– Paweł zapytał, czego oczekuję od życia. „Szacunku” – odpowiedziałem. Chcę, by ludzie nie traktowali mnie tylko jak śmiesznego „Grosika”, z którym można się jedynie zabawić. Pragnę, by mnie cenili. Mówiłem Pawłowi, że chcę być postrzegany jak Bartek Ława, przyjaciel ze Szczecina, były piłkarz. Osiągnąłem w piłce więcej od niego, ale to on ma u ludzi większy szacunek, bo nie dał sobie wejść na głowę. Znajomi zawsze czuli wobec niego respekt, a do mnie podchodzili na luzie. Chciałem, żeby wiedzieli, gdzie jest granica. Rozumieli, że jestem reprezentantem kraju, gram we Francji, że nie można przeholować, choćby odzywką. Nie chcę być już traktowany jak klaun – mówi w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym” Kamil Grosicki. To fragment albumu “W kadrze”.
FAKT
Na początku materiał o pierwszym dniu reprezentacji w Juracie, ale więcej jest do oglądania niż czytania. W skrócie: pierwszy na zgrupowaniu pojawił się Milik, dziś odbędzie się lekki trening z piłkami, mamy też informację, że aerobik w kadrze poprowadzi… Anna Lewandowska. Żona Roberta nauczy aerobiku także wszystkich partnerek piłkarzy.
Piotr Zieliński otwarcie mówi o transferze do Liverpoolu, więc wszystko jest już przesądzone.
– W Empoli dano mi szansę dorosnąć jako piłkarzowi, ale wiem, że teraz czeka mnie kolejne wyzwanie. Duży krok, najważniejsza decyzja w dotychczasowej karierze – mówi Faktowi Piotr Zieliński (22 l.). (…) – To ogromny przeskok. Sam jestem ciekaw, jak to będzie. Nigdy nie byłem w tak dużym klubie, nie poznałem tej presji. W Empoli jej nie było. Ci kibice, ich popularny na całym świecie hymn… Do tej pory mogłem oglądać mecze Liverpoolu tylko w telewizji – reprezentant Polski nie chce zdradzić, jak bliski jest podpisania kontraktu, opowiada jednak o angielskim klubie tak, jakby jedną nogą już w nim był.
Mariusz Stępiński z chłodną głową podchodzi do ewentualnego transferu do Legii.
– Dla mnie sprawy transferowe to rzecz drugorzędna. Wiadomo, że Legia to topowy klub w Polsce, ale ja mam długi kontrakt z Ruchem (wygasa 30 czerwca 2018 roku – przyp. LB). O Legii nie myślę – zaznacza. (…) – Jeśli będę chciał zostać, to dalej będę tutaj grał, ale jeśli wspólnie podejmiemy decyzję, że trzeba zrobić krok do przodu, to uczynię to. Obecnie skupiam się przede wszystkim na tym, aby załapać się do kadry na Euro. Gdy ogłoszono, że jestem w szerokiej kadrze Adama Nawałki, otrzymałem sporo gratulacji. Każdy życzył mi, abym pojechał na Euro, a nie tylko w Bieszczady – dodaje.
GAZETA WYBORCZA
„Wyborcza” pyta: finał Krychowiaka?
