Adam Ledwoń nie żyje. Powiesił się we własnym domu, w Klagenfurcie. Podobno dlatego, że zostawiła go żona, choć… ona zostawiała go i wracała raz na tydzień. Ale od kilku dni mówił: – Mariola odeszła, idę się wieszać… Nikt go nie brał poważnie. Nawet gdy zadzwonił do kolegi i zakomunikował to raz jeszcze, potraktowano to jak żart, typową dla niego czczą gadaninę… Znalazł go pracownik klubu, który chciał sprawdzić, co się z Adamem dzieje, że nie przychodzi na treningi. Uaktualnione (część 6 – ostatnia).Adam od dawna miał problemy rodzinne, czasami mieszkał sam, czasami z rodziną (żona i dwóch synów). Problemy wynikały z jego impulsywnego charakteru. Pod wpływem emocji mógł zrobić wiele. Ale nikt nie sądził, że pod wpływem emocji się powiesi.
Wczoraj zadzwonił do jednego z kolegów i powiedział: – Zgubiłem telefon, więc nie dzwoń na komórkę. Mariola odeszła, idę się wieszać… Oczywiście nikt go nie wziął na serio, bo Adam zawsze dużo mówił, straszył, Mariola odchodziła i wracała. Ledwoniowi szybko wracał mu zdrowy rozsądek. Tym razem na czas nie wrócił.
Nie ma też się co oszukiwać – w podjęciu decyzji zapewne pomógł mu alkohol. Od kilku dni u Ledwonia mieszkało 15 osób, trwała nieustająca balanga, piłkarz nie chodził na treningi. Wczoraj wszyscy wyjechali, w Klagenfurcie Adam został sam. Niestety. Gdyby przetrzymał jeszcze kilka godzin, gdyby obudził się rano, już by tego nie zrobił. Bo nie miał zamiaru – planował przejść z Austrii Karnten do drugoligowego klubu, który zaproponował mu zarobki wyższe niż w ekstraklasie. Miał więc zamiar dalej grać w piłkę, zwłaszcza, że miał dopiero 34 lata. Na austriackim rynku był naprawdę ceniony, był gwiazdą, ze względu na zadziorny charakter. Nie odpuszczał nigdy nikomu. I co tu dużo mówić – w rywalach wzbudzał strach, taki był jego pomysł na piłkę.
Kiedyś przed meczem zapytaliśmy go: – Jak tam Adam, dzisiaj żółta kartka?
– Ł»ółta na pewno, byle nie czerwona – odparł. Właśnie bił pod względem kar indywidualnych rekord ligi, miał tych kartek bodaj 19. Pamiętamy też jak w przypływie dobrego humoru mówił: – Kiedyś to się grało, zupełnie inny futbol! Sędziowie nie przeszkadzali, kamer nie było! Łokciami można było cuda zdziałać!
Na ostatni sezon chciał wrócić do GKS Katowice, klubu, w którym był absolutnie zakochany. Kiedyś, gdy miał gości w Wiedniu, spytał: – A wy za kim jesteście? Odpowiedź: – Za Ruchem. – W takim razie nie możecie u mnie spać, fani Gieksy by mi nie wybaczyli. Przykro mi.
Portal Weszło! dwa dni temu rozmawiał z Adamem. Był sobą – bojowy, ostry w wypowiedziach, raczej nie w depresji. – Jazda z nimi na maksa! Jak nie będzie jazdy, nie będzie wyniku. Nie możemy ciągle wierzyć, że jesteśmy Brazylijczykami. My każde zwycięstwo musimy wyrwać rywalom z gardła. Grać w taki sposób, żeby marzyli o końcowym gwizdku, żebyśmy w końcu dali im spokój, odpuścili. Niech marzą o powrocie do domu i nogach w całości, niech się boją. Sama gra w piłkę w naszym wypadku rzadko kiedy skutkuje – mówił nam. Zupełnie jakby się niczego nie bał.
Ale też wtedy makabrycznie zażartował, zapytany o mecz z Austrią: – Jak z nimi nie wygramy, to się normalnie powieszę. Napiszcie, że będę dyndał na jakiejś latarni w Klagenfurcie.
Przeczytaj wywiad z Adamem Ledwoniem – kliknij tutaj
– Rozmawiałem z nim jeszcze wczoraj, nie wiem, koło 18, szedł oglądać mecz Hiszpanii. Dzwonił do mnie, nic nie wskazywało, że ma zamiar zrobić coś takiego – mówi wstrząśniety, absolutnie wstrząśniety Grzegorz Szamotulski, który z Ledwoniem grał w Admirze Wacker i Sturmie Graz.
Na swoim blogu pisał o Ledwoniu kilka dni temu jego przyjaciel, Grzegorz Szamotulski – kliknij
Sprawa wyszła na jaw, gdy austriacka policja zadzwoniła do Kazimierza Sidorczuka, byłego bramkarza Sturmu Graz i dobrego znajomego Adama. Potem wiadomość rozniosła się lotem błyskawicy, początkowo mało kto chciał w nią wierzyć.
– Adam musiał to zrobić na skutek krótkiego, sekundowego impulsu. Chwilę później już by tego nie zrobił. On tak działał. Najpierw robił, potem żałował. Szalał, by po chwili byś spokojnym jak baranek. Gdy coś mu się w głowie zapalało, nikt go nie mógł zatrzymać. Tylko on sam! I zatrzymałby się, gdyby nie zabrakło mu czasu – opowiada znajomy Ledwonia.
