Kto z Piasta zrobi największą karierę i dlaczego w Czechach nie spotkał nikogo takiego? Dlaczego po gliwickim rynku zawsze chodzi w czapce i po co zakłada perukę? Co łączy go z Harrym Kanem, a co z… Brianem McBridem? Czemu wygwizdali go kibice zespołu, którego jest wychowankiem i kogo z Piasta zabrałby ze sobą do kolejnego klubu? Martin Nespor – fan AC/DC, zawzięty profesjonalista, a przy tym człowiek z przyklejonym do twarzy uśmiechem i ogromnym dystansem do siebie – w największym wywiadzie od czasu wypożyczenia do Piasta.
Bartek Szeliga, z którym rozmawiałem dosłownie kilkanaście godzin wcześniej mówił, że koniecznie mam się ciebie spytać, jak się rozciąga „pletenec”. Co to w ogóle jest ten „pletenec”?
(śmiech) Tak sobie żartują piłkarze w szatni. Asystent trenera Jiří Neček jak robimy stretching, mówi, żeby protáhnout pletenec, rozciągnąć jeden, konkretny mięsień. Chłopakom się spodobało jak to brzmi i teraz często sobie z tego żartują.
Podobno jak język czeski wszedł do szatni, to na początku było trochę śmiechu.
A dla Czechów z kolei jest śmieszny polski język. Ale myślę, że to jest dobre dla mnie jako dla Czecha, czy dla Słowaków, że szybko się ten niby obcy język rozumie, że są one bardzo podobne.
Teraz macie w zespole właśnie wielu Czechów, Słowaków, a nie wiem czy wiesz, że wcześniej był czas, gdy w Piaście było bardzo dużo Hiszpanów, Portugalczyków. Oni trochę oddzielali się od grupy, a jak to jest z wami? Łatwiej jest złapać tę nić porozumienia, jak się praktycznie od razu rozumie nawzajem?
Myślę, że trzymamy się wszyscy pospolu. Razem. Mimo że grałem w Czechach w różnych zespołach, to wydaje mi się, że drużyna tutaj trzyma się najbliżej. Jest między nami coś więcej niż tylko praca, jesteśmy grupą dobrych przyjaciół. Jak ktoś chce wyjść na kawkę, na obiad, nie ma problemu – każdy z każdym może się umówić, wyjść gdzieś razem. Nasz kapitan, Radek Murawski mówi wręcz, że jesteśmy jak rodzina.
Jak się patrzy na boisko, to widać że starasz się być w niej takim starszym bratem, z którym nie warto zadzierać. Jak tylko jest jakieś zwarcie, to widać że lecisz pierwszy, nabuzowany, walczyć za swoich. Próbujesz się jakoś dodatkowo nakręcić przed meczami?
Nakręcić? Jak wideo na telefon?
Nie, nie. Motywować.
Aaa! (śmiech) Ale mówi się też tak, że można nakręcić wideo, nie? Motywacja? Mecz to jest ile? Dwa razy po czterdzieści pięć minut, dla mnie – najlepszy czas w tygodniu. Każdy chce zrobić to, co najlepsze w barwach Piasta, a ja taki już jestem, że walczę o swoje i nie mam zamiaru się zmieniać. Wydaje mi się, że każdy piłkarz chce wykonywać jak najlepszą robotę dla klubu, dla siebie.
Tę waleczność podobno pobudza dodatkowo u ciebie AC/DC?
„Szeli” ci o tym mówił? Bardzo ich lubię, będą w Pradze niedługo, ale mam wtedy zaplanowane wakacje z żoną. Jeszcze myślę, czy jej samej nie wysłać, a samemu iść na AC/DC. (śmiech) Nie, żartuję, generalnie bardzo lubię rockową muzykę, ale faktycznie to AC/DC jakoś tak szczególnie mi pasuje.
Czeskie melodie, jakieś „Malovaný džbánku” to nie twoje klimaty?
Kompletnie nie. Wiem, przepraszam, jestem z Czech, ale u nas mówi się, że to nie mój šálek kávy (filiżanka kawy – przyp. red.). Nie moja bajka.
Jakiś czas temu czytałem wypowiedź Marouane’a Fellainiego, który mówił, że musiał zapuścić sobie włosy, bo sędziowie karali go za łysinę. Za taki wygląd boiskowego bandziora, zakapiora. Ty też dość sporo kartek łapiesz, nie myślałeś o jakimś afro?
