradę po lewej stronie i miał pole do popisu. Nawet po jednym takim występie telefony do „Piekarza” mogłyby się urywać. Jestem jednak bardzo zadowolony. Przeskok z Tereka do Lyonu jest ogromny. To była też jedyna konkretna oferta. Niby pojawiały się pogłoski o Besiktasie, ale nie ciągnęło mnie do Stambułu. Perspektywa gry o wyższe cele i w Lidze Mistrzów była kluczowa. Nie chcę też zadowolić się samym byciem w klubie. Chcę tu odegrać ważną rolę.
Jedyne, co wchodziło w grę, to przejście do nowego klubu z kartą na ręku. Terek i tak nie chciałby cię sprzedać?
Tak, zaproponowali mi przedłużenie kontraktu, ale nie byłem zainteresowany. Siedziałem tam cztery lata i potrzebowałem zmiany. Przedstawiłem im moje stanowisko i w końcu mnie zrozumieli. Później nie robili już żadnych podchodów.
Rozmawialiśmy kilka razy na temat pobytu w Rosji i zawsze sprawiałeś wrażenie zdołowanego tym miejscem. Kamień z serca?
Byłem tam daleko od wszystkiego. Trochę jak na końcu świata. Chciałem wrócić do Europy, pokazać się, żeby moje mecze były transmitowane w telewizji i żeby można było do mnie przyjechać.
Spędziłeś tam za dużo czasu?
Widocznie tyle, ile musiałem. Nie było możliwości, żebym odszedł wcześniej. Klub też nie chciał mnie sprzedać.
Przyznaj szczerze – obawiałeś się, że transfer do Lyonu nie wypali przez badania medyczne, prawda?
Obawiałem się, choć zaczęło to do mnie docierać dopiero po jakimś czasie. Po usłyszeniu diagnozy najpierw zmartwiłem się, że nie pojadę na Euro. Początkowo nie myślałem, że może mi to przeszkodzić w znalezieniu klubu. Podczas rehabilitacji w Poznaniu ból cały czas mi jednak doskwierał. Zdałem sobie sprawę, że może być wielki problem. Operacja to trzy miesiące pauzy. Byłoby nieciekawie. W Lyonie doktor był zdziwiony, że wstępna diagnoza oznaczała operację. Powiedział, że nie ma na to szansy. Na początku nawet myślał, że bark mi wypada i kłopot jest większy. Ostatecznie powiedział, że nie ma żadnego problemu. Przez parę dni mam wykonywać ćwiczenia specjalistyczne, by wzmocnić bark, ale zaraz wrócę do pełnej sprawności.
Ten kontrakt to taka osłoda za Euro.
Tak to traktuję. Życzę chłopakom, by zaszli jak najdalej, ale nie mogę już rozmyślać, co by było, gdybym pojechał z nimi na turniej.
Czujesz, że przejście na lewą obronę, czyli dość deficytową pozycję, może ci pozwolić stać się klasowym piłkarzem?
Coś w tym jest. To wspólny pomysł trenera Nawałka i Rachimowa. Jak widać – w jakimś stopniu się udało. Początkowo mi się nie podobało, bo mocno ciągnęło mnie do przodu, ale z każdym kolejnym meczem zauważałem, że ta pozycja może dawać radość. Mogę na niej zajść dalej niż na boku pomocy.
Grosicki gra w Rennes, PSG bierze Krychowiaka, Monaco rozmawia z Glikiem, Jędrzejczyk ma ofertę z Bordeaux… Ligue 1 staje się coraz bardziej polska.
Ale „Jędza” chyba nie skorzysta.
Jesteś w stanie to zrozumieć?
Nie wiem. Trzeba jego zapytać. Chętnie bym do niego zadzwonił, ale nigdy nie odbiera. Nawet Mario mnie prosił, żebym się z nim skontaktował, porozmawiał i przekonał, że Bordeaux to fajny klub, ale chyba muszę wysłać maila.
Jakie masz najbliższe plany? Wygląda na to, że o urlopie możesz zapomnieć.
To prawda. 25. czerwca rozpoczyna się okres przygotowawczy. W ostatnich tygodniach żyłem na walizkach. Najpierw Arłamów, potem co chwilę zmieniałem miejsce rehabilitacji, teraz badania i obóz. Brakuje u mnie stabilności. Wszystko odbywa się na wariata. Nie znam planów na najbliższe dni, tylko żyję z dnia na dzień. Liczę jednak, że to szybko się zmieni i szczęście do mnie wróci.
Poradzisz sobię z językiem?
Wdrażam już sobie pojedyncze słówka. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania w drużynie bez znajomości języka, w którym mówią tu prawie wszyscy. Na początku będzie trudno, ale to też ciekawe wyzwanie. Obiecuję, że nauczę się języka.
Masz poczucie, że wreszcie wkraczasz do świata naprawdę wielkiej piłki?
Jeszcze to do mnie nie dociera. Pewnie dotrze dopiero po pierwszych meczach lub treningach. Szóstego sierpnia gramy o superpuchar z PSG. To szansa na moje pierwsze trofeum po nie wiem ilu latach. Kiedy ja ostatnio coś wygrałem? Puchar Polski z Legią? Fajnie, że znów będzie można zagrać o wyższy cel.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK
***
Za użyczenie samochodu na czas Euro 2016 dziękujemy firmie Pol-Mot.