Jeżeli któryś stadion Primera División – nie licząc potentatów – można byłoby porównać do gabinetu dentystycznego, byłoby to Estadio Anoeta. Miejsce, do którego należy się wybrać raz na rok, odbębnić przykry obowiązek i wrócić do domu z poczuciem spełnionego zadania. Takie stało dziś przed Realem Madryt, a w zasadzie jego pół-rezerwowym składem. Kroos poza kadrą. Ronaldo i Benzema kontuzjowani. Pepe, Marcelo, Isco i Carvajal na ławce. W ataku Borja Mayoral, a niemal cała odpowiedzialność za ofensywę na barkach Garetha Bale’a. Kibice „Królewskich” naprawdę mogli się obawiać tego starcia i… obawiali się do samego końca.
Ten mecz to była jedna wielka męczarnia. To było deja vu ze starcia Sociedad z Barceloną, gdy szybko na początku na 1:0 zapakował Oyarzabal, a potem Blaugrana waliła głową w mur. Real przeważał. Real prowadził grę. Real strzelał raz za razem, ale rzadko trafiał w bramkę. Przy całej tej dominacji ekipa Zidane’a tak bardzo raziła brakiem precyzji, że w pewnym momencie aż można było zatęsknić za Tonim Kroosem. Niemiec grywa w sposób przewidywalny, często na alibi i rozpędza grę bardzo powoli, ale jednak jakoś ją rozpędza. Tego kompletnie nie miał dziś Modrić (najsłabszy występ w Królewskich?), a James tylko potwierdził, że w takiej formie powinien mieć skład w Realu, ale co najwyżej Castilla.
Aż przyszła 80. minuta. Isco, który pojawił się przed chwilą na murawie, oddał na skrzydło do niezawodnego Lucasa Vazqueza, ten zacentrował w pole karne, a tam musiał odnaleźć się Bale. Musiał, bo dziś Walijczyk dostał od Zidane’a stuprocentową swobodę w ofensywie, a przecież nikt nie strzela tak wielu goli głową w tym sezonie jak on. Nie tylko w Primera División. Patrząc na pięć najsilniejszych lig europejskich – Gareth jest zdecydowanie najlepiej główkującym zawodnikiem. Wcześniej co prawda zmarnował trzy próby, ale wreszcie, w kluczowym momencie to on zadecydował o wyniku. Bo skończyło się 0:1 dla Realu. Aż 0:1, biorąc pod uwagę, jakie warunki postawiło dziś Sociedad, jak genialnie (tradycyjnie) bronił Rulli i jak bardzo gra się nie kleiła.
Real wraca więc na fotel lidera i czeka na odpowiedź Atletico i Barcelony. W żadnej lidze walka o mistrzostwo nie jest tak pasjonująca jak w Primera División. Wiadomo – najlepsza liga świata.