Wytłumaczeniem adaptacyjnych problemów Hamalainena nie są jednak tylko kłopoty zdrowotne. Trener Stanisław Czerczesow zwykle zarządza, aby piłkarze stosowali agresywny pressing. W tym błyszczy jego największy konkurent do składu, Aleksandar Prijović, lubujący się w fizycznych starciach z obrońcami. Porównywać ich to tak jakby zestawić elegancką baletnicę z drwalem. Hamalainen najlepiej sobie radzi, mając dużo przestrzeni w ofensywie, brakuje mu skuteczności w grze ciałem i nawyku agresywnej gry. Ostatnio trzykrotnie wchodząc z ławki, zaliczył 22 starcia z rywalami, z czego wygrał tylko 33 proc. z nich, chociaż było widać, że się stara dostosować – czytamy w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej”.
FAKT
Arkadiusz Malarz – bez wątpienia jeden z wygranych na wiosnę w Legii.
– Uważałem, że należała mi się szansa i staram się ją wykorzystać. W Chorzowie zagraliśmy słabo. W kolejnych spotkaniach musimy pokazać się z dużo lepszej strony – stwierdził Malarz. Na byłego zawodnika GKS Bełchatów pozytywnie wpływa zaufanie trenera Stanisława Czerczesowa (53 l.). Rosyjski szkoleniowiec po przyjściu Radosława Cierzniaka (33 l.) z Wisły postawił sprawę jasno: numerem jeden jest „Malowany”, a były zawodnik Białej Gwiazdy musi na razie pogodzić się z rolą zmiennika. Nawet w meczach o Puchar Polski Czerczesow nie dokonywał zmiany w bramce, choć rezerwowi piłkarze z pola dostawali szansę.
Karol Linetty jest w gazie po wyleczeniu kontuzji. W czterech meczach trzy razy miał udział przy bramkach.
– Karol w tym sezonie stał się prawdziwym liderem Lecha. Szkoda tylko, że w zasadzie nie ma wsparcia od innych kolegów – mówi Maciej Murawski (42 l.), były gracz Kolejorza, a obecnie ekspert Canal+. (…) – Fizycznie Linetty wygląda świetnie. Paradoksalnie chyba dobrze zrobiło mu to, że w ostatnich miesiącach miał sporo urazów. Psychicznie jest w lepszej kondycji od zawodników, którzy cały czas grali i pamiętają kryzys Lecha z początku sezonu. Teraz musi tylko utrzymać formę do mistrzostw. Kto wie, czy nie jesteśmy świadkami ostatnich spotkań Karola w Poznaniu. Chyba czas na transfer do silniejszej ligi – uważa były reprezentant Polski.
Fojut znowu się posypał.
– Straciliśmy dwie bramki, ale również Fojuta, któremu odnowiła się kontuzja pleców. Nie wiadomo, jak długo będziemy musieli radzić sobie bez Jarka – przyznał po spotkaniu z biało-zielonymi trener Portowców Czesław Michniewicz (46 l.). To fatalna wiadomość, bo o ile w pierwszych wiosennych spotkaniach stoper prezentował się słabo, o tyle po przymusowym odpoczynku grał bardzo dobrze. W dużej mierze dzięki niemu Pogoń zremisowała z Legią (0:0).
Lewy chce zostać bohaterem Bayernu.
„Lewy” po raz pierwszy gra w finale (Pucharu Niemiec – red.) w barwach Bayernu. Poprzednio dwukrotnie występował w nim jako piłkarz Borussii. Raz był bohaterem decydującego meczu, gdy strzelił hat-tricka i Borussia pokonała Bayern 5:2 w 2012 roku. Dwa lata później kapitan reprezentacji Polski znowu wystąpił w finale krajowego pucharu i również był to dla niego szczególny mecz. Finał, znowu z Bayernem, był jego ostatnim występem w barwach Borussii Dortmund. Jednak z czaro-żółtymi rozstawał się bez trofeum, ponieważ jego zespół przegrał 0:2 po dogrywce.
GAZETA WYBORCZA
Hamalainen to… luksusowy rezerwowy?
Minęło kilka miesięcy, ale drugi z najlepiej opłacanych zawodników warszawskiego klubu (pierwszym jest wypożyczony z Krasnodaru Artur Jędrzejczyk) wciąż jest tylko luksusowym rezerwowym. Legia zagrała wiosną 11 meczów ligowych, Hamalainen pojawił się na boisko tylko w sześciu. Za każdym razem wchodził z ławki, poza tym leczył urazy. Hojnie opłacany piłkarz mógł – po transferze wydawało się wręcz, że powinien – rozegrać 990 minut, tymczasem na boisku biegał przez 113 czyli ledwie 11 proc. możliwego czasu gry. Najdłuższy jego występ trwał 28 minut, we wtorkowym meczu z Ruchem (0:0). (…) Wytłumaczeniem adaptacyjnych problemów Hamalainena nie są jednak tylko kłopoty zdrowotne. Trener Stanisław Czerczesow zwykle zarządza, aby piłkarze stosowali agresywny pressing. W tym błyszczy jego największy konkurent do składu, Aleksandar Prijović, lubujący się w fizycznych starciach z obrońcami. Porównywać ich to tak jakby zestawić elegancką baletnicę z drwalem. Hamalainen najlepiej sobie radzi, mając dużo przestrzeni w ofensywie, brakuje mu skuteczności w grze ciałem i nawyku agresywnej gry. Ostatnio trzykrotnie wchodząc z ławki, zaliczył 22 starcia z rywalami, z czego wygrał tylko 33 proc. z nich, chociaż było widać, że się stara dostosować.
