Bartosz Kapustka jest najmłodszym reprezentantem Polski na EURO 2016 i jednym z najmłodszych uczestników tego turnieju w ogóle. Ale bycie najmłodszym to chleb powszedni dla utalentowanego zawodnika z Małopolski od kiedy tylko zaczął przygodę z futbolem. Jego plan jest przy tym niezwykle prosty: z najmłodszego stać się najlepszym!
Spośród 552 zawodników, którzy zostali powołani na tegoroczne Euro, tylko pięciu przyszło na świat później niż Kapustka. Najmłodszym będzie Marcus Rashford z Anglii, który urodził się 31 października 1997 roku. Niewiele starsi od niego są: Portugalczyk Renato Sanches, za którego kilka tygodni temu Bayern Monachium zapłacił Benfice Lizbona 35 milionów euro (plus ewentualne bonusy), Turek Emre Mor i Szwajcar Breel Embolo. I to z nimi właśnie Kapustka stoczy korespondencyjny pojedynek o miano najbardziej utalentowanego nastolatka turnieju i zarazem najefektywniejsze wykorzystanie najnowszych Mercurial Spuperfly V.
– Bartek od zawsze był najmłodszy w zespole, więc obecna sytuacja to dla niego żadna nowość – przekonuje Krzysztof Świerzb, pierwszy trener Kapustki. – Zresztą fakt, że w każdej drużynie, w której się pojawia, jest jednym z najmłodszych, działa tylko na jego korzyść. Bo presja i odpowiedzialność za wynik spoczywają na starszych i bardziej doświadczonych zawodników. Od młokosa nikt natomiast cudów nie wymaga, a co zrobi, to jego. Tak właśnie było i jest w przypadku Bartka – analizuje szkoleniowiec młodzieży z Tarnowa.
Według Świerzba, już od pierwszych zajęć widać było, że Kapustka ma ponadprzeciętną smykałkę do grania. – Ale w młodym wieku to jeszcze o niczym nie świadczy, bo wielu chłopców rezygnuje „po drodze” z futbolu na rzecz nauki lub… różnych życiowych pokus. Wydaje mi się, że takim przełomowym momentem dla Bartka było wygranie halowej ligi małopolskiej, które poszło w parze z indywidualnymi wyróżnieniami – analizuje trener grup młodzieżowych Tarnovii. – Technika i dynamika to główne walory Bartka. Jego tata dużo biegał jako zawodnik naszego klubu i śmiejemy się teraz, że tą ruchliwość Bartek ma po ojcu. Na szczęście techniką szybko go przechytrzył. Do dziś ojciec pozostaje jednak głównym recenzentem występów Bartka i jego zaufanym doradcą – dodaje.
O tym, w jak nieprzeciętnym tempie rozwija się talent Kapustki, może świadczyć fakt, że nie zdążył się nagrać w młodzieżowych reprezentacjach kraju. W kadrze do lat 17 pod wodzą Roberta Wójcika zagrał tylko jeden mecz, u 18-latków Marcina Sasala – pięć, u 19-latków Rafała Janasa – siedem, a u 20-latków Marcina Dorny – jeden. Za to w seniorskim zespole u Adama Nawałki ma już na koncie siedem spotkań i dwie bramki.
W pierwszej reprezentacji Kapustka debiutował 7 września ubiegłego roku i od razu zdobył swoją pierwszą bramkę w narodowych barwach – w wygranym 8:1 meczu eliminacyjnym z Gibraltarem. Kolejne trafienie zaliczył w następnym meczu – podczas zwycięskiej 4:2 towarzyskiej potyczki z Islandią. Później Kapustka zdążył się jeszcze przyczynić do triumfu 3:1 nad innym uczestnikiem Euro 2016 – Czechami i w corocznym plebiscycie tygodnika „Piłka Nożna” mógł cieszyć się z tytułu Odkrycia Roku. W pokonanym polu pozostawił wówczas czwórkę innych nominowanych: Jacka Góralskiego z Jagiellonii, Patryka Lipskiego z Ruchu, Radosława Murawskiego z Piasta i Łukasza Zwolińskiego z Pogoni.
