Reklama

Cholo Simeone na drodze do wielkości

redakcja

Autor:redakcja

13 kwietnia 2016, 22:09 • 3 min czytania 0 komentarzy

To była perfekcja, defensywna perfekcja. Można stworzyć system opierający się głównie na obronie, a który ogląda się z podziwem i niekłamaną przyjemnością? Można. Dla Cholo Simeone nie ma rzeczy niemożliwych. Półfinały Ligi Mistrzów to tren dla posiadania piłki: wczoraj wyleciało PSG, choć holowało piłkę przez siedemdziesiąt procent czasu, dzisiaj tak samo zginęła Barcelona.

Cholo Simeone na drodze do wielkości

Nieprawdopodobne, jak Atletico potrafiło schować do kieszeni wykręcające rekordy, strzelający dziesiątki bramek trio Messi-Suarez-Neymar. Przez godzinę ta trójka zupełnie nie istniała, a Rojiblancos co rusz po kontrze przystawiali Barcy nóż do gardła – przepiękny gol Griezmanna nie był przypadkowy, mogło coś wpaść już wcześniej. Zobaczcie na ten cholernie wymowny wykres z pierwszej połowy: Barcelona z JEDNYM dotknięciem piłki w polu karnym rywala. Kosmos. Twierdza, nie szesnastka.

Cf8lkPwWcAAa4KC

Jeszcze kwadrans banda Cholo wytrzymała własne tempo, ten dziki pressing na całej długości boiska, a potem cofnęła się do okopu. Potrójna garda i wytrącanie z równowagi. Dla prawie wszystkich drużyn na świecie mierzących się z Barcą byłby to wyrok śmierci, tam jest za dużo jakości, by ktoś się nie przedarł. Ale Atletico jest tą być może jedną jedyną drużyną, która taką taktykę śmiało mogła przekuć w złoto. Bo ile okazji stworzyła Barca podczas tego oblężenia? Naprawdę dobrych – okrągłe zero. Dwa strzały Suareza bez trudu złapane przez Oblaka – tyle co nic. Totalna impotencja zwycięzcy zeszłorocznej edycji, jakby szli z szablami na czołgi.

Frustracja piłkarzy Barcy była wyraźna, jakkolwiek Messi ograniczył się do statystowania, tak Suarez i Neymar do faulowania. Powiedzmy sobie jasno: jeszcze bardziej niż Barcelona ten mecz przegrał sędzia Rizzoli. Co z tego, że sędziował do pewnego momentu więcej niż przyzwoicie, skoro ostatecznie kompletnie się pogubił? Mógł dać czerwoną kartkę Suarezowi za łokieć w twarz? Mógł.

Reklama

Cf8tK7xWQAALG8z

Mógł za akcję Neymara, który tracąc piłkę postanowił bezpardonowo skopać defensora Atletico? Też mógł. A już jakim cudem Rizzoli nie pokazał kartki przy oczywistym siatkarskim zagraniu Iniesty w polu karnym – na ten temat będą powstawać naukowe publikacje, ale wszystkie skazane na porażkę. Bo to się wymyka rozumowi. Tyle dobrego, że Rizzoli nie oszalał do końca i przynajmniej podyktował karnego, którego pewnie wykorzystał Griezmann, wbijając tym samym gwóźdź do trumny Barcelony.

Czy Barca zasługiwała na karnego w doliczonym czasie gry? Skoro już sędzia odgwizdał rękę Gabiego – której odgwizdać raczej nie powinien – to bezwzględnie. Karny, a nie wolny. Jednak jeszcze bardziej ta sytuacja pogrąża Rizzoliego: przecież Iniesty już wówczas nie powinno być nawet na boisku.

Proszę państwa, w tym meczu poległa Barcelona, poległa taktyka oparta na posiadaniu piłki, ale jeszcze bardziej poległo sędziowanie. Im szybciej wszyscy dojdą do wniosku, że powtórki są niezbędne, tym lepiej, bo to już przekracza wszelkie granice by na takim poziomie dochodziło do meczów, w których tak wiele zależy od wady wzroku pana z gwizdkiem. Ale nie sprowadzajmy tego meczu tylko do sędziego, choć niestety był jednym z głównych bohaterów. Bohaterami są piłkarze Atletico, a przede wszystkim Cholo, bo nie mamy wątpliwości: ta sama banda wypuszczona w bój przez jakiegokolwiek innego trenera padłaby z głodu. Jeśli nawet odrobiłaby stratę, to nie wytrzymałaby naporu.

Simeone jest na ścieżce do wielkości. Ta ścieżka może wieść przez Mediolan.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...