Cóż to był za mecz! Zaczął się w zasadzie już podczas… losowania. Lech nie był wtedy za wysoko w lidze, miał kryzys formy, a tu Man City i Juventus. Potężne firmy, kandydaci do wygrania całych rozgrywek. Do Turynu Kolejorz pojechał na luzie, a potem zaczęły się cuda.
Lech prowadzący z Juve 2:0 po dwóch kwadransach, niesamowite. Nic tylko pilnować wyniku i wywieźć fantastyczne zwycięstwo, które pozwoli realnie myśleć o awansie. Niestety, Stara Dama to nie ogórki i za chwilę zamiast pięknego triumfu mogliśmy mieć staropolską honorową porażkę, gdzie powalczyliśmy, ale ostatecznie zebraliśmy bęcki. Gdy Juve wyszło na 3:2, frustracja ogarnęła wielkich kibiców. Zamiast napisania historii, jest to co zawsze, refren naszych meczów.
Ale w doliczonym czasie gry Rudnevs huknął tak, że nie było czego zbierać. Uratował ten mecz, zrobił coś, czego już nikt się nie spodziewał. Wielka klasa. Od 1:30: