Zawsze uważaliśmy Daniego Alvesa za specyficznego faceta. Typ człowieka, o którym dziś myślisz, że jest kompletnie pokręconym głupkiem, a nazajutrz, że to inteligentny gość, który bawi się w życie, a przy tym nabija się z tych, którzy publicznie coś mu wytykają. Fantazyjne stroje, fikuśne fryzury, barwne wywiady (najlepszy przykład TUTAJ), czy zjedzenie banana, gdy rzucił w niego któryś z kibiców. Cały Alves. Takie postaci piłce są potrzebne – nie ma co do tego wątpliwości. Ale momentami szczęka opada nam do samej ziemi…
Barcelona przegrywa najważniejszy mecz w sezonie. Atletico awansuje do półfinału, kibice Blaugrany są zdruzgotani, media katalońskie zasypują Luisa Enrique stosem por que?, piłkarze tłumaczą się z porażki, a Alves… Alves wypuszcza coś takiego.
„Cześć, jestem Joana Sanz (narzeczona piłkarza). Chcę wesprzeć mojego chłopaka, który jest bardzo smutny. Ale kochanie, to tylko mecze piłkarskie. Nic się nie dzieje. Życie toczy się dalej. Jesteś wart dużo więcej niż to wszystko, okej? Kocham cię. Kocham cię skarbie”.
Wybaczcie bezpośredniość, ale… co to, kurwa, jest? Widzieliśmy setki różnych dziwnych zachowań po porażce. Piłkarze muszą odreagować. Balują, piją, czasem nawet coś wciągną. Ale wjechać na Instagrama z peruką i zacząć udawać swoją narzeczoną?! Strach pomyśleć, co rośnie w ogrodzie Brazylijczyka, ale chyba spalił tego CIUT za dużo. Hiszpańscy kibice i dziennikarze są dziś zwyczajnie skołowani, bo jak coś takiego w ogóle ocenić? Pojawiają się też przecieki, że Alves podpadł kilku ciut poważniejszym kolegom. Oficjalna kara go za to nie spotka, ale pytanie, czy tak głupkowate zachowania nie podważą jego pozycji w klubie. Kontrakt Daniego wygasa dopiero w 2017 roku, ale nie jest tajemnicą, że czają się na niego Chińczycy, którzy chcą mu zaoferować bajoński kontrakt.
Sam zainteresowany – widząc, jaką burzę wywołał swoim filmikiem – wystosował na Instagramie kolejny apel. Tam w podniosłych słowach a’la Paulo Coelho tłumaczy, że „jeśli ktoś relaksuje się przy jego łzach, to zawsze będzie zmęczony” i zachęca do cieszenia się życiem. Jak to się ładnie mówi – co się jednak zobaczyło, to się nie odzobaczy, i wielu fanów nie może odpuścić Brazylijczykowi tego, jak łatwo przełknął porażkę. Bo można reagować tak jak wyżej, a można też tak jak Iniesta. Puenta jest zbędna.