Drugie tak znaczące indywidualne wyróżnienie Kapustka odebrał stosunkowo – na gali podsumowującej ostatnie rozgrywki ekstraklasy. Tam również otrzymał statuetkę dla Odkrycia Sezonu. Z tym wyborem też ciężko było komukolwiek polemizować, bo Bartosz wystąpił w 35 z 37 ligowych spotkań (strzelając w nich pięć goli), walnie przyczyniając się do tego, że Cracovia po wakacjach będzie mogła zaprezentować się w europejskich pucharach. – Bardzo mi miło, że mogę tutaj być. Dla mnie to był szalony sezon. Lepiej bym tego nie wymyślił. Chciałbym podziękować swoim kolegom z Cracovii i reprezentacji, sztabowi trenerskiemu i moim rodzicom – mówił uszczęśliwiony na antenie Canal+ po odebraniu nagrody. Jak się okazało, w tym z kolei głosowaniu wyprzedził wspomnianego już Patryka Lipskiego z Ruchu, a także Krzysztof Piątek z Zagłębia, Adama Mójtę z Podbeskidzia Bielsko-Biała (od nowego sezonu będzie piłkarzem Wisły) i Jakuba Czerwińskiego z Pogoni.
– Nie wierzyłem oczom, kiedy wszedłem do szatni i zobaczyłem swoje nazwisko przy numerze „10”. I to między „9” Lewandowskiego i „11” Grosickiego. Byłem w szoku i spytałem tylko Pawła Kosedowskiego, odpowiedzialnego w kadrze za sprzęt treningowy i meczowy, czemu mam „dziesiątkę”. W odpowiedzi usłyszałem, że selekcjoner tak postanowił – tak Kapustka z wyraźnym błyskiem w oku wspomina swój debiut w kadrze. I od razu zwraca uwagę na znakomitą atmosferę, która panuje w kadrze i dzięki której nie miał najmniejszych problemów z aklimatyzacją wśród bardziej doświadczonych kolegów. – Choć byłem debiutantem, nikt nie dał mi tego w żaden sposób odczuć. Każdy wyciągnął do mnie rękę i szybko poczułem się częścią tej drużyny. Mam dobry kontakt z innymi zawodnikami, w czym znaczna też zasługa trenera, który nad wszystkim czuwa. On sam zresztą także przyjął mnie znakomicie – przekonuje.
W dniu meczu z Gibraltarem Kapustka miał dokładnie 18 lat i 257 dni. Dzięki pokonaniu bramkarza rywali po zaledwie jedenastu minutach przebywania na boisku zapisał się na stałe w kronikach polskiego futbolu jako najmłodszy gracz w historii, który zdobył bramkę w debiucie w meczu o punkty. Przed nim, od 1981 roku, to miano należało do Dariusza Dziekanowskiego, który trafił do siatki Maltańczyków mając 19 lat i 46 dni. Mało tego, wymarzona premiera w kadrze została odnotowana przez statystyków z kilku innych względów. Poprzednim piłkarzem, który strzelił gola w debiucie w reprezentacji w meczu o punkty, był nie kto inny jak sam Robert Lewandowski. Miało to miejsce w 2008 roku w wygranym 2:0 spotkaniu z San Marino (w XXI wieku dokonali tej sztuki jeszcze tylko Radosław Matusiak, w 2006 roku przeciwko Serbii, i Łukasz Garguła, w 2006 przeciwko Finlandii). Choć trudno w to uwierzyć – pamiętając, że Cracovia jest najstarszym nieprzerwanie istniejącym polskim klub sportowym – Kapustka stał się także pierwszym zawodnikiem „Pasów” w ich 110-letniej historii, który zdobył bramkę dla reprezentacji Polski w meczu o punkty. Kapustka został ponadto najmłodszym piłkarzem, który zadebiutował w polskiej kadrze od równo 20 lat – poprzednim tak młodym debiutantem był Marcin Kuźba w 1995 roku. Sympatycy Cracovii skrzętnie wyliczyli także, że gol Kapustki był pierwszym golem zawodnika Cracovii w kadrze od 67 lat, gdy Tadeusz Parpan trafił do siatki podczas towarzyskiej potyczki z Bułgarią.
