Już tylko 11 godzin pozostało do ogłoszenia ostatecznej kadry na Euro 2016. Selekcjoner reprezentacji Portugalii wolał od razu wybrać 23 zawodników, twierdząc, że taka wewnętrzna rywalizacja o to, kto uniknie odpadnięcia, wywołuje niezdrowe relacje i rozbija szatnię. Inni uważają, że walka powinna trwać do końca i dzięki temu nikt specjalnie się nie rozluźni. Filozofie przygotowywania reprezentacji na wielki turniej są różne, ale w naszej kadrze bój trwał do samego końca. Aż do wczoraj…
Kto jednak w nim uczestniczył? Kto miał największe szanse na wyjazd, a kto raczej się wypisał? Nie trzeba być Nostradamusem, by stwierdzić, że Przemysław Tytoń od początku stanowił opcję rezerwową i tylko kataklizm pozbawiłby Szczęsnego, Fabiańskiego lub Boruca wyjazdu do Francji. Na pozostałych pozycjach jednak aż iskrzyło i walka o miejsce na skrzydle trwałaby pewnie do samego końca, gdyby nie urazy Wszołka i Rybusa. Obaj jednak mieli peszka, więc na Euro Peszko po prostu musi jechać. Że nie zasłużył? To oczywiste i pewnie sam Sławek by się pod tym podpisał, ale konkurencja się wysypała, a ktoś jednak musi grać. No dobra, po pamiętnym występie w Lidze+ Extra Sławek podpisałby się raczej pod tym, że stanowił pewniaka większego niż jego serdeczny przyjaciel z wyższych lig niemieckich, ale nie zajmujmy się teraz przesadnie pewnością siebie Peszki.
Przejdźmy do sedna. Kto powinien, a kto nie powinien jechać do Francji? I przede wszystkim – za co? Jakimi argumentami mógł się kierować Adam Nawałka? Kto jeszcze ma jakieś wątpliwości?
THIAGO CIONEK
Plusy: Zadziorny, nieustępliwy, agresywny. Świetna końcówka sezonu Serie A, gdy regularnie wybierano go do jedenastki kolejki. Brazylijczyk znalazł się na krzywej wznoszącej i można podejrzewać, że najlepsze lata jego kariery dopiero nadchodzą. Poza tym to syn Nawałki.
Minusy: Nasze zdanie na temat obcokrajowców doskonale znacie, więc powtarzać się nie będziemy. Dla nas w każdym razie to główny minus. Kolejne? Cionek katastrofalnie wygląda w rozegraniu. W porównaniu z Salamonem – trzy półki niżej, a skoro duet stoperów ma tworzyć ktoś z Glikiem, to wypadałoby, że umiał kopać piłkę. Poza tym Thiago to klasyczna grzałka. Nagle może mu się wyłączyć coś w mózgu, zdzieli kogoś łokciem po twarzy i pozamiatane. Choć – żeby być uczciwym – trzeba mu oddać, że akurat w tym sezonie czerwonej kartki nie obejrzał.
PAWEŁ DAWIDOWICZ
Plusy: Wszechstronność – to raz. Paweł świetnie wprowadził się do Ekstraklasy jako defensywny pomocnik. Na tej pozycji najczęściej grywał też w rezerwach Benfiki, natomiast Nawałka od początku widział w nim materiał na klasowego stopera. W razie dramatu może więc przykryć dwa miejsca na boisku, co na takich turniejach nieraz bywa kluczowe przy selekcji. Poza tym niesamowicie wzmocnił się fizycznie. Wyjeżdżał jak chucherko, a dziś to atleta pełną gębą. I piłkarz o wciąż olbrzymim potencjale.
Minusy: Nie odkryjemy Ameryki – skoro ktoś rozgrywa cały sezon w 19. drużynie drugiej ligi portugalskiej, a w dorosłym zespole nie ociera się nawet o ławkę, to czego oczekiwać? Oczywiście, że droga pomiędzy rezerwami Benfiki a wielkim futbolem bywa krótka – potwierdzi Renato Sanches – ale Paweł chyba jeszcze w ogóle się na niej nie znalazł.
BARTOSZ SALAMON
Plusy: Podobnie jak u Dawidowicza – też w razie konieczności zagra na defensywnej pomocy. Sam twierdzi, że nie jest to już jego ulubiona pozycja i gdy wystawiano go tam w Milanie, nie czuł się tak komfortowo jak na stoperze, ale mimo wszystko wszechstronność to zaleta. Druga sprawa – wreszcie złapał regularność. Rozegrał cały sezon w Serie B na świetnym poziomie. Przy tym jest najlepszym rozgrywającym wśród naszych stoperów. Takiej asysty jak ta z Finlandią nie pamiętamy z naszej kadry od czasów Ernesta Wilimowskiego.