Liverpool to są emocje” – mówi Klopp uwielbiający odwoływać się do tradycji zespołu z Anfield Road. Pięć triumfów w Pucharze Europy, trzy w Pucharze UEFA przemianowanym w 2009 roku na Ligę Europy tworzą mit klubu, który jest dla piłki tym, czym dla muzyki Beatlesi. W ustach Niemca słowa o emocjach nie brzmią jak puste frazesy. Od 8 października 2015 roku, gdy przyjął posadę w rozbitej drużynie, potrafił sprawić, by słynna pieśń “Nigdy nie będziesz sam” przestała brzmieć żałośnie. Klopp wyrósł w maleńkim Mainz, które zachwyciło Niemcy. W Borussii Dortmund stworzył “kapelę” zapierającą dech w piersiach świata. Dziś w tym samym rytmie, z tą samą intensywnością zaczyna grać przygasły kolos z Liverpoolu, który znów staje się fabryką wzruszeń dla kibiców. Ci zrobili wszystko, by w środę na St. Jakob-Park zdobyć przewagę nad obrońcą trofeum. Stadion w Bazylei mieści zaledwie 38,5 tys. ludzi, więc każdy z rywali dostał tylko 10 236 biletów. Fani “The Reds” latali do Sewilli, by po 2 tys. euro odkupić wejściówki od Hiszpanów. Tysiąc z nich je sprzedało, za co zostaną ukarani przez klub z Andaluzji odebraniem karnetów. Szaleństwo na trybunach jest gwarantowane, fani obu drużyn należą do najgorętszych w Europie. “Jesteśmy ludźmi Sevilli, za nią umrzemy” – śpiewał Grzegorz Krychowiak przed derbami stolicy Andaluzji. Władze ligi hiszpańskiej chciały go nawet za to ukarać, uznając, że eskaluje i tak ogromne emocje tłumu.
Euro 2016 – parada szczęściarzy.
Lewandowski, wiadomo – właśnie zdobył piąte w karierze mistrzostwo kraju, został też piątym w karierze ligowym królem strzelców (w Bundeslidze od czterech sezonów jest albo królem, albo wicekrólem). Ale przecież wokół niego w reprezentacji tłoczy się jeszcze cały tłum nie byle jakich snajperów, ewentualnie specjalistów od podrzucania podań, po których innym snajperom nie wypada nie zdobyć bramki. Arkadiusz Milik to najlepszy strzelec sezonu w Ajaxie Amsterdam (i to dał ligową kanonadę o intensywności niewidzianej tam od czasów Luisa Suáreza!). Kamil Grosicki to drugi najlepszy strzelec Rennes (ustanowił rekord kariery!). Maciej Rybus to najlepszy strzelec Tereka Grozny (też rekord kariery! I jako skrzydłowy lub boczny obrońca wbił tyle goli, ile obaj najskuteczniejsi napastnicy klubu razem wzięci!). Artur Sobiech to najlepszy strzelec Hannoveru. Piotr Zieliński to najefektywniejszy ofensywny – gole plus asysty – młodzieżowiec w całej włoskiej Serie A (oczywiście też ustanowił rekord kariery). Nawet niezbyt poważnie traktowany u nas Paweł Wszołek, który po niepowodzeniu w Sampdorii właśnie spadł z ligi z Veroną, zakończył sezon jako drugi najczęściej asystujący w drużynie.
SUPER EXPRESS
Piotr Rutkowski mówi o tym, że konieczne jest wietrzenie szatni w Lechu Poznań.
Będzie rewolucja kadrowa?
Jak najbardziej. Ten zespół musi zmienić charakter, wietrzenie szatni jest konieczne. Przebudowa jest niezbędna i tak się stanie. (…)
Siedmiu odejdzie, to siedmiu kupicie?
Niekoniecznie, bo nie grając w pucharach, nie potrzebujemy tak szerokiej kadry. Kupiliśmy już bramkarza i w najbliższych tygodniach przebudowa będzie trwała.
W czym nadzieja na lepsze jutro?
Przede wszystkim trzeba zapomnieć o tym sezonie, zresetować się i odbudować wiarę w to, że jesteśmy jedną z najlepszych drużyn w Polsce. Nadzieję widzę też w tym, że zaczniemy sezon dopiero 15 lipca. Ci, którzy będą grać w pucharach, zmierzą się ze ścianą, na którą my wpadliśmy w tym sezonie. To jest bardzo trudne doświadczenie i zobaczymy, jak sobie poradzą.
Przed finałem Ligi Europy wypowiada się Jerzy Dudek.
Kto jest faworytem?
