Umowa Arki z Formellą i Szwochem to znakomity deal dla wszystkich stron – klub pomoże obu piłkarzom się odbudować, a oni w zamian wprowadzą Gdynię do Ekstraklasy. Dzisiejszy mecz z Bełchatowem to po prostu kolejny krok do spełnienia tych warunków, bo wypożyczony duet znów był kluczowym trybikiem w zwycięskiej machinie. Panowie dali radę, mimo że ich kolega z drużyny, Alan Fialho, uporczywie wkładał kij w szprychy.
Urban długo szukał Formelli miejsca na boisku, aż w końcu znalazł – na zapleczu. I odnalazł się tam doskonale – przed tym meczem miał trzy gole i asysty, teraz wzbogacił to pierwsze konto. I to w świetnym stylu. Ośmieszył Klemenza, a potem wspaniale przymierzył wewnętrznym podbiciem i piłka wpadła na boczną siatkę od właściwej strony. Klasa.
Szwoch to nieco inna historia – pamiętamy o jego problemach z sercem, przez które stracił koszmarnie długi czas, a gdy już lekarze dali zielone światło, to Czerczesow nie miał jak na niego postawić – chłopak nieograny, do tego na tej pozycji w Legii konkurencja jest ogromna. Pomocnik wrócił więc do Gdyni i jest dla Arki znów bardzo ważnym ogniwem, taśmowo zalicza ostatnie podania, a teraz strzelił premierowego gola. I to ważnego – Arka długo wyglądała średnio, to Bełchatów stworzył lepszą okazję, ale około 30. minuty zadecydowały indywidualności – Abbott inteligentnie zgrał piłkę głową, a Szwoch dobrze się zastawił i wykończył akcję, wyprowadzając gospodarzy na prowadzenie.
2:0 do przerwy i wydawało się, że Arce nic nie grozi, bo naprawdę wyglądała jak drużyna, której Bełchatów nie jest w stanie wyrządzić krzywdy. A jednak… Na boisku pozostawał Alan, który w kompletnie niegroźnej sytuacji sprokurował karnego. O co tam w ogóle chodziło? Brazylijczyk wpada całym impetem z łokciami w głowę rywala. Oczywista jedenastka i w efekcie gol Rachwała; wszyscy myśleli, że obrońca Arki się uspokoi, ale on swoje – krzyczał, gestykulował, potem prawie strzelił samobója. Mówiąc wprost – chłopaka dziś niosło jak Małysza na mamucie.
Mimo popisów Alana, udało się. Arka dowiozła 2:1 do końca. Po karnym ten mecz był jednak niesmaczną kopaniną, sporo fauli, a gry jak na lekarstwo. Jednak takimi spotkaniami robi się awans, a Arka znów udowodniła, jak jest go spragniona. W ogóle, ten cały zespół to jedno wielkie „udowodnianie”. Widać tam mnóstwo piłkarzy, którzy chcą pokazać, że skreślono ich za szybko – wspomniani Formella ze Szwochem, Jałocha, Abbott, Socha chyba od lata będą mieli okazję, by przypomnieć o sobie w Ekstraklasie.
*
Na czele status quo, bo swój mecz wygrała również Wisła Płock. Zrobiła to we właściwym dla siebie stylu – znów zero na koncie strat, a z przodu zawsze coś wpadnie, dość powiedzieć, że w tym roku Nafciarze stracili tylko jedną bramkę. Dziś długo nie szło, dobrze bronił Wojciech Pawłowski, ale ostatecznie pomocny był karny, którego wykorzystał Damian Piotrowski.
Trzy punkty na koncie Wisły, trzy również u Arki – uciekający z peletonu nie zwalniają tempa.
Fot. 400mm.pl