Nie słyszałem tej historii o Fellainim, ale o zmianie nie myślę. Dla mnie to jest dobra rzecz, że nie muszę płacić fryzjerom. Mam w szatni maszynkę, raz w tygodniu sam sobie robię za fryzjera. Mnie się takie uczesanie bardzo podoba!
Nigdy dłuższych włosów nie nosiłeś?
Był taki okres, w końcu jestem fanem AC/DC. Teraz jeśli pójdę na ich koncert, to mam przygotowaną perukę (śmiech).
Polskiego piwa zdążyłeś się już napić czy nadal czekasz na pozwolenie od trenera po sezonie?
Książęce spróbowałem, smakowało normalnie, za to Żywiec nie podszedł mi wcale. Generalnie lubię bardzo czerwone wino, no i czeskie piwo. Pilsner jest najlepszy na świecie moim zdaniem.
Zdaniem wielu Polaków jeżdżących na zakupy do Czech też, zwykle wracają z wypchanymi bagażnikami.
Tak? No widzisz, ja w lecie lubię właśnie pilsnera czasami wypić, a w zimie to raczej czerwone wino. Ale najpierw oczywiście trenera się muszę zapytać.
Właśnie, mówiłeś w jednym z wywiadów, gdy byłeś zawodnikiem Mlady Bolesław, że najlepiej relaksujesz się przy grillu. Jak możesz wypić sobie piwko czy lampkę wina. To na najbardziej wyrozumiałego trenera pod tym względem chyba nie trafiłeś?
Nie jesteśmy dziećmi, wychodzę z założenia, że jak będę mieć ochotę na alkohol, to muszę też wiedzieć, kiedy faktycznie mogę się tego piwa czy wina napić. Nie może być tak, że dwa dni przed meczem walnę sobie kilka piw i udaję, że wszystko jest w porządku. Bo to po prostu nieprofesjonalne. Natomiast jeśli mecz jest za siedem dni, poprzedni był dwa dni temu, a ja napiję się wieczorem z żoną czerwonego wina, to według mnie wszystko jest w porządku. Tak to powinno wyglądać w przypadku profesjonalnego piłkarza.
Jakie są zwyczaje w Czechach, jeśli chodzi o wyjścia na miasto właśnie w tych celach, żeby coś zjeść ze znajomymi, wypić parę piw? Ostatnio w „Ekstraklasie po godzinach” Gerard Badia mówił, jakie są różnice między Polską a Hiszpanią. Jak to jest z czeskimi zwyczajami? Są podobne do polskich?
Bardzo podobne, chociaż wydaje mi się, że tutaj ludzie piją jeszcze trochę więcej. Mieszkam na rynku, więc wiem o czym mówię. Dla „Badiego”, który ma inną mentalność, to pewnie było niemałe zaskoczenie. Ja zresztą bardzo szybko się z „Badim” polubiłem, mega podoba mi się jego pozytywne nastawienie do życia, ta cała energia jaką w sobie ma.
We wspomnianym wcześniej wywiadzie mówiłeś też, że twoim idolem piłkarskim był Brian McBride z Fulham.
Dokładnie.
Co jest z tobą nie tak? (śmiech) Ronaldo, Kluivert, Rivaldo – takie nazwiska się wymienia.
Podobało mi się, że jak grał w Premier League, był zawsze zainteresowany spotkaniem, angażował się w każdej minucie, walczył o jak najlepszy wynik dla Fulham. Do każdego pojedynku szedł na sto procent, tak samo w reprezentacji. Ale uspokoję cię – bardzo podobał mi się też Thierry Henry z Arsenalu. Z tym, że ten McBride to był taki prawdziwy idol.
Nie wiem czy słyszałeś, na youtubowym kanale Piasta był wywiad z Bożydarem Iwanowem, polskim komentatorem, który porównał cię do innego piłkarza z Premier League. Zgadniesz jakiego?
Nie, nie słyszałem tego. Bryan McBride? (śmiech) Czy ktoś z obecnych?
Z obecnych.
(chwila zastanowienia) Nie no, nie mam pojęcia.
Do Harry’ego Kane’a. Według niego też strzelasz z każdej pozycji, próbujesz zaskakiwać bramkarzy często także spoza pola karnego.
Jak jest szansa, to trzeba próbować. Jak oddam trzy strzały i jeden wpadnie, to jest to dla mnie super. A jak strzelę raz i nie zdobędę bramki – to wiadomo, nie za fajnie. Sam siebie w życiu nie porównałbym do Kane’a, ale bardzo mnie cieszy, że ktoś ma o mnie takie zdanie.
