– Najwyraźniej czuje się tak pewnie w Polsce oraz w warszawskim klubie, że pozwala sobie na zbyt wiele. To przywara trenerów, którzy osiągną sukces i nie powiem, że słoma wychodzi z butów, ale chyba jest zbyt pyszny. Nie ma szkoleniowca, który nigdy nie zostanie zwolniony i Czerczesowa – prędzej czy później – to spotka w Legii. Skromność i praca wystarczą, nie ma potrzeby targać dziennikarzy za uszy. Ale przechodziło przez to wielu trenerów: m.in. Franciszek Smuda, Michał Probierz czy nawet Mariusz Rumak – mówi o tresowaniu dziennikarzy przez Czerczesowa Tomasz Frankowski w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym”.
FAKT
“Franek” jest zachwycony Nemanją Nikoliciem.
– Węgier imponuje skutecznością od początku sezonu. Jesienią ciągnął Legię za uszy, strzelił ponad 60 procent goli, mam dla chłopaka duży szacunek. Tytuł króla strzelców zapewnił sobie już dawno. Ostatnio trochę przystopował, ale może strzeli więcej niż 30 goli? – zastanawia się Frankowski. I tak charakteryzuje legionistę: – Oszczędnie porusza się po boisku, szczególnie w grze defensywnej. W ofensywie umie się ustawić, ma „nosa” do zdobywania bramek, czego nie zauważam np. u Aleksandara Prijovicia. (…) – Niedawno kopał piłkę na Węgrzech, za jakieś 100 tys. euro rocznie. W Polsce dostał dwa, trzy razy więcej, więc albo ktoś opowiada bajki, że odrzucił ofertę za 2-3 miliony euro rocznie, albo nie była ona aż tak bajeczna – mówi.
Po ostatnim meczu Korony jeden z kibiców chciał, by Rafał Grzelak oddał mu koszulkę, ale ten zaprotestował.
– Dla mnie ten pan nie jest godny, by kibicować Koronie – mówi zdecydowanym tonem Grzelak. – Nikomu nie zamierzam nic oddawać. Jeśli ktoś uważa, że nie gram na sto procent, niech powie mi to w twarz i zerwie ze mnie koszulkę. Zrobiliśmy wszystko, żeby wygrać. Gdyby było inaczej, jestem pierwszym który przyznałby się do błędu – stwierdził pomocnik. (…) – Czasami może nam zabraknąć umiejętności, ale ambicji nigdy – mówi Sylwestrzak. – Jeśli do kogoś nie trafiają argumenty, że po prostu lubimy wygrywać, powiem inaczej: za zwycięstwa dostajemy premie. Piłka to nasz zawód, chcemy zarabiać pieniądze, więc chcemy wygrywać. Proste – dodał.
Gazeta apeluje: w Bielsku muszą spiąć tyłki.
– Kryzys przytrafił nam się w najgorszym momencie – mówi obrońca Adam Mójta (29 l.), który jako jeden z nielicznych gra całkiem nieźle. – Stwarzamy mało sytuacji. Wrzutki w pole karne niewiele dają. Zagrożenie pod bramką rywali jest właściwie tylko po stałych fragmentach gry – rozkłada ręce Szczepaniak. Wierzy jednak, że nie wszystko stracone. – Musimy spiąć tyłki, wziąć się za jaja i zacząć wygrywać. Słabsze jednostki odpadają, a mocne zostają – deklaruje bojowo napastnik Podbeskidzia.
GAZETA WYBORCZA
Real jest w półfinale szósty raz z rzędu, City dobrnęło tu dopiero pierwszy raz. Chyba nietrudno wskazać faworyta.
Kończący pracę w Manchesterze Manuel Pellegrini może wpłynąć na przyszłość Zinedine’a Zidane’a w Realu Madryt. – Nie ma we mnie pragnienia zemsty – mówi Chilijczyk, robiąc co w jego mocy, by półfinału Champions League nie traktowano jak jego osobistych rozliczeń z przeszłością. Florentino Péreza wspomina źle, do dziś uważa, że prezes skreślił go już w sierpniu 2009 r., ledwie kilka tygodni po rozpoczęciu pracy. Zirytował wtedy Péreza, domagając się, by zatrzymał Arjena Robbena i Wesleya Sneijdera. Prezes wydał tamtego lata 230 mln euro na nowych graczy (Ronaldo, Kakę, Benzemę, Xabiego Alonso) i uznał, że nie ma już w królewskiej szatni miejsca dla Holendrów. Kilka miesięcy później wrócili obaj na Santiago Bernabéu – na finał Champions League: Sneijder z Interem, Robben z Bayernem. Real przepadł w 1/8 finału, Pellegriniego zastąpił José Mourinho. Najgorszym momentem było jednak Alcorconazo, czyli porażka 0:4 w Pucharze Króla z trzecioligowcem. Poza konfliktem z Pérezem Pellegrini zabrał z Madrytu garść dobrych wspomnień. Cristiano Ronaldo uważa za wzór profesjonalisty, jedynego piłkarza zdolnego dotrzymać kroku Leo Messiemu. Przepowiada, że gracza tak efektywnego nigdy już w Realu nie będzie. Wśród atutów “Królewskich” wymienia: Isco, Benzemę, Bale’a i Sergio Ramosa, ale Ronaldo stawia dwa poziomy nad nimi.