Swojego premierowego gola w kadrze mierzący 179 centymetrów wzrostu zawodnik zadedykował rodzicom. Nie mogło być jednak inaczej, biorąc pod uwagę, że to właśnie tata zaprowadził go na pierwszy trening, a później – wraz z resztą rodziny – wspierał na kolejnych etapach przygody z futbolem. – Od dziecka grałem pod domem z rówieśnikami, ale nie zastanawiałem się nad tym, aby zapisać się do klubu. Dopiero tata, widząc moje zamiłowanie do piłki, prawie siłą zaciągnął mnie na zajęcia Tarnovii. Tam spotkałem znakomitego szkoleniowca Krzysztofa Świerzba, który stał się ważną postacią w moim życiu – wraca pamięcią „Kapi”, który już wtedy musiał przywyknąć do bycia najmłodszym. – Gdy zaczynałem grać w klubie, miałem bodaj sześć lub siedem lat. Nie było wówczas jeszcze mojej grupy wiekowej i ćwiczyłem z chłopakami, którzy byli starsi ode mnie o dwa-trzy lata. Oczywiście odbijałem się od nich, bo byłem drobniejszy, ale nigdy nie odpuszczałem. Od małego byłem zadziorny i nigdy nie bałem się wsadzić nogi. Nigdy też nie unikałem boiskowych konfrontacji z większymi od siebie zawodnikami – relacjonuje.
Innym wymownym gestem skierowanym w stronę rodziców, a konkretnie mamy był wybór numeru „67”, z którym Kapustka występuje w barwach Cracovii. – Moja mama urodziła się w roku 1967. Zawdzięczam jej naprawdę wiele. Jest osobą, która zawsze mnie wspiera i jest przy mnie. Tak samo tata. Gdy wychodzę na boisko z tym numerem, to myślę o niej oraz o tym, jak dużo dla mnie zrobiła – uzasadnia decyzję Bartosz, którego największym idolem w czasach dzieciństwa był Brazylijczyk Ronaldinho. – Naprawdę przyjemnie się go oglądało. Trudno teraz znaleźć zawodnika o równie bajecznej technice. Gra się teraz o wiele szybszą piłkę, gra stała się znacznie bardziej dynamiczna. Trudno mi wskazać kogokolwiek, kto by potrafił robić takie rzeczy z piłką jak „Ronnie” – przyznaje filar Cracovii.
Oczywiście Kapustka ustępuje jeszcze wyraźnie dawnemu idolowi pod względem popularności, niemniej jednak od kilku miesięcy systematycznie musi oswajać się ze wzmożonym zainteresowaniem wokół własnej osoby. – Nie mam doświadczenia w reprezentacji, ale widać, że cały kraj się nami interesuje. Rozumiem. To naturalne. Jeśli nie grałbym w piłkę albo nie dostał powołania, sam przychodziłbym na treningi kadry, żeby pooglądać. Mamy tu fenomenalne warunki, jeszcze nigdy nawet nie byłem w takim hotelu. Udział w takim wydarzeniu jak Euro każdego z nas nakręca pozytywnie. Realizują się moje marzenia z dzieciństwa. Czy czuję presję? Raczej radość – mówił podczas jednej z konferencji prasowych na majowym zgrupowaniu kadry w Arłamowie.
Drugi rodzaj zainteresowania, do którego wychowanek Tarnovii musiał szybko przywyknąć, to zainteresowanie ze strony silnych europejskich klubów. Jeśli wierzyć wszystkim doniesieniom, nie ma praktycznie żadnej topowej ligi, w której jakiś klub nie obserwowałby Kapustki od pewnego czasu. Wśród ekip z Serie A najczęściej wymienia się Inter Mediolan, Romę i samego mistrza Włoch, czyli Juventus Turyn. Przenosiny do „Starej Damy” w pierwszej chwili brzmią jak powieść fantastyczna, ale trzeba pamiętać, że od poprzednich rozgrywek ekipa z Piemontu systematycznie odmładza kadrę, czego potwierdzeniem były dotychczasowe transfery Paulo Dybali (21 lat), Mario Leminy (21), Alexa Sandro (24), Simone Zazy (24) czy Daniele Ruganiego (20). Ewentualne pozyskanie 19-latka z Cracovii jak najbardziej wpisałoby się zatem w politykę włoskiego klubu i było świetną inwestycją na przyszłość. Nawet zakładając, że Kapustka najpierw trafiłby na wypożyczenie do nieco słabszego klubu.
