Piłkarz spuści klub, przyłoży obie ręce i nogi do relegacji, ale sam lecieć już nie musi. Ot, taka specyfika zawodu. Kto może iść tym szlakiem z Zabrza i poprzez letnie transfery utrzymać się w lidze? Kogo natomiast mamy nadzieję już w Ekstraklasie nie zobaczyć, z korzyścią dla wszystkich?
JESZCZE POWALCZĄ O BYT
Adam Danch – kapitanowi nie przystoi opuszczać tonącego okrętu. Kapitan nie wykręci się z odpowiedzialności za katastrofę i nawet, jeśli w wielu żenadach odstawianych przez Górnika akurat do Dancha nie można było mieć wielu pretensji, to jest umoczony w ten spadek po uszy. Koniec, kropka, to są fakty. Niemniej Danch ma taką markę w lidze, że powinien dostać oferty z Ekstraklasy, a jeśli którąś przyjmie, to nie zdziwimy się jeśli stanie się członkiem zupełnie solidnej defensywy.
Paweł Golański – epizod “Golo” w Zabrzu to materiał dla detektywa Rutkowskiego. Oto defensor, który od wielu, wielu lat prezentował dobry poziom, nigdy nie schodząc poniżej przynajmniej solidności, a który na Śląsku ni z gruszki ni z pietruszki zapomniał jak się gra w piłkę. Nie wiemy, oczadział czy jak? Mamy świadomość, że Golański ma już swoje lata, ale wciąż jesteśmy w stanie uwierzyć, że otrzymawszy szansę w Ekstraklasie (choć raczej w klubie z dołu tabeli) ponownie “grałby swoje”.
Roman Gergel – historia z “Trudnych spraw”, podpis: “Roman: umie grać w piłkę, ale nie umie tego pokazać”. Ile razy Gergel potrafił zagrać coś, na co mało kto w Ekstraklasie by się odważył? Ile razy błysnął? Pamiętacie mecz z Piastem? 5:1, Romek kończy z czterema bramkami i asystą – jedyna “dycha” w notach Weszło za sezon 15/16. Ale jednak na finiszu brutalnie rozczarował, włączając dzisiejszy mecz, zawiódł po całości. Dlatego nasza wiara w niego znacząco stopniała, choć gdy myślimy o Gergelu w pierwszej lidze… nie no, te rozgrywki to nie jego półka.
Chyba jeden z nielicznych któremu zależało. Grzegorz Kasprzik pic.twitter.com/vs8jYOaUem
— Marcin Kuźnia (@m_kuznia) 14 maja 2016
Grzegorz Kasprzik i Radosław Janukiewicz – czy są w lidze gorsi bramkarzy od tej dwójki? Są, ale raczej nie w pierwszych składach. Niemniej trochę przetasowań będzie i może któryś z nich wskoczyłby do rotacji, bez skazywania nowego zespołu na mniejszą jakość. Choć sądząc po dzisiejszej reakcji Kasprzika kto wie, czy nie wolałby zostać mimo ewentualnych ofert i dla odmiany przeżyć euforię z okazji wprowadzenia klubu do Ekstraklasy, zmazując tym samym plamę na honorze.
Armin Cerimagić – dwadzieścia dwa lata i choć wiemy, że wiek nie gra, to coś jest w tym chłopaku. Ligi nie wciągnął nosem, ale były takie chwile, które kazały sądzić, że mógłby w innym miejscu rozwinąć się w ciekawego ligowca.
Sebastian Steblecki – wiecznie młody Sebastian Steblecki. Rozumiemy stracić miejsce gdzieś w Eredivisie, ale w Górniku?! Mamy w pamięci jego dobre momenty, choćby mecz z Legią, gdzie był totalnie osamotniony w ataku, a i tak efektownie szarpał, strzelił gola. To chłopak z potencjałem, ale już na pewno nie mogący się na nim wozić. Być może jednak ostatnia szansa w Ekstraklasie jeszcze mogłaby wchodzić w grę.
Erik Grendel – kontuzja wyłączyła go z wiosennego grania, więc ciężko aż tak mocno go obwiniać za spadek. Płakać za nim nie będziemy, ale jego ewentualna dalsza obecność w lidze ujmy nie powinna przynieść.
