Nikt nie jest tak blisko Ekstraklasy, jak my – jej kibice. Obcujemy z nią na co dzień przez prawie cały rok – oglądamy, opisujemy, wspólnie przeżywamy. Niestety, ale za tą toksyczną miłością płacimy swoją cenę przyjmując szereg skutków ubocznych. Ranking UEFA zresztą nie kłamie – nasza liga jest dopiero 18. w europejskiej hierarchii, tuż przed rozgrywkami cypryjskimi oraz białoruskimi. Tym większe było nasze zdziwienie, gdy uświadomiliśmy sobie ilu zawodników z Ekstraklasy uda się na turniej do Francji. I – co lepsze – jak wypadamy w porównaniu z ligami zachodnimi.
Michał Pazdan, Artur Jędrzejczyk, Jakub Wawrzyniak, Krzysztof Mączyński, Tomasz Jodłowiec, Karol Linetty, Sławomir Peszko, Bartosz Kapustka, Filip Starzyński, Mariusz Stępiński, Tomas Kadar, Richard Guzmics, Gergo Lovrencsics, Nemanja Nikolić i wreszcie Ondrej Duda – dziesięciu Polaków, czterech Węgrów i jeden Słowak – taką ekipę wysyła do Francji Ekstraklasa. Liczba może o ból głowy nie przyprawia – jak na szesnaście drużyn szału nie ma, ale… jest to siedem razy więcej nazwisk od tych, które reprezentowały będą holenderską Eredivisie. Tak, tę Eredivisie, gdzie gra PSV, które w 1/8 finału Ligi Mistrzów odpadło z Atletico Madryt dopiero po karnych, a także takie firmy jak Ajax Amsterdam czy Feyenoord Rotterdam. Żeby było jeszcze lepiej – jednym z dwóch przedstawicieli tamtejszej ligi na EURO będzie Polak, Arkadiusz Milik.
Z czego wynika ta, bądź co bądź, absurdalna na pierwszy rzut oka statystyka. Wiele rozbija się o to, że Oranje nie awansowali na turniej, a są właśnie w trakcie przemiany pokoleniowej. Jeśli wśród uczestników byłaby Holandia, to pewnie i liczba zawodników z Eredivisie gwałtownie by wzrosła. Czy to jedyna przyczyna? Na pewno nie – zaglądamy w nazwiska obcokrajowców grających w tamtej lidze i widzimy wielu Duńczyków (nie zakwalifikowali się na turniej), Niemców (raczej tych piątego sortu) czy Marokańczyków (dla nich jest organizowany inny turniej – Puchar Narodów Afryki).
Jak wyglądamy na tle innych lig, które uchodzą za o wiele poważniejsze niż nasza? Portugalska Liga NOS na EURO wysyła… również mniej zawodników od Ekstraklasy, bo dziesięciu. W kraju, gdzie co tydzień gra Porto, Benfica albo Sporting Lizbona, nie znalazło się tylu przedstawicieli, by przebić Polaków. Ze wszystkich, którzy jadą na mistrzostwa, a wiosnę spędzili na mniejszej części Półwyspu Iberyjskiego, w rodzimej lidze gra aż ośmiu. Tu przyczyny upatrywać trzeba – jeszcze intensywniej niż w przypadku Eredivisie – w udziale zagranicznych najemników. Prawie 50 procent zawodników wybiegających co kolejkę na portugalskie boiska to Brazylijczycy (dokładnie 127 piłkarzy). Pomiędzy nimi, a kolejnymi w hierarchii graczami z Republiki Zielonego Przylądka i Hiszpanii przepaść jest już ogromna, bo reprezentantów tych krajów można spokojnie policzyć na palcach u dłoni i stóp jednocześnie – odpowiednio 12 i 11.
Kto jeszcze znajduje się za plecami Ekstraklasy? Między innymi belgijska Jupiler Pro (pięciu przedstawicieli), szkocka ekstraklasa (sześciu) czy szwedzka Allsvenskan (dziesięciu). Generalnie na aż 42 ligi, które będą miały swoich przedstawicieli we Francji, nasza Ekstraklasa jest na wysokim, jedenastym miejscu.
To, co w całym rankingu zaskoczył nas najbardziej, to lokata Championship, czyli drugiego szczebla rozgrywkowego w Anglii. Aż 31 zawodników grających na zapleczu BPL otrzymało powołanie na mistrzostwa – to wydaje się jednak całkiem logiczne, gdy przypomnimy sobie, że masa czy to Irlandczyków, czy Szkotów, czy Walijczyków na co dzień rąbie właśnie w tych rozgrywkach. Wysoko są też Ukraińcy ze swoimi 20 przedstawicielami – w dużej mierze dzięki temu, że drużyna narodowa, z którą zmierzymy się w drugiej serii gier – oparta jest o krajowe drużyny. Z całej kadry, poza granicami Ukrainy, gra tylko sześciu zawodników, między innymi skrzydłowy Konoplianka.
Dokładną rozpiskę, co do tego jakiego ligi będą reprezentować uczestnicy ME, serwuje nam niezawodny w takich kwestiach portal Ekstrastats (kliknij, by powiększyć):
Oczywiście liczby liczbami, ale ilu zawodników których możemy oglądać co weekend w Ekstraklasie ma rzeczywiste szanse na grę w swojej reprezentacji?
Poza dziesięcioma Polakami, mamy na EURO czterech Węgrów i jednego Słowaka. Nemanja Nikolić w eliminacjach wystąpił dziewięciokrotnie, ale nie udało mu się trafić do siatki, raz tylko zanotował asystę. Jego szanse na grę są raczej minimalne, bo trener Bernd Storck zdecydowanie bardziej woli stawiać na Adama Szalaia lub Tamasa Priskina. W niewiele lepszej sytuacji jest Gergo Lovrencsics, który eliminacje zakończył z jednym golem i jedną asystą, a ponadto: z dwóch miejsc na skrzydłach jedno zarezerwowane jest dla gwiazdy zespołu – Balazsa Dzsudzsaka, a o drugie walczą czy to objawienie barażowego dwumeczu Laszlo Kleinheisler, czy Zoltan Steiber. Zdecydowanie w najkorzystniejszej sytuacji są obrońcy – Tomas Kadar oraz Richard Guzmics. Obaj należą raczej do pewniaków selekcjonera i turniej powinni zacząć w wyjściowej jedenastce.
No i nasz słowacki rodzynek – Ondrej Duda. Pomocnik Legii błysnął parę dni temu, gdy asystował przy trafieniu Hamsika w meczu z Niemcami. Może nie było to jakieś spektakularne zagranie, ot, zwykłe podanie do kolegi stojącego obok, ale w protokole meczowym ślad jednak pozostał. Poza tym zaliczył 25 minut w sparingu z Irlandią Północną. W samych eliminacjach zagrał jednak raptem trzykrotnie – te statystyki może optymizmem nie napawają, ale sam fakt, że wyszedł w pierwszym składzie meczu towarzyskiego na mistrzów świata już daje do myślenia.
A Polacy? Jędrzejczyk lub Wawrzyniak na pewno. Do tego boisko powinien powąchać ktoś z trójki Mączyński-Jodłowiec-Kapustka oraz Pazdan, choć jego sytuację pogorszyła nieco niedawna konfrontacja z Holendrami, w trakcie której zaprezentował się, no cóż, bardzo słabo. Reszta natomiast czerwcową przygodę traktować może raczej jako przetarcie i szansa na zapoznanie się z klimatem turniejowym. Dla nich każda minuta spędzona na boisku powinna być sukcesem.
Fot. FotoPyK