Minusy: Widzimy w zasadzie jeden minus – brak zgrania z Glikiem i resztą kadry. W sparingu z Finlandią wyglądało to co prawda porządnie, ale trudno przypuszczać, by stoper Cagliari opanował wszystkie automatyzmy w takim stopniu jak choćby Pazdan.
KAROL LINETTY
Plusy: A jakże – wszechstronność. Sześć, osiem, dziesięć – zagra na każdej z tych pozycji. Poza tym fizycznie to już koń i raczej nie będzie się odbijał od przeciwników. Klasyczny box-to-box player, jakiego warto mieć w szerokiej kadrze.
Minusy: Przeciętny sezon w Lechu. Trzy ligowe gole i pięć asyst nie przynosi wstydu, ale coraz częściej odnosiliśmy wrażenie, że Karol dobił w Ekstraklasie do szklanego sufitu, obija się o niego jak mucha i niespecjalnie poszerza swój repertuar. Obycie z poważną piłką – to jest cecha, której najbardziej mu brakuje, choćby w porównaniu z Zielińskim.
KRZYSZTOF MĄCZYŃSKI
Plusy: Tak po ludzku zasłużył na to powołanie. Za eliminacje. Za gola ze Szkocją. Za to, że z brzydkiego kaczątka, dla którego powołań nie rozumiał chyba nikt (w tym my!), stał się koronnym argumentem dla selekcjonera (słowo klucz) Nawałki.
Minusy: Zdrowia nie oszukasz. Krzysiek wrócił do gry dopiero 25. kwietnia, kiedy wykręcił niecały kwadrans z Niecieczą. Od tamtej pory rozegrał ledwie pięć ligowych meczów, i to wszystkie w grupie spadkowej. Fakt, że strzelił z Podbeskidziem, ale – umówmy się – temu Podbeskidziu wstyd nie strzelić. Brak rytmu to główny argument za pominięciem Mączyńskiego.
FILIP STARZYŃSKI
Plusy: Facet ma to coś – tę wizję, kreatywność, nieszablonowość i doskonałe prostopadłe podanie. Ginący gatunek polskiego piłkarza, bo niektóre z jego asyst to był Pirlo przemieszany z Iniestą. Nie przesadzamy – był moment, kilka tygodni, może miesiąc, kiedy Starzyński wiosną wyrósł na najlepszego piłkarza Ekstraklasy. Fajnie wprowadził się też do kadry z Finlandią.
Minusy: Nikt tak brutalnie nie odbił się od zagranicznej ściany jak on. Skoro prezes Lokeren nawet po takich występach jak wiosenne mówi wprost, że nie chce Starzyńskiego z powrotem, to jednak o czymś świadczy. Przy bardziej intensywnej grze chłopak może zginąć. Poza tym jego znajomość języków nie pozwoli mu nawet na zamówienie kawy w hotelu w La Baule.
ARTUR SOBIECH
Plusy: Bundesliga. Nie oszukujmy się – to kompletnie inna dyscyplina sportu niż Ekstraklasa i jeśli ktoś wykręca tam 25 meczów, to nie może być byle leszczem. Sobiech zaliczył też najlepszy sezon, od kiedy wylądował w Hannoverze. Co prawda drużyna spadła, ale on sam strzelił 7 goli. A zdobywanie bramek z Bayernem cenimy minimalnie wyżej niż ostrzeliwanie Prusaków czy innych Forenców.
Minusy: Czasem odnosimy wrażenie, że Sobiech jest zbyt statyczny do takiej gry, jaką proponują Lewandowski z Milikiem. Że jest klasyczną dziewiątką, przywiązaną do pola karnego i czekającą na piłki, co przy takiej grze może nie wystarczyć. Potrzeba więcej ruchliwości, umiejętności rozegrania. Tego Arturowi brakuje.
MARIUSZ STĘPIŃSKI
Plusy: Wreszcie się rozbujał. Wreszcie pokazał, że kilka przyzwoitych występów w Widzewie przed emigracją do Norymbergi nie było przypadkiem, tylko chłopak faktycznie coś umie. Odblokował się i wyrósł – kto wie? – może nawet na drugiego-trzeciego napastnika Ekstraklasy, za Nikoliciem i tuż obok Cabrery. Taki rozwój warto docenić i premiować.
Minusy: Raz – brutalne zderzenie z poważną piłką. Dwa – ostatni gol w lidze 15. kwietnia, a od tamtej pory sześć spotkań bez trafienia. Takie zacinki nie przystoją komuś, kto przynajmniej teoretycznie ma stanowić alternatywę dla Lewandowskiego lub Milika. Trzy – wątpliwości, jak da sobie radę z bardziej intensywną grą niż to, co oglądamy w Ekstraklasie. Pytanie, czy to wszystko to nie jest za mało, by jechać na tak wielki turniej jak Euro 2016.
Fot. FotoPyK