Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Hasło, które doskonale wszyscy znamy, tym razem można przetłumaczyć na ukraiński i podarować naszym dzisiejszym rywalom w spadku. Tak właściwie jakie ma to dla nas znaczenie, że gramy z ekipą, dla której stawką meczu jest już tylko to, czy zostaną przepuszczeni na granicy dobre imię? Jeśli popatrzeć na nasze mecze o honor – wcale nie czeka nas łatwa przeprawa. Nagle oglądaliśmy wówczas zupełnie inną reprezentację, grającą z polotem, wreszcie wykorzystującą sytuacje. I – przede wszystkim – zgarniającą pełną pulę.
Jak to jest grać mecz o honor? Zapytaliśmy tych, którzy wiedzą to najlepiej.
***
Bartosz Bosacki (dwie bramki w meczu z Kostaryką w 2006 roku): – Ludzie powracają w rozmowach ze mną do tego meczu, ale od zawsze powtarzam, że to było tylko ratowanie honoru, powinno się nas rozliczać za cały turniej. A w nim nie osiągnęliśmy tego, co wszyscy zakładali. Czy jest różnica w głowie, w samym podejściu do takiego meczu? Pewnie jest. Jednak wychodzisz po to, by zaprezentować się jak najlepiej na oczach Europy. Z reguły jest tak, że szansę dostają ci, którzy wcześniej byli pomijani, chcą pokazać „a gdyby trener postawił na mnie, inaczej by to wyglądało”, ale także udowodnić sobie, że nieprzypadkowo znaleźli się w kadrze.
Co pan czuł w głowie wychodząc na ten mecz? Czysta głowa, brak ciśnienia, luz?
Wie pan, ciężko sobie wyobrazić brak ciśnienia, kiedy widzi się trzydzieści tysięcy biało-czerwonych kibiców na stadionie. Obojętnie się obok tego nie przechodzi, nawet gdy nie ma stawki. Przed meczem nikt nie myślał o tym, że trzeba jechać do domu, proszę mi wierzyć. Warto uczulić na to naszą reprezentację. Nie może się pojawić w ich głowie myśl, że skoro Ukraińcy grają już o nic, to im nie zależy. To nie jest tak. Grupa funkcjonowała normalnie. Nie było tak, że ktoś nie wychodzi na trening albo że jest luz. Do końca podchodziliśmy do sprawy poważnie.
Pana typ?
Wyników nigdy nie typuję. Wierzę w zwycięstwo, ale zdaję sobie sprawę, że to może być najtrudniejszy mecz mistrzostw.
***
Tomasz Wałdoch (końcówka meczu z USA w 2002, wcześniej dwa pełne mecze): – Mówi pan, że to gra o honor, ale to tylko takie ogólne powiedzenie, a faktycznie na grę wpływa więcej czynników. To mecz o punkty na mistrzostwach Europy, niezależnie od tego, czy one coś dają, zawsze będzie motywacja. Zawodnicy będą chcieli pokazać, że trener się pomylił, nie stawiając na nich w pierwszych meczach. W mojej opinii kluczowe będzie dziś pierwsze dwadzieścia minut.
Rzucą się na nas jak my na USA?
Jeśli Polska szybko narzuci swój styl gry, Ukraińcy będą się dołować całą sytuacją. Ale jeśli to ona przejmie inicjatywę… Wychodząc na boisko w takim momencie masz zupełnie inne nastawienie. Nie czujesz w nogach tego ciśnienia. Od meczu z Portugalią panowało w naszej grupie ogólne niezadowolenie, rozczarowanie. Ale im bliżej starcia, tym była większa wola walki. Sam jestem ciekaw, jak dziś będzie wyglądał początek spotkania.
Pana typ?
Po trudnym meczu zremisujemy 1:1. Ostrożny optymizm.
***
Maciej Żurawski (ambasador Betano, od początku z USA w 2002 roku i Kostaryką w 2006): – Wszystko zależy od tego, jak Ukraina podejdzie do tego spotkania. Patrząc w naszą historię, kiedy już mogliśmy zagrać, niestety, na luzie, bez presji, mecze okazywały się zwycięskie, gra się układała o wiele lepiej.
Czym się różni głowa zawodnika w meczach o honor? Pan wie to najlepiej, grał pan w dwóch takich spotkaniach.
Kiedy są „normalne” mecze, człowiek ma do zrealizowania cele, czuje na sobie oczekiwania. Po wszystkim… wie, że wracamy. Nie czuje żadnej presji. Wie, że i tak, i tak rozczarował. Gra się na lajcie. Same przygotowania do meczu wyglądają podobnie. Z jednej strony trenujesz na luzie, z drugiej jesteś podwójnie zmobilizowany. „Same złe wyniki do tej pory, pokażmy im, że jednak mamy drużynę”. Ukraina podejdzie do tego tak samo. Przecież w eliminacjach punktowali bardzo dobrze. Najważniejsze, byśmy nie patrzyli na Ukrainę, ale na siebie.
Pana typ?
2:0. Obojętnie jak wyjdzie Ukraina, jestem pewien, że wygramy to spotkanie.
Fot. FotoPyK