Kto się śmieje z Fernando Torresa?
Miał być raz na zawsze skończony, tymczasem powrót do Atletico Madryt podarował drugą młodość słynnemu wychowankowi. Fernando Torres zdobył gole w swoich czterech ostatnich meczach. Koniec z uzależnieniem od Antoine’a Griezmanna? Francuz ma najlepszy sezon w karierze, w lidze zdobył 20 bramek z 57 wbitych przez Atletico. Od niedawna jednak drużyna Diego Simeone ma też drugiego niezłego napastnika. Do tego stopnia, że argentyński trener ustawia czasem zespół w systemie 4-3-3, gdzie obok Griezmanna i Yannicka Ferreiry Carrasco na boisko wybiega Torres. 32-latek, który od pięciu lat uchodził za gracza skończonego.Jak to się mogło stać? Co go postawiło na nogi? Skąd ten przypływ chęci do walki? Tak było z Barceloną na Camp Nou w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Torres zdobył bramkę, ale był tak naładowany energią, że omal nie doprowadził do nieszczęścia. Po 35 minutach wyleciał z boiska po dwóch faulach w środku boiska. Patrzył potem bezradnie na mecz i nadludzki wysiłek kolegów z zespołu myśląc, że to najgorszy dzień w jego życiu. W rewanżu Atletico odrobiło straty i jest w półfinale. A Torres błyszczy w lidze, jego bramki w meczach z Granadą, Espanyolem i Betisem pomogły drużynie dopaść Katalończyków w ligowej tabeli. Na 32-latka, jego rącze nogi obrońcy rywali znów patrzą z obawą. To stan wyjątkowy w ostatnich pięciu latach. Długo budził na przemian współczucie lub śmiech.
SUPER EXPRESS
Zbigniew Boniek zapowiada: nie odpuszczę Trybunałowi Arbitrażowemu.
Pożar ugaszony, ale sprawa nie jest zamknięta?
Nie jest. PZPN wyśle do PKOl. pismo dotyczące trybunału. Choć udało się uniknąć paraliżu rozgrywek, to nie możemy pozwolić , aby coś podobnego się powtórzyło. Chcemy się dowiedzieć kiedy trybunał może interweniować. Naszym zdaniem nie miał uprawnień do rozpatrywania odwołania Lechii, bo kara ze strony PZPN była regulaminowa, a nie dyscyplinarna. A ustawa o sporcie stanowi, że TA może rozpatrywać sprawy dyscyplinarne. Kryzys trwał niecałe 48 godzin. Wybuchł w piątek , uspokoiło się trochę w niedzielę, po moim telefonie do pana Ćwiąkalskiego, przewodniczącego Trybunału, który nie do końca wiedział jak poważne konsekwencje mogła mieć ich decyzja o zawieszeniu kary dla Lechii. Starałem się mu wytłumaczyć różnicę miedzy sankcją regulaminową a dyscyplinarną. Regulaminowa to np. walkower za wystawienie nieuprawnionego zawodnika, a dyscyplinarna za przerwanie meczu przez burdy kibiców. Ale nie mam pewności czy zrozumiał. A zawieszenie kary przez TA to nie jedyny problem. Pan Ćwiąkalski do rozstrzygnięcia sprawy wyznaczył trzech sędziów. Ich skład był zdumiewający, w innym kraju to byłoby nie do pomyślenia! Mieliśmy do czynienia z całkowitym złamaniem zasad etyki. Ten problem też poruszymy w piśmie do PKOl.
TVP chce wydać fortunę na prawa do transmisji Euro i innych imprez.
TVP złożyła UEFA, która sprzedaje te prawa, GIGANTYCZNĄ ofertę. Za sublicencję do pokazywania meczów Euro 2016 i kolejnych wielkich imprez aż do 2022 roku jest gotowa zapłacić około 320 milionów złotych! Jeśli chodzi o finały Euro 2016, to wszystko między TVP a Polsatem, który ma prawa do tej imprezy, jest uzgodnione. Teraz telewizja publiczna czeka na decyzję UEFA, bo tylko ona może dać zielone światło na udzielenie jej sublicencji. Jeśli UEFA się zgodzi, to telewizja publiczna pokaże co najmniej siedem spotkań Euro (trzy mecze grupowe Polaków, mecz otwarcia, półfinały i finał). Na jej antenie będzie też można zobaczyć każde kolejne spotkanie biało-czerwonych, jeśli zespół Adama Nawałki wyjdzie z grupy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Zdaniem „PS” Legia ma problem.