O Kapustkę miał też już dopytywać Standard Liege, co jest o tyle znaczące, że gdzie, jak gdzie, ale w Belgii nie cierpią ostatnio na brak utalentowanej piłkarskiej młodzieży. W swoich szeregach Bartka chętnie widzieliby też ponoć włodarze Borussii Dortmund, która specjalizuje się przecież w wyszukiwaniu młodych, zdolnych graczy z całego świata, aby później sprzedawać ich za imponujące kwoty. Za wyborem zespołu Thomasa Tuchela dodatkowo przemawiałby fakt, że jest jeden z najbardziej „polskich” klubów w Europie Zachodniej. Cały czas jego barw broni Łukasz Piszczek, najprawdopodobniej do BVB wróci też Jakub Błaszczykowski, a na celowniku „żółto-czarnych” znajduje się podobno jeszcze Kamil Glik z Torino. W Zagłębiu Ruhry wszyscy oczywiście pamiętają też fantastyczne występy Roberta Lewandowskiego…
W Anglii Kapustkę bardzo chętnie widzieliby u siebie z kolei szefowie Southampton. Natomiast w Turcji – Fenerbahce i Galatasaray Stambuł, a więc dwa kluby z tzw. wielkiej trójki. Już zimą Galatasaray oferował nawet 4,5 miliona euro. Pod Wawelem nie podjęto jednak negocjacji, zdając sobie sprawę, że po Euro wartość piłkarza może jeszcze bardziej wzrosnąć. – Bartek chce u nas zostać i dalej się rozwijać. Ma dobre warunki, aby robić postępy i jest tutaj tuż pod okiem selekcjonera – mówił wówczas profesor Janusz Filipiak, prezes i właściciel Cracovii. W tym kontekście wycena wartości Kapustki przez branżowy portal Transfermarkt, opiewająca na dwa miliony euro, wydaje się być kwotą zaniżoną i nawet dla europejskich średniaków niezbyt przesadnie wygórowaną.
Przedsmakiem gorącej transferowej walki o usługi Kapustki na boisku były zimowe zmagania o to, kto w najbliższym czasie będzie reprezentował interesy najzdolniejszego polskiego zawodnika młodego pokolenia. Wygasała mu bowiem umowa z Cezarym Kucharskim, który w swojej „stajni” oprócz Roberta Lewandowskiego ma jeszcze m.in. Krystiana Bielika, Michała Żyro, Michała Kucharczyka, Jakuba Koseckiego czy Mateusza Cetnarskiego. Cytując klasyka, sytuacja była dynamiczna i ciężko było przewidzieć jej finał. Nikt nie chciał odpuścić mając w perspektywie więcej niż godną prowizję za ewentualny transfer, który może nastąpić po Euro w każdej chwili. I choć kilkakrotnie wydawało się, że młody reprezentant Polski przedłuży umowę z dotychczasowym agentem, to jednak ostatecznie ich drogi się rozeszły. Nowym menedżerem Kapustki został natomiast Bartłomiej Bolek, który reprezentuje już m.in. Piszczka, Piotra Zielińskiego, Łukasza Skorupskiego, Adriana Mierzejewskiego oraz młodego bramkarza Kamila Grabarę, który niedawno przeszedł z Ruchu Chorzów do Liverpoolu.
O tym, że Kapustka już od dawna jest obserwowany za granicą świadczy fakt, że już jesienią był o nim realizowany przez angielską telewizję odcinek renomowanego programu Trans World Sport. – Brytyjczycy widocznie przeczuwali, że Bartek pojedzie na Euro. Do wydania noworocznego robili serię programów o młodych talentach, które mają szansę zagrać na mistrzostwach we Francji i postanowili przybliżyć również jego sylwetkę. Program był emitowany w 80 krajach. Żeby była jasność, sami go zaproponowali jako bohatera programu, a to wtedy we wrześniu było dużym ryzykiem zdecydować się na niego – opowiada Wojciech Lubiński z krakowskiej firmy MediaNet-TV Production, która odpowiadała za przygotowanie nagrań.