Sevilla jest moim zdaniem trochę bardziej uprzywilejowana, bo przecież już po raz trzeci z rzędu zagra w finale Ligi Europy. Ma bardziej doświadczonych zawodników. Pokuszę się o stwierdzenie, że ma o 10 procent więcej szans na zwycięstwo. Ale jeżeli Liverpool zagra tak, jak zawsze w finałach, to będzie bardzo zacięte spotkanie. Jestem byłym piłkarzem Liverpoolu, skupiam się więc na tym zespole i wiem, że kluczem będzie dobra gra w obronie. Jeśli bowiem to się nie uda, trzeba będzie trzy razy ciężej pracować w ataku.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Adam Nawałka – w porównaniu do swoich poprzedników – ma duży komfort, jeśli chodzi o personalia.
W słowniku Adama Nawałki słowo „problem” nie istnieje. W przenośni i dosłownie. Niespełna miesiąc przed EURO 2016 trwa sielanka. Na zespół nie spadła plaga kontuzji, pięć ostatnich meczów zakończyło się zwycięstwem, wybór 28-osobowej drużyny na zgrupowania w Juracie oraz Arłamowie, z której selekcjoner wybierze uszczuplony o pięciu zawodników zespół do Francji, nie wzbudził kontrowersji. Nawałka nie zna kłopotów, które dla poprzedników (Jerzy Engel, Paweł Janas, Leo Beenhakker i Franciszek Smuda) były codziennością w przededniu mundiali albo EURO. Dziś zdecydowana większość kadrowiczów nie tylko nie miała w zakończonym sezonie problemów z graniem w klubach, ale wielu wręcz decydowało o obliczu drużyn.
Jeśli to prześledzić – rzeczywiście. Wszyscy zdrowi, nikt na długo nie przykleił się do ławki. Wcześniej nie było to oczywistością.
Kamil Grosicki szczerze opowiada o sesjach z psychologiem. To fragment albumu „W Kadrze”.
Jak wyglądały pierwsze sesje z psychologiem sportu?
Paweł zapytał, czego oczekuję od życia. „Szacunku” – odpowiedziałem. Chcę, by ludzie nie traktowali mnie tylko jak śmiesznego „Grosika”, z którym można się jedynie zabawić. Pragnę, by mnie cenili. Mówiłem Pawłowi, że chcę być postrzegany jak Bartek Ława, przyjaciel ze Szczecina, były piłkarz. Osiągnąłem w piłce więcej od niego, ale to on ma u ludzi większy szacunek, bo nie dał sobie wejść na głowę. Znajomi zawsze czuli wobec niego respekt, a do mnie podchodzili na luzie. Chciałem, żeby wiedzieli, gdzie jest granica. Rozumieli, że jestem reprezentantem kraju, gram we Francji, że nie można przeholować, choćby odzywką. Nie chcę być już traktowany jak klaun. Paweł do dziś przypomina mi tamtą rozmowę, naszą walkę, bym ten szacunek zyskał. Kilka razy musiałem stanowczo odmówić, nauczyć się mówić: „tak” i „nie”. Proste, a jednak takie trudne do nauczenia.
Które z nich trudniej ci się wypowiada?
Zdecydowanie „nie”. Za dużo ludzi wchodziło mi na głowę, a ja nie potrafiłem powiedzieć: „Nie, koniec, mam swoje życie, swoje problemy”. Od małego chciałem się pokazywać, myślałem, że pieniędzmi zjednam sobie znajomych. Dopiero dużo później zrozumiałem, że to nie są prawdziwe przyjaźnie. Spośród tamtych kolegów tylko niektórzy do mnie zadzwonią, pogratulują. Chciałem, by wszyscy byli zadowoleni, szczęśliwi, przez co sam ściągałem sobie na głowę kłopoty.
„Przegląd” warto dziś kupić choćby dla tekstu o Piotrku Zielińskim i jego historii.