Dalej „Wyborcza” szuka argumentów za tym, że puchary to faktycznie pocałunek śmierci.
Konkurent Zielińskiego i Michniewicza do pucharów Piotr Stokowiec z piątego Zagłębia Lubin powiedział jednak w Lidze+ Extra, że “chętnie sparzyłby się na pucharach” i awansować do nich “chce, a nie musi”. Dwaj bardziej doświadczeni szkoleniowcy wiedzą jednak, co w kolejnym sezonie dzieje się z ekipami, które grają w Europie. Z wyjątkiem Legii wszystkie nasze zespoły od lat dotyka pucharowy wirus. Cały rok walczą o czołowe miejsca w lidze, ale nagroda – szansa pokazania się w Europie – okazuje się “pocałunkiem śmierci”, jak powtarza trener Jagiellonii Michał Probierz, który sam otarł się o zwolnienie. Zwykle taki klub, wciąż znajdując się na tym samym poziomie organizacyjnym, zaczyna kolejny sezon dwa–trzy tygodnie wcześniej niż reszta ligi, na starcie rozgrywa cztery-sześć meczów więcej. A najczęściej dopiero co został osłabiony, bo po najlepszych zgłosiły się zagraniczne kluby. W skrajnych przypadkach przebudowa może dotyczyć połowy składu – zeszłego lata Jagiellonia sprzedała pięciu podstawowych zawodników. Lech Poznań tak nieudolnie łączył grę w pucharach z ligą, że w połowie rundy jesiennej wylądował na dnie ekstraklasy. Wymienił trenera, ale do dziś nie może się pozbierać, zajmuje dopiero siódme miejsce. Rok temu Jagiellonia była trzecia, obecnie jest 12. Czwarty wtedy Śląsk Wrocław jest dziś 10.
SUPER EXPRESS
Tomasz Kuszczak złamał nos.
Co dokładnie się stało?
Rywal uderzył mnie łokciem w twarz. Nie wiem, czy zrobił to celowo, czy nie, ale trafił tak, że w efekcie jego zagrania mam złamany nos. Wszystko wydarzyło się w ostatniej minucie spotkania. W ogóle po tym zdarzeniu sędzia odgwizdał koniec. Nigdy wcześniej nie miałem takiego urazu.
Jak zachował się rywal?
Przeprosił mnie. OK, zdarzyło się, tak się gra w Championship. To bardzo fizyczna liga. Tu nikt nie odpuści, nie odstawi nogi, każdy walczy do końca. Takie są wymagania. W tym sezonie po meczu miałem rozcięte usta, a w poprzedniej kolejce przeciwnik uderzył mnie kolanem w tył głowy. Po wypadku Petra Cecha sędziowie w Premiership są wyczuleni na takie sytuacje, aby bramkarzowi nie stała się krzywda. Jednak w Championship arbitrzy puszczają więcej takich zdarzeń.
Zostajemy na boiskach Championship i sprawdzamy, jak radzi sobie Deniss Rakels. Jest słodko.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Manuel Pellegrini ma dziś szczególnie dużo do udowodnienia.
Menedżer Manchesteru City chce pokazać tym, którzy oceniali jego pracę na Santiago Bernabeu, jak bardzo się pomylili, gdy po sezonie 2009-10 został zastąpiony przez Jose Mourinho. Ale to nie koniec prywatnej wojny Chilijczyka. Bo przecież teraz Pellegrini chce też udowodnić szejkom, że ci pomylili się, zwalniając go z pracy i ogłaszając to w środku obecnego sezonu. Chce sprawić, by jego następca, Pep Guardiola, musiał zmierzyć się z piekielnie trudnym zadaniem – obroną miana najlepszej drużyny w Europie. Jednak bez względu na pozytywne informacje w jego ekipie (może wystąpić Vincent Kompany) jak i te złe (uraz wyklucza Yaya Toure), faworytem jest Real. Bo to madrycki zespół czuje się na tym etapie rozgrywek jak u siebie. Dla City to salony, coś nowego. 4-krotny mistrz Anglii ma wielkie parcie na sukces, ale w Europie może się pochwalić tylko jednym trofeum – Pucharem Zdobywców Pucharów. Taki klub jak Real osiągnięcia The Citizens mogą tylko rozśmieszyć.