Było miło, to teraz przejdziemy do cięższego tematu – kontuzja przez którą straciłeś poprzedni sezon w Sparcie. To był najtrudniejszy okres w twojej karierze?
Teraz cieszę się, że to wszystko jest za mną. Może to zabrzmi dziwnie, ale cieszę się, że to mnie spotkało. Dzięki tej sytuacji zmieniłem pogląd na życie. Raz operowano mi prawą stronę pachwiny, dwa razy lewą stronę… Najtrudniejsze dla mnie było to, że nikt tak naprawdę nie wiedział, co mi jest. Jaki jest problem. Operacje mi nie pomogły. Pierwsza operacja, zaczynam trenować, czuję ból. Druga operacja, zaczynam trenować, czuję ból. Chciałem już kończyć w ogóle z piłką, ale zadzwonił do mnie David Jarolím, który grał w Hamburgu, mówił że mają tam dobre warunki do rehabilitacji, że jest super lekarz. Powiedziałem mu, że to ostatnia rzecz jakiej próbuję, że później daję sobie spokój. Pojechałem tam, a za czternaście dni mogłem już normalnie trenować. Dla mnie to była wolność, jakbym narodził się na nowo. Bardzo dużo ćwiczyłem, żeby ciało doprowadzić do właściwej formy.
Dodatkowe treningi, na które chodzisz poza normalnymi zajęciami z drużyną, też służą przede wszystkim temu, by zapobiec kolejnym tego typu urazom?
Też. Codziennie muszę robić jedno specjalne ćwiczenie zapisane przez wspomnianego osteopatę z Hamburga przed albo po treningu, żeby wszystko było w porządku.
Przy takiej długiej kontuzji trudno o utrzymanie swojego ciała w ryzach?
Nie, dla mnie przestawienie się na nieco inny tryb odżywiania się gdy nie ma regularnych treningów, to nie był żaden problem. Uważam się za profesjonalistę, a ktoś taki musi umieć utrzymać swoją wagę, swoje ciało w normie.
Co w trudnych momentach najbardziej ci pomagało?
Dużo ludzi trzymało za mnie kciuki, chcieli pomóc mi dowiedzieć się, jaki w ogóle jest mój problem, co to za kontuzja. Zacząłem też chodzić do psychologa sportowego, który pozwolił mi zrozumieć, że o piłce nożnej muszę zacząć myśleć trochę w drugiej kolejności. Że to tylko piłka i w życiu są rzeczy ważniejsze niż bieganie po boisku za okrągłym przedmiotem. Dlatego raz jeszcze mówię – cieszy mnie to, że była ta kontuzja ze względu na to, że w głowie mi się wszystko jakoś fajnie poukładało.
Piast interesował się tobą już za czasów trenera Brosza, jak jeszcze byłeś w Mladej Bolesław. O co wtedy się rozbiło?
Wiadomo, o pieniądze. Prezes Mladej jest trudnym człowiekiem, do tego zawsze kochał pieniądze więc nie negocjowało się z nim łatwo. Chciał zbyt wiele. Teraz ze Spartą było dużo lepiej, trener Latal dzwonił, pytał jak to ze mną wygląda po kontuzji. No i wylądowałem tutaj.
Zdarzyło ci się wcześniej być w Polsce?
Nie, nigdy. Naprawdę, nie miałem do was daleko, ale jakoś nigdy nie było okazji.
W takim razie patrzysz na wszystko świeżym okiem. Jak porównałbyś atmosferę jaka panuje dookoła piłki tutaj do tej w Czechach?
Tutaj podoba mi się bardziej, atmosfera wokół ligi jest znacznie lepsza, kibice super, stadiony super, warunki dla piłkarzy lepsze niż tam. Myślę, że najlepszy klub u nas, Sparta, to jest poziom tutejszej Legii. Ale Ekstraklasa różni się tym, że tu każdy zespół może wygrać i przegrać z każdym, tam natomiast jest pięć drużyn mocniejszych, a reszta gra po prostu między sobą. W Czechach to jest nie do pomyślenia, żeby na przykład Sparta przegrywała z Brnem czy Jihlavą trzema bramkami, a masz przykład naszego meczu z Górnikiem – 2:5 w Zabrzu, gdzie oni byli na ostatnim miejscu, a my na pierwszym.