Chwilowy kryzys? Pewnie nie byłoby tych słów, gdyby Aleksandarowi Prijoviciowi nie rozregulował się celownik i drużyna ze stolicy wygrała dwa ostatnie spotkania przekonująco. W Chorzowie udowodniła prawdziwość powiedzenia, że to ona jest największym rywalem dla siebie. Bo gdy gra na poiomie choćby zbliżonym do normalnego przez 10 minut, trudno ją pokonać. Kiedy legioniści wyszli na drugą połowę meczu przy Cichej w Chorzowie, wyglądali jakby raził ich piorun. Bez pomysłu, wolni, z każdą udaną akcją Ruchu jakby bardziej wystraszeni. Nie rywala, a tego, co sami prezentują. Słowa Ariela Borysiuka, że każdy zespół wyjątkowo mobilizuje się na mecz z jego drużyną, to tylko część prawdy. Bo zespół Waldemara Fornalika w pierwszej połowie nie wyglądał na takowy.
O ile problem Legii jest mocno dyskusyjny, o tyle problem Górnika Łęczna nie ulega niczyjej wątpliwści.
W Górniku potrzebne są zmiany. Bo jeśli zespół, który walczy o ligowe życie, nie jest w stanie oddać ani jednego celnego strzału, jeśli przegrywa ósmy mecz z rzędu, na dodatek od sześciu spotkań nie strzela nawet gola, to trudno uwierzyć, by obecny szkoleniowiec był w stanie jeszcze go odmienić. Bramkarz Górnika Sergiusz Prusak jeszcze dwa tygodnie temu mówił, że dla jego zespołu podział na grupę mistrzowską i spadkową jest zbawienny. Dzięki dodatkowym siedmiu kolejkom jego drużyna miała wydźwignąć się ze strefy spadkowej. Z każdym kolejnym spotkaniem zespół z Łęcznej gra jednak słabiej, w pierwszej połowie wczorajszego meczu z Wisłą prezentował się wręcz dramatycznie. Wymiana trzech podań była dla gospodarzy nie lada osiągnięciem i tylko świetnym interwencjom Prusaka zawdzięczali oni, że na przerwę nie schodzili przegrywając 0:3. Nie ma żadnego przypadku w tym, że od 543 minut piłkarze Szatałowa nie zdobyli bramki w ekstraklasie, bo jeśli atakują dwoma zawodnikami, to nie mogą marzyć o przerwaniu tej fatalnej passy. Osamotnionego Bartosza Śpiączkę wspomagał wczoraj co najwyżej Grzegorz Piesio. – Najważniejsze, byśmy nie stracili bramki – przekazywał w przerwie zadania nakreślone przez swojego trenera ten drugi, chociaż w sytuacji Górnika jeden punkt, zdobyty na własnym boisku, trudno byłoby uznać za jakikolwiek sukces.
Mateusz Cetnarski opowiada o swoim dorobku.
Jest pan pierwszym zawodnikiem ekstraklasy od 6 lat, który uzbierał dwucyfrową liczbę bramek i asyst. Po meczu z Zagłębiem ma pan na koncie 11 goli i 10 asyst.
Cieszy mnie ten wynik. Szczególnie liczba bramek, bo przecież nie jestem napastnikiem. Chyba trudno będzie mi to jeszcze kiedyś powtórzyć.
W meczu z Zagłębiem był pan kapitanem Cracovii. Jakie to ma dla pana znaczenie?
Opaska kapitana zawsze buduje, to pewnego rodzaju zaszczyt i obowiązek. Byłem kapitanem w Widzewie, więc nie jest to dla mnie wielka nowość. W Cracovii już wcześniej, podczas jednego ze sparingów w podstawowym składzie nie było Piotrka Polczaka ani Marcina Budzińskiego i wtedy też dostałem opaskę. Zdawałem sobie sprawę, że jestem trzeci w kolejności.
(…)
Należy spodziewać się otwartego meczu?
Z Legią musimy zagrać otwartą piłkę. Nie oszukujmy się, to bardzo mocny zespół i od pewnego czasu spokojnie kroczy po tytuł mistrzowski. Każdy punkt zdobyty na Łazienkowskiej będzie czymś niesamowitym.
Milik walczy o koronę króla strzelców. Wczoraj do swojego dorobku dołożył dwie sztuki.
Tym samym Milik ma na koncie już 21 bramek w Eredivisie. Zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych. O cztery gole więcej ma Vincent Janssen z AZ Alkmar (gra dziś w ADO Den Haag), a dwie bramki więcej od naszego rodaka zdobył Luuk De Jong z PSV Eindhoven. Ajax dzięki zwycięstwu wrócił na prowadzenie w tabeli, ale PSV wyprzedza tylko dzięki lepszej różnicy goli. Do końca sezonu zostały dwie kolejki. Ajax zmierzy się z Twente Enschede u siebie i De Graafschap na wyjeździe, podczas gdy PSV podejmuje Cambuur Leeuwarden i jedzie do Zwolle.
Fot. FotoPyk