– Jeśli wyjedzie, to najważniejsze, aby regularnie grał w nowym klubie. Nie podejmuję się mu doradzać, czy powinien już tego lata opuszczać Kraków, czy jeszcze nieco się z tym wstrzymać. Uważam, że Bartek jest na tyle dojrzały, że żadnej decyzji nie podejmie pochopnie – mówi Krzysztof Świerzb. Co ciekawe, dla Tarnovii przyszłość Kapustki jest o tyle istotna, że w przypadku jakiejkolwiek transakcji do klubu z Tarnowa wpłynie odsetek kwoty transferowej jako ekwiwalent za wyszkolenie. – Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, jakiego rzędu mogą to być pieniądze. Ile by ich jednak nie było, to na pewno się przydadzą. Bo przede wszystkim baza treningowa pozostawia wiele do życzenia. Dość powiedzieć, że nie mamy jeszcze w Tarnowie pełnowymiarowego boiska ze sztuczną murawą, a nasi seniorzy zapewnili sobie właśnie awans do IV ligi. Dzieci i zdolnej młodzieży zdolnej też nie brakuje, więc każdy dodatkowy plac do grania będzie dla nas bezcenny – nie kryje tarnowski trener.
Inna rzecz, że niewiele brakowało, a Kapustkę oglądalibyśmy teraz w akcji jako zawodnika Legii Warszawa lub Wisły Kraków. Oba utytułowane kluby już cztery lata temu, gdy przechodził z Tarnovii do Cracovii, były nim bardzo poważnie zainteresowane. On jednak z kilku powodów zdecydował się na ofertę „Pasów”. – Po pierwsze, zaczynałem w Tarnovii, która gra w bardzo podobnych koszulkach jak Cracovia i której tradycja jest bliska tradycji Cracovii. Młodzi gracze Tarnovii, którzy marzą o sportowym awansie, zawsze w pierwszej kolejności spoglądają w stronę na krakowskiego klubu z ulicy Kałuży – tłumaczy. – Po drugie, jak inni chłopcy z Tarnovii, miałem wzór do naśladowania w osobie Mateusza Klicha. Wszyscy mu kibicowaliśmy i dlatego wszelkie porównania do niego bardzo mi schlebiały. Gdy byłem młodszy, chciałem iść jego tropem i występować w Cracovii oraz w kadrze. Dziś jesteśmy dobrymi kolegami – dodaje zawodnik, który był nawet z Legią na turnieju towarzyskim na Słowacji i strzelił tam gola dla warszawskiego zespołu.
Pierwszy trener Klicha i Kapustki nie za bardzo chce porównywać dwóch swoich najsłynniejszych podopiecznych. – Wbrew pozorom, ciężko jest to zrobić. Przede wszystkim dlatego, że dzieli ich ponad sześć lat. Przez ten czas znacząco zmienił się zarówno sposób gry, jak i futbolowe realia – tłumaczy. Dużo chętniej wypowiada się za to o Kapustce w kontekście mistrzostw we Francji. – W przekonaniu, że Bartek znajdzie się kadrze na Euro, utwierdziłem się podczas meczów grupy mistrzowskiej Ekstraklasy. W większości z nich zagrał bardzo dobrze i udowodnił, że zasługuje na powołanie. Myślę, że bez Bartka bardzo trudno byłoby Cracovii wywalczyć awans do eliminacji Ligi Europy. Dołożył naprawdę solidną cegiełkę do tego upragnionego sukcesu – nie ma wątpliwości Świerzb. – Wiem, że już po meczu z Holandią rozpoczęła się dyskusja, czy Bartek na Euro powinien grać w pierwszym składzie. Odpowiem tak: jeśli dostanie taką szansę od selekcjonera, na pewno sobie poradzi – twierdzi szkoleniowiec z Tarnowa.