Łukasz Madej – umiejętności na Ekstraklasę jeszcze ma. Pytanie, czy ktoś będzie chciał pozwolić sobie na nie najtańszego w utrzymaniu 34-latka.
Bartosz Kopacz – w dużej mierze to on, oprócz Adama Dancha odpowiadał za to, że Górnik wiele meczów jednak zremisował, a nie przerżnął. Średnia not w minionym sezonie – 4,44. Jak na jedną z gorszych defensyw w lidze, całkiem nieźle.
WILCZY BILET
Jose Kante – piętnasta liga hiszpańska to maks, co może z ciebie być. Niech idzie nie strzelać bramek gdzie indziej. Ktoś powie: e, umiejętności miał, całkiem dobry technicznie! Fajnie. Ale był sprowadzony w konkretnym celu: strzelania bramek. Zawiódł i koniec pieśni, gdyby Wójcik prowadził wiosną Górnika, darłby się z ławki “gramy bez napastnika”.
Ken Kallaste i Marcis Oss – Kto? O matko. Zimowe łowy zabrzan delikatnie mówiąc nie rzuciły na kolana. Nie zdziwimy się, jeśli Oss i Kallaste wrócą – odpowiednio – na Łotwę i do Estonii, a potem nie wychylą nosa z ojczyzny tłukąc się do końca kariery w półamatorskich rozgrywkach.
Sebastian Przyrowski – czas uświetnić przyrosiami jakąś okręgówkę.
Michał Janota – jeśli Feyenoord zbankrutuje i wyląduje w siódmej lidze holenderskiej, Janota ma szansę na zachodni kontrakt. Szczerze cieszymy się, że mamy z głowy tego zawodnika na przyszły sezon, bo takiego człapaka wożącego się na opinii liga dawno nie widziała. Jeśli jeszcze znajdzie się w Ekstraklasie chętny, to niech na negocjacje kontraktowe przyjdzie w koszulce “JESTEM FRAJEREM”.
Aleksander Kwiek – spadł z Odrą, spadł z Zagłębiem Lubin, przeżył karna relegacja z Łęczną, a teraz spadł z Górnikiem Zabrze. Funkcjonuje w lidze z przerwami od kilkunastu lat, ale naprawdę – już starczy. Niech inni pokażą co potrafią, Kwiek prochu nie wymyśli.
Ołeksandr Szeweluchin – kilka lat solidnej gry twardego stopera z Ukrainy. Ale facet ma już 34 lata, jest na ewidentnej znoszącej i nie pokazał w tym sezonie nic, byśmy mieli za nim zatęsknić.
Maciej Korzym – Nie, po prostu nie. Tak, Korzym miał takie momenty w karierze, kiedy był wyróżniającym się ligowcem. Chcemy jednak, by w Ekstraklasie skończyły się czasy wożenia się na nazwisku, a Korzym od ładnych kilku rund konsekwentnie zawodzi. Jak liga ma podnosić poziom, to trzeba stawiać na graczy w formie, a nie takich, którzy odcinają kupony, a najlepsze co mogą ci pokazać, to kompilację bramek sprzed pięciu lat.
Rafał Kurzawa – pułapka stawiania na młodych jest taka, że często dostają taryfę ulgową. Nic nie pokazują, ale grają za korzystny pesel, za osławiony potencjał. Problem w tym, że jak taki piłkarz zagra pokaźną liczbę meczów w lidze i jest już jasne, że talentu szczególnego nie ma, to z kolei zaczyna grać, bo… jak na młodego ma już jakieś doświadczenie. My nie dajemy się nabrać.
Mariusz Magiera i Mariusz Przybylski – obu bliżej do opowiadania o dobrych meczach przy kominku, niż dopisywaniu kolejnych rozdziałów, o których można by opowiedzieć.
Paweł Widanow – Przebieraniec.
Szymon Skrzypczak i Szymon Matuszek – pierwszoligowcy. Gdy myślimy o tych piłkarzach, to widzimy ich właśnie tam i to nawet możliwe, że w wiodących rolach.
Jan Żurek – raczej przebojem nie wdarł się na trenerską karuzelę. Czas na ciepłe łapcie.
Fot. FotoPyK