– To tragiczna dla mnie wiadomość – powiedział Kazimierz Sidorczuk trener bramkarzy w Grazu. – Adam był przyjacielem moim i mojej rodziny. Przepraszam, ale nie mogę nic więcej powiedzieć w tak tragicznym momencie.
Nie tak dawno Ledwoń był na ustach całej Polski, gdy stanął w obronie… Polski. Przytaczamy artykuł z “Super Expressu” sprzed trzech lat…
SKANDAL PO MECZU STURMU GRAZ
Dietmar Kuehbauer wykrzyczał do Adama Ledwonia, że ten “śmierdzi Polską”. Polak się wściekł i rzucił się z pięściami na Austriaka.
“Śmierdzisz Polską” – krzyknął przed telewizyjnymi kamerami reprezentant Austrii, Dietmar Kuehbauer, do Adama Ledwonia. Obrażony Polak rzucił się na austriackiego chama. Obaj piłkarze, zamiast udzielać wywiadu, skoczyli sobie do oczu i zaczęli się bić.
Ta scena pokazywana jest od wczoraj we wszystkich austriackich wiadomościach sportowych. Po meczu Mattersburg – Sturm Graz (1:1) Adam Ledwoń czekał przed kamerą, aby udzielić wywiadu. Miał go udzielić razem z Kuehbauerem. Austriak, który wkrótce zagra przeciwko Polsce, stwierdził: – Z tym śmierdzielem wywiadu nie udzielę! Śmierdzisz Polską!
Zabiję cię
– Ty wieśniaku! Weź swój traktor i wyp… stąd, zanim cię zabije! – odkrzyknął Ledwoń po niemiecku. Mówiąc o wieśniaku użył słowa “bauer” (chłop), w nawiązaniu do nazwiska Kuehbauer.
Następne zdania nie nadają się już do cytowania. Austriak obrażał Polskę, a Ledwoń straszył “wieśniaka”, co go czeka w Polsce, gdy przyjedzie na mecz do Chorzowa. Raz po raz słychać było tylko okrzyki wściekłego obrażonego Ledwonia: “Zabiję cię!”. Obaj się szarpali. Gdyby nie zdecydowana interwencja innych, doszłoby do bójki.
Nienawidzą się od lat
– Czekałem na łobuza pod szatnią, żeby mu porządnie dołożyć, ale nie mogłem go namierzyć. Jestem cały podrapany po tych szarpaninach z s…synem – mówi “Super Expressowi” wciąż wściekły Ledwoń. – Nienawidzimy się z nim od dawna, już w Bundeslidze mieliśmy na pieńku. A w Austrii nie ma meczu, żebyśmy nie dostali za starcia ze sobą żółtej czy czerwonej kartki. W sobotę też było ostro i za faul na nim dostałem żółtą. Trzy lata temu pauzowałem za faul na nim przez trzy mecze i dostałem pięć tysięcy euro kary, bo okazało się, że w ferworze walki złamałem mu nos.
Nic nie usprawiedliwia rasistowskiego zachowania Kuehbauera. Obrażając Polskę, okazał się prostakiem. Może nasz kraj będzie mu naprawdę śmierdzieć, jak nasi reprezentanci w sobotę nauczą go gry w piłkę.
No i była jeszcze rozmówka z nim:
Adam Ledwoń: – Dorwijcie tego wieśniaka!
– Kto temu wieśniakowi Kuehbauerowi złamie nos, temu stawiam wielkie piwo! – mówi do reprezentantów Polski Adam Ledwoń.
“Super Express”: – To jest namawianie do złego!
– Nie, to jest namawianie do najmniejszego wymiaru kary. Bo jeśli ja go najpierw trafię, to zabiję.
– On zagra w pierwszym składzie przeciwko Polsce?
– Na 99 procent tak. Będzie grał w środku pola, więc może trafi na Arka Radomskiego z Austrii Wiedeń. Zaraz do niego zadzwonię i poproszę, aby wieśniaka pozdrowił ode mnie w sposób szczególny. Ciekawe, czy na boisku w Chorzowie też będzie chodził za wszystkimi i powtarzał, że “śmierdzi od nich Polską”. I mam prośbę do kibiców – gwiżdżcie za każdym razem, gdy ten “burak” dojdzie do piłki. Mam nadzieję, że zejdzie z boiska upokorzony: i wynikiem, i swoją grą, i przyjęciem przez publikę.
Adam Ledwoń miał 34 lata, od ośmiu lat grał w lidze austriackiej, gdzie był bardzo ceniony. W Austrii występował w Austrii Wiedeń, Admirze Wacker, Sturmie Graz i Austrii Kartner. Wcześniej grał też w Bayerze Leverkusen, Fortunie Koeln, GKS Katowice i Odrze Opole. W reprezentacji Polski wystąpił 18 razy i strzelił 1 gola. Miał być ekspertem Weszło! od ligi austriackiej, lepszego nie znajdziemy…
PS. Prosimy o zaprzestanie obrażania i oceniania żony Adama Ledwonia. Ona też jest ofiarą tej tragedii i na pewno nie jej sprawcą.