Satysfakcji z postępów Kapustki nie kryje także Wojciech Stawowy, który jako pierwszy zaprosił zawodnika na zajęcia z pierwszym zespołem „Pasów”. – Postawą w meczach ligowych i reprezentacyjnych Bartek pokazał, że jedno z dwudziestu trzech miejsc w ekipie do Francji mu się należy. On zawsze był człowiekiem, który więcej pracował niż mówił. I oby mu już to zostało. Odnośnie samego Euro, mam przeczucie, że „swoje” tam zrobi i nie poleci jedynie jako turysta – przekonuje były szkoleniowiec Cracovii. To właśnie on lubił powtarzać, że „Kapustka jest pozbawiony układu nerwowego”. – Ma taką cechę charakteru, że nigdy nie daje po sobie poznać, że się czegoś boi. A przy tym ciągle stawia przed sobą nowe wyzwania. Tak też było, gdy ściągnęliśmy go do pierwszego zespołu. Wszedł do szatni z dużą skromnością, ale bez najmniejszych kompleksów. Błyskawicznie złapał kontakt z pozostałymi zawodnikami i wkomponował się w otoczenie – dodaje 50-letni trener. – Bartek na boisku imponuje niesamowitym spokojem. Jest tak wyrafinowany, jakby grał na międzynarodowym poziomie od lat, a urodził się przecież pod koniec 1996 roku. Ten niebywały luz i spokój mogą mu tylko pomóc w wielkiej karierze. Oby pokazał się na mistrzostwach z jak najlepszej strony, to jego kariera nabierze jeszcze większego rozpędu.
– Prawda jest taka, że Bartek we Francji nie ma nic do stracenia. Na takiej imprezie może tylko zyskać. Nie cierpię mówienia, że ma tylko 19 lat i jest bez doświadczenia. Każdy z nas był kiedyś młody i gdzieś musiał je zdobyć. Poza tym, żaden selekcjoner, a już na pewno nie Adam Nawałka, nie zaryzykowałby wzięcia zawodnika, który jest nieprzygotowany do takiej imprezy. Co ważne, Bartek też jest przekonany o swojej wartości. Nie będzie miał żadnych kompleksów, jeśli wyjdzie na boisko. Nie będzie patrzył na rywali ze strachem w oczach. Nikt też nie wymaga od niego, żeby ciągnął grę całej drużyny jak Robert Lewandowski czy Grzegorz Krychowiak. W jego przypadku na takich mistrzostwach można tylko wygrać ciekawą karierę za granicą – tak z kolei mówił o Kapustce w wywiadzie dla sport.pl Andrzej Niedzielan.
Jednocześnie „Wtorek” przestrzegał młodszego kolegę przed pochopnym wyborem nowego pracodawcy. – Kiedyś było tak, że polski piłkarz musiał brać, co było, bo kolejnej oferty mogłoby już nie być. Tak było choćby z Markiem Citką, który nie przyjął w porę propozycji z Blackburn, a za chwilę zerwał ścięgno Achillesa i już było po jego karierze. Teraz sytuacja się zmieniła, wreszcie polscy piłkarze są cenieni. Dlatego nie ma co się rzucać na pierwszą lepszą ofertę. Bartek musi przede wszystkim patrzeć na możliwości dalszego rozwoju, a nie na wysokość kontraktu. Najważniejsze, aby nie popełnił głupoty, z której trudno będzie mu się później wyplątać. Musi pójść tam, gdzie będzie grał regularnie, a ryzyko kontuzji nie będzie wielkie, dlatego odradzałbym na razie między innymi ligę angielską. Bo gdy wyląduje na ławce lub na trybunach, ciężko będzie mu się podnieść. Takim przykładem nietrafionych wyborów jest właśnie… Mateusz Klich – stwierdził wymownie były gracz Cracovii.