Jakub Błaszczykowski deklaruje, że… jego miejscem jest Dortmund.
Odwiedziłem ostatnio Łukasza Piszczka w Dortmundzie. Powiedział, że za panem tęskni.
O proszę! Fakty są takie, że Dortmund to zawsze będzie moje miejsce. Stworzyliśmy tam super drużynę i atmosferę. Spędziłem tam osiem fantastycznych lat. We Florencji spojrzałem na to wszystko z innej perspektywy – w jak fantastycznym miejscu byłem, grałem w piłkę, jak to miejsce było ważne w życiu. Dortmund zostanie w moim sercu na zawsze. Co mogę powiedzieć Łukaszowi? Też za nim bardzo tęsknię. Być może stracony czas zaczniemy nadrabiać na kadrze, a potem zobaczymy. Nie wiem, jakie są plany wobec mnie po zakończeniu wypożyczenia do Fiorentiny.
Chciałby pan zostać w BVB?
Musimy usiąść z trenerem Tuchelem i porozmawiać. Nie powiem, chciałbym spróbować. Dostać prawdziwą szansę i ją wykorzystać. W poprzednim sezonie takiej nie otrzymałem z powodu kontuzji. Na razie nie chcę spekulować. Gdybamy sobie. Ale jeśli rzeczywiście dano by mi się wykazać, podejmę rękawicę.
Tomasz Frankowski ocenia Legię Warszawa.
Podoba się panu gra Legii Stanisława Czerczesowa?
Wydaje się, że odzyska tytuł.
Zdziała coś w eliminacjach Ligi Mistrzów?
To pytanie zadajemy sobie od 20 lat. Nastawiamy się na awans do fazy grupowej, ale zawsze ktoś jest lepszy. Cudów nie oczekuję. Spodziewam się – tradycyjnie – mocnego rywala w IV rundzie eliminacji LM i w efekcie grupy Ligi Europy. Gdyby jednak Czerczesowowi się udało, byłaby to wielka sprawa.
Jak pan odbiera połajanki Rosjanina wobec dziennikarzy?
Najwyraźniej czuje się tak pewnie w Polsce oraz w warszawskim klubie, że pozwala sobie na zbyt wiele. To przywara trenerów, którzy osiągną sukces i nie powiem, że słoma wychodzi z butów, ale chyba jest zbyt pyszny. Nie ma szkoleniowca, który nigdy nie zostanie zwolniony i Czerczesowa – prędzej czy później – to spotka w Legii. Skromność i praca wystarczą, nie ma potrzeby targać dziennikarzy za uszy. Ale przechodziło przez to wielu trenerów: m.in. Franciszek Smuda, Michał Probierz czy nawet Mariusz Rumak.
Śląsk Rumaka opiera się na obcokrajowcach, ale to nie do końca zgodne z założeniami klubu.
Tymczasem w Śląsku już od dawna mówi się o strategii budowy drużyny w oparciu o polskich, związanych z regionem piłkarzy. Sprawa jest ważna szczególnie dla miasta, które jest udziałowcem w piłkarskiej spółce. Miałoby to również przełożenie na frekwencję podczas ligowych spotkań, bo z nią wciąż jest duży kłopot. Fanom piłki łatwiej identyfikować się z zawodnikami z regionu. Problemem pozostaje odpowiednia piłkarska jakość. – Wychowywanie własnych piłkarzy mogących sukcesywnie zasilać pierwszą drużynę to zadanie długofalowe. Nie wyobrażam sobie, aby za pięć lat Śląsk nie był pod tym względem wzorem dla innych klubów. Z solidnym systemem szkolenia i bardzo dobrze funkcjonującą akademią – mówi dyrektor sportowy wrocławian Wojciech Błoński. Na razie kibice Śląska muszą mu wierzyć na słowo. I cieszyć się, że w zespole są zagraniczni piłkarze, którzy wreszcie nadali drużynie wyrazisty styl i charakter.
Fot. FotoPyk