Jeszcze rok temu jakiekolwiek pytanie o Premier League byłoby nie na miejscu – tym bardziej o tak wielki klub jak Liverpool. Patrząc na statystyki, jego sytuacja w Udinese nie była najlepsza, przez głowę przechodziły myśli o powrocie do Polski. „Zielu” postanowił zaryzykować, co się opłaciło, przenosiny do Empoli okazały się strzałem w dziesiątkę. Przede wszystkim trafił na trenera, który zobaczył w nim to „coś”. Maurizio Sarri cofnął go na pozycję nr 8. Polak dostał więcej zadań defensywnych. Zagrał w Serie A ponad tysiąc minut. W następnym sezonie, już bez Sarriego, który wywalczył z Napoli wicemistrzostwo Włoch, zrobił kolejny krok. Zaczął grać w podstawowym składzie i na boisku spędził trzy razy więcej czasu. Sarri nie zapominał o swoim „odkryciu”. Rok temu Sarri na odchodne powiedział Zielińskiemu: „Piotrek, ty jeszcze będziesz wielkim piłkarzem”. – Ten sezon był przełomowy – przyznaje Polak. – Rozegrałem bardzo dużo dobrych meczów, przyszło zainteresowanie większych klubów. O to chodziło, by się tu rozwinąć i wypłynąć na szerokie wody – mówi wprost.
Pompka przed finałem Ligi Europy:
Bazylea, rok 1984. Stadion St. Jakob Park. Zawodnik z numerem 11 wbiega między dwóch obrońców, przyjmuje piłkę na klatkę piersiową. Wydaje się, że zaraz się przewróci, bo jeden z przeciwników ciągnie go za rękę. Ale nie! Zachował równowagę i jakimś cudem oddał strzał. Lekki, tuż obok nogi wybiegającego bramkarza. Piłka wturlała się do siatki, a on został bohaterem. Po jego golu Juventus wygrywa 2:1 z Porto i zdobywa Puchar Zdobywców Pucharów. Z 11 na plecach grał tego dnia Zbigniew Boniek. Po 22 latach na tym stadionie odbędzie się mecz o podobną stawkę. Dziś St. Jakob Park będzie areną finału Ligi Europy, a na boisko znów wybiegnie Polak. Sevilla z Grzegorzem Krychowiakiem w składzie zmierzy się z Liverpoolem. Boniek jest przekonany, że rodak pójdzie w jego ślady. Na Twitterze dopytuje kibiców, ile goli strzeli „Krycha” – jednego, dwa, a może będzie hat trick? Żarty żartami, ale 26-letni pomocnik doskonale zna smak triumfu w tak ważnym spotkaniu.
Pięć powodów dla których wygra Liverpool:
1. Ma ogromny głód trofeów
2. Do gry wraca Jordan Henderson
3. Asy Kloppa są w końcu gotowe do gry
4. Ostatnia szansa na grę w pucharach
5. Klopp potrafi natchnąć piłkarzy
A dlaczego Sevilla?
1. Jest bardziej doświadczona
2. Ma Grzegorza Krychowiaka
3. Zawsze gra na tym samym poziomie
4. Ciąży na niej mniejsza presja
5. Unai Emery to król finałów
„PS” dotarł do Andresa Palopa, byłego bramkarza Sevilli. Idealna rozmowa przed dzisiejszym finałem.
Sevilla dotarła do finału Pucharu Króla i Ligi Europy, ale nie wygrała w tym sezonie żadnego ligowego meczu na wyjeździe. Nie jest to dziwne?
Taka sytuacja nie zdarza się często, tym bardziej w przypadku tak dobrego zespołu, jakim jest Sevilla. Nie jest to normalne, że drużyna prezentuje taką nierówną formę. Na szczęście w kluczowych momentach Ligi Europy udało się rozstrzygać mecze na jej korzyść i dotrzeć do kolejnego finału. Myślę, że teraz nie będzie to miało żadnego znaczenia, bo mecz finałowy rozgrywany jest na neutralnym terenie. Inaczej się go przeżywa, inaczej się do niego przygotowuje Motywacja jest ogromna. Pamiętam, jak rozmawialiśmy rok temu i już wtedy mówiliśmy o tym, że drugi raz zdobycie dwóch pucharów z rzędu byłoby wyczynem historycznym, więc proszę sobie wyobrazić teraz: trzeci finał z kolei. To jest godne podziwu, bramki słów, by opisać to, co robi ta drużyna. To jest coś niesamowitego dla takiego klubu jak Sevilla.
Fot. FotoPyk