Niejeden chłopak na miejscu Kapustki już dawno popadłby w manię wielkości. Tymczasem on bez przerwy zachowuje zdrowy dystans, co nie umknęło osobom z jego otoczenia. Koledzy z Cracovii podkreślają, że ostatnie pasmo sukcesów nie zmieniło nic w zachowaniu Kapustki, który dalej pozostaje jednym z najmłodszych zawodników w drużynie i z racji tego ma choćby „przywilej” noszenia toreb ze sprzętem i liczenia piłek po treningu. – Amerykanie powiedzieliby o nim, że to „chłopak z sąsiedztwa”. Mimo kolejnych osiągnięć, cały czas pozostaje tym samym normalnym Bartkiem, którym był kilka lat temu. Nikomu nie odmówi autografu czy wspólnego zdjęcia, w miarę możliwości czasowych zawsze chętnie też przyjeżdża wręczyć nagrody na turnieju dziecięcym czy spotkać się z dzieciakami i porozmawiać z nimi o życiu piłkarza – potwierdza Świerzb. Dzieje się tak w dużej mierze dlatego, że w parze z nieprzeciętnym talentem u Bartka idzie odpowiedni charakter. – Nienawidzę przegrywać ani na boisku, ani w życiu Nie umiem przegrywać. Już w internacie, gdy ponosiłem porażkę w tenisa stołowego, rzucałem paletką – powtarza z uśmiechem Kapustka.
Ogromnym atutem 19-latka jest również uniwersalność. Z powodzeniem może on występować zarówno w środku, jak i na boku drugiej linii, co udowodnił miniony sezon. – Faktycznie, mam takie inklinacje i gdy jestem na skrzydle, to często schodzę do środka. Dużo grałem na pozycji środkowego pomocnika i mam pewne nawyki. Szukam gry, dlatego pokazuję się też w środku. Może nie zawsze ma to dobry efekt, bo jako skrzydłowy mam też do wyboru inne warianty. Przede wszystkim chcę jednak grać w piłkę, wychodzić do podań. Staram się grać tak, aby drużyna jak najbardziej na tym korzystała – opowiada młody zawodnik. – Umiem dość łatwo przestawić się, lecz nie ukrywam, że w przyszłości chciałbym ukierunkować się na konkretną pozycję. Nie potrafię jednak stwierdzić, w jakiej roli widzieliby mnie trenerzy. Wydawało mi się, że pozycja numer „10” jest dla mnie optymalna, bo w drużynach młodzieżowych występowałem tuż za napastnikiem, ale w tym sezonie już nie jestem tam wystawiany. Zostałem przesunięty na „ósemkę”, więc mam więcej obowiązków defensywnych – wylicza Bartek, który w meczu z Litwą zadebiutował jako… prawy obrońca.
– Dotychczas kilka razy występowałem na tej pozycji na treningach, ale w meczu na prawej obronie grałem rzeczywiście po raz pierwszy. Starałem się wykonywać swoje zadania jak najlepiej, ale pewnych rzeczy się nie oszuka i nie będę ukrywał, że ciągnęło mnie do przodu. Nie jestem do końca zadowolony, zawsze wymagam od siebie więcej. Najlepiej czuję się w środku pola, ale nie ma żadnych wymówek. Będę starał się pokazać jak najlepiej, żeby dostać szansę. To od trenera zależy, na jakiej pozycji mnie ustawi. Nie boję się żadnej roli – deklaruje Kapustka, któremu Stefan Majewski przepowiada karierę reprezentacyjną co najmniej na miarę Władysława Żmudy. – Gdy Władek jechał na mundial w Niemczech w 1974 roku, miał na koncie równo 20 lat i zaledwie trzy towarzyskie spotkania w kadrze. Na turnieju tymczasem rozegrał wszystkie mecze i został wybrany najlepszym młodym zawodnikiem. To było coś wyjątkowego, że mimo swojego wieku poradził sobie na tak odpowiedzialnej pozycji – przypomina „Doktor”. Dla porządku dodajmy, że Żmuda łącznie zagrał w reprezentacji aż 91 oficjalnych spotkań i do dziś pozostaje polskim rekordzistą pod względem liczby występów na mistrzostwach świata (cztery kolejne turnieje i 21 gier).
– Bartek Kapustka, który jest z nami raptem od paru zgrupowań, ma wielki potencjał i w bardzo niedalekiej przyszłości będzie stanowił o sile tej reprezentacji – tak już wiosną wypowiadał się o młodszym koledze Wojciech Szczęsny. Co na to sam zainteresowany? – Czy jestem w stanie w razie czego zastąpić Krychowiaka? Myślę, że tak. Każdy z nas przebywał na zgrupowaniu po to, by wywalczyć sobie wyjście w podstawowej jedenastce na Euro. Jeśli byłaby taka szansa, to na pewno byłbym z tego powodu szczęśliwy. Na każdym treningu staram się pokazywać, że szkoleniowiec może na mnie liczyć. Cieszę się, że wszedłem na boisko już po przerwie i dostałem 45 minut szansy. Do pierwszego składu jeszcze trochę mi brakuje, ale takimi wejściami chcę udowadniać w każdym meczu, że nie jadę przesiedzieć Euro na ławce. Trener cały czas może na mnie liczyć – mówił Kapustka po meczu z Holandii, w którym był jedną z nielicznych jasnych postaci w naszym zespole.