Mówiłeś, że trochę cię denerwuje, że na Polskę patrzyło się w twoim przypadku, w przypadku Kamila Vacka jako krok w tył.
Ludzie mówili mi: „gdzie ty idziesz grać? W Polsce?” Nie mieli świadomości, że polska piłka z roku na rok idzie do góry. Myślę, że teraz coraz więcej ludzi widzi, że takie postrzeganie waszej ligi to z ich strony błąd. Powiem tak – dla mnie polska liga już jest lepsza niż czeska.
Postrzeganie chyba też zmieniło się w momencie, jak selekcjoner Vrba powołał Kamila Vacka z Piasta do kadry?
Otworzyło to oczy na wasz kraj, zgadza się.
Z tobą przy okazji Pavel Vrba też rozmawiał?
Nie, ze mną w ogóle. Ale ja nie mam czasu w czerwcu, nie mogę jechać na Euro! Przecież muszę na wakacje z żoną jechać albo iść na ten koncert. To dwie najważniejsze rzeczy – żona i AC/DC (śmiech).
A grając jeszcze w Czechach był taki moment, w którym czułeś, że zbliżasz się do powołania?
Chyba nie, nic na ten temat nie słyszałem. Czesi mają silny zespół, dużo dobrych napastników. Niech oni sobie grają, a ja na razie spokojnie dokończę tutaj sezon.
Jak oceniasz swoje szanse na pozostanie w Gliwicach na kolejny rok?
W procentach? Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Nie wiem, szczerze ci mówię, że po prostu nie wiem jak to się wszystko potoczy. Nie ukrywam – Sparta jest bardzo mocnym zespołem, ale nie mam też pojęcia jakie plany mają wobec mnie, bo przecież mam tam jeszcze rok kontraktu. Niewiadomą jest nawet, gdzie zacznę okres przygotowawczy – czy tutaj, czy może w Pradze. Agent na razie się ze mną nie kontaktuje, bo mamy przed sobą trzy najważniejsze mecze i to jest teraz priorytetem, ale później oczywiście będę chciał jak najwcześniej wiedzieć na czym stoję.
Koledzy cię nie przekonują, żebyś został? Kiedyś pewnie by ci paszport gdzieś zamknęli.
Nie rozmawialiśmy na ten temat w sumie. Ale muszę to powiedzieć – w Piaście mi się bardzo podoba, jest tu cała masa pozytywnych ludzi, zrobiliśmy w tym roku dobry wynik dla klubu, dla miasta.
Gdybyś jednak odchodził i mógł ze sobą kogoś stąd zabrać, to kto by to był? Barisić, z którym współpraca układa wam się bardzo dobrze czy Mraz który asystował ci przy większości bramek?
Najlepiej „Bariego” i „Mrazika” w duecie. Ale mam wybrać jednego? „Bari” się może trochę obrazić, ale jednak Patrika. Jest moim bardzo dobrym kolegą, razem potrafimy dużo zdziałać. Tak świetnie ułożonej lewej nogi nie widziałem u żadnego innego zawodnika z jakim grałem.
Legia powinna się obawiać, że Piast odpali „replay” i znów strzeli w identyczny sposób – wrzutka z lewej na krótki i twoje zamknięcie?
Pewnie, byłoby super znowu dostać taką idealną piłkę od „Mrazika” żeby trzeba było tylko dobrze dołożyć nogę i strzelić w takim meczu, nawet niekoniecznie to muszę być ja. Ale zobaczymy, może tym razem wymyślimy coś nowego.
Rywale już mają tę zagrywkę opracowaną? Zauważyłeś żeby jakoś lepiej się względem ciebie z biegiem czasu ustawiali?
Od małego uczyli nas, że pierwszy napastnik ma biec na pierwszy słupek. Ja po prostu robię to, co mi mówili (śmiech). A czy ustawiają się lepiej? Jakoś cały czas znajdujemy sposób, żeby to zagrać.
Zimą miał się po ciebie zgłaszać Lech Poznań, jak zaawansowana była to sprawa?
Agent mi jedynie mówił, że Lech Poznań szuka napastnika, ale wiedziałem że byłoby to trudne. Z jednej strony jestem piłkarzem Sparty, z drugiej wypożycza mnie Piast, więc Lech musiałby wtedy zapłacić i Sparcie, i Piastowi za ten transfer. No a po co płacić dwóm zespołom za napastnika, jak można znaleźć jakiegoś innego, za którego wystarczy zapłacić jednemu? Prosta rzecz.