Co może cieszyć każdego kibica, to również fakt, że Kapustka nie stara się za wszelką cenę zaklinać rzeczywistości – jak to czasem mają w zwyczaju jego rówieśnicy – i potrafi odważnie nazywać rzeczy po imieniu. Przykładem tego jest choćby inna z jego wypowiedzi po spotkaniu z „Oranje”. – Euro jest już za kilka dni. I te treningi w Arłamowie nie mogą być dla nas żadną wymówką. Nikt z nas takich tłumaczeń nie zamierza używać. Po prostu byliśmy gorsi od Holandii. Zabrakło nam trochę, by uzyskać korzystny rezultat – przyznał śmiało Bartek, który już w 12. roku życia opuścił rodzinny dom, aby zamieszkać w internacie w Nowej Hucie i łączyć naukę z grą dla tamtejszego klubu. Jak się okazuje, te dwanaście lat wystarczyło, aby zdolny piłkarz przyswoił sobie wartości wpajane mu przez rodziców, bo do tej pory nikt nie skarżył się na problemy wychowawcze z jego udziałem. Choć jeśli jest reguła, to musi być też od niej wyjątek…
Kapustka nie kryje bowiem, że największą życiową głupotą, jaką do tej pory zrobił, było sławetne wyjście do klubu nocnego, które skończyło się dla niego bardzo boleśnie. Dosłownie i w przenośni. – Działo się to w czasie, gdy graliśmy co trzy dni. Planowałem spokojnie wrócić do domu, nagle coś jednak w głowie zaszumiało. Wyszliśmy po meczu całą grupką, właściwie już wracaliśmy, kiedy dostałem z zaskoczenia. Przybiegli moi koledzy, doszło do małej szamotaniny, lecz szybko się ulotniliśmy, nie chcieliśmy robić zamieszania. Wróciłem do domu i bardzo żałowałem. Zastanawiałem się, czy ta sprawa wydostanie się do mediów. Niestety wyciekła – mówił na łamach „Przeglądu Sportowego”. – Najbardziej było mi wstyd przed samym sobą, bo wiem, jak trudno pracuje się na pozytywny wizerunek. I wiem, że wystarczy jedna sytuacja, by zburzyć to, co się budowało. Wierzę jednak, że wszystkie błędy, które się popełnia, dzieją się w jakimś celu. Może właśnie dzięki temu zdarzeniu nie uderzy mi do głowy przysłowiowa „sodówka” i jeszcze mocniej będę się zastanawiał nad wszystkim, co robię.
No cóż, pozostaje trzymać Kapustkę za słowo i… trzymać za niego kciuki. – Jestem tak zajarany życiem, że nie uwierzycie – tak brzmi wpis przy jego oficjalnym koncie na Instagramie. Obyśmy też nie mogli uwierzyć: w kolejne szybkie boiskowe postępy tego zawodnika. Najlepiej już podczas tegorocznego Euro we Francji…
Bartosz Król
***
KONKURS
FourFourTwo zaprasza do udziału w konkursie, w którym wygrać możecie buty, w których na co dzień występuje Bartosz Kapustka. Zostaw w tyle swoich przeciwników dzięki błyskawicznej szybkości i oszałamiającej zwrotności w najnowszych Mercurial Superfly V. Wygraj parę butów, które na co dzień używa sam Cristiano Ronaldo i spróbuj wytypować, ile udanych dryblingów wykona podczas fazy grupowej Euro 2016 fantastyczny Portugalczyk. Na Wasze typy w komentarzach pod TYM POSTEM NA FACEBOOKU czekamy do 22 czerwca do godziny 18.
Fot. FotoPyK