Potem przyszedł start rundy i lekko się zaciąłeś. Nie frustrowało cię to, że licznik minut bez gola cały czas bił?
Nie no, jak to bez gola? Na treningach strzelałem bramki (śmiech). Tak to już jest, że nie zawsze świeci słońce. Ale jeśli mogę zrobić coś innego dla zespołu, jeśli inni będą strzelać, a wyniki będą dobre, to nie mam nic przeciwko. Cieszę się przede wszystkim, że mam robotę, którą chciałem wykonywać, którą kocham od kiedy byłem dzieckiem. Więc nawet gdyby zdarzyła się jakaś bardzo długa seria, powiedzmy trzydziestu meczów bez gola, to nie trzeba się będzie o mnie martwić. Przez cały czas będę spać spokojnie.
Kiedyś w Piaście był zwyczaj kupowania ciasta przy okazji pierwszej strzelonej bramki. Też stawiałeś po swojej tradycyjny serniczek?
Nie, naprawdę? Nie wiedziałem nic o tym. Muszę to nadrobić i coś dla chłopaków przygotować (śmiech).
W Czechach jest jakaś podobna tradycja po pierwszym golu?
Trzeba zapłacić. Jedzenie się stawiało przy okazji jakichś urodzin czy imienin.
Widziałem, że kiedyś w Czechach miałeś taką nieprzyjemną sytuację, że twoi byli kibice po pierwszym golu dla Sparty cię wygwizdali. O co tam chodziło?
To było zaraz jak przeszedłem do Sparty z Mladej Bolesław. Strzeliłem w derbach z Bohemians bramkę, nie cieszyłem się z niej nawet, wykonałem też taki gest przeprosin… Wtedy wszystko było jeszcze okej. Ale gdy trener zmienił mnie pod koniec, nagle cały stadion zaczął gwizdać. Nie umiałem tego zrozumieć, było mi po prostu przykro i bardzo mnie to bolało. Od dziecka byłem w Bohemians, grałem w pierwszym zespole, wkładałem serce we wszystkie mecze, dawałem z siebie maksimum…
Jakie były w Pradze stosunki między kibicami Sparty a Bohemians właśnie?
Kibice Bohemians trzymają z kibicami Slavii, a więc siłą rzeczy Sparta nie jest ich ulubionym klubem. Dlatego też tak jak na mecze Sparty ze Slavią mówi się „wielkie derby”, tak te z Bohemians to właśnie „małe derby”, ich atmosfera też jest gorąca.
Tutaj także derbowych rywali macie kilku. Dowiedziałeś się szybko, że nawet same Gliwice są dość mocno podzielone między kibiców Piasta i Górnika, że raczej nie można tu paradować w klubowej koszulce?
Dlatego ubieram czapkę z daszkiem jak gdzieś idę na rynek (śmiech). Dla mnie to jest super jak przychodzą takie derbowe spotkania, pamiętam jak w trzeciej kolejce graliśmy w Gliwicach z Górnikiem przy pełnym stadionie – dobra piłka, kibice dopingują z całych sił, to daje bardzo dużo dobrej energii.
W Czechach ta żywiołowość stoi na podobnym poziomie?
Jest duża różnica. Sparta czy Slavia mają sporo kibiców, teraz dołączyła do nich dzięki swoim sukcesom także Viktoria. Ale tutaj każdy zespół ma silną grupę fanów, która jest na każdym meczu, dopinguje niezależnie od wyniku. W tym z nami wygrywacie.
A czysto piłkarsko? W Czechach jest więcej talentów?
Miałem to szczęście grać tam czy to z Davidem Lafatą, czy z Jirim Stajnerem… Świetni piłkarze, od których cały czas uczysz się czegoś nowego. Ale z kolei spośród młodych chłopaków z potencjałem, których widziałem naprawdę sporo, niewielu się rozwijało. Brakowało im głowy. Umieli świetnie grać, ale nie mieli dość woli walki, brakowało im prawidłowego podejścia, profesjonalizmu. Chyba nikt z tych, z którymi grałem, nie robi jakiejś wielkiej kariery. Pod tym względem wydaje mi się, że Radek Murawski ma wszystko, żeby osiągnąć bardzo wysoki poziom. Nie tylko posiada duże umiejętności, ale przede wszystkim myśli. Na boisku i poza nim.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
fot. 400mm.pl