Dwa lata. Tyle wystarczyło, by swe przesadnie optymistyczne osądy zweryfikował każdy, kto wierzył że Gergo Lovrencsics podbije Bundesligę, od której miał być wtedy o krok. Że w Gladbach, które rzekomo miało już dla niego gotowy kontrakt, wyrobi markę podobną do tej, jaką w Berlinie cieszy się jego rodak Pal Dardai. Węgier po dwóch pierwszych bardzo udanych sezonach, później w Lechu zaliczał już tylko pojedyncze przebłyski. Teraz w Poznaniu stoją przed niełatwym dylematem – przedłużać, czy nie przedłużać?
Kontrakt Lovrencsicsa wygasa wraz z końcem tego sezonu. – Oczekujemy od niego, że poprawi statystyki, czyli będzie miał więcej goli oraz asyst – mówi dziś na łamach Przeglądu Sportowego prezes Kolejorza Karol Klimczak, deklarując że nowa umowa będzie tylko w przypadku, gdy Gergo podrasuje swoją pozycję w klasyfikacji kanadyjskiej. No bo trudno nie zauważyć, że ostatnie dwa sezony Węgra przy Bułgarskiej to zjazd po równi pochyłej.
2012/2013: 27 meczów, 7 bramek, 4 asysty
2013/2014: 37 meczów, 9 bramek, 10 asyst
2014/2015: 25 meczów, 3 bramki, 6 asyst
2015/2016: 20 meczów, 0 bramek, 4 asysty
W obecnych rozgrywkach Węgier zdążył już od nas załapać cztery minusy (trzy dwójki i jedną jedynkę), za mecze z Piastem, Termalicą, Podbeskidziem i Jagiellonią, za to notę powyżej szóstki – ledwie jedną. Długimi momentami irytował nieporadnością, częściej był tym Lovrencsicsem…
No zwyciesce na akcje roku w #Ekstraklasa juz mamy #Lovrencsics #Lech #LECPOD pic.twitter.com/vklygrp4cB
— beceen (@beceen1) 12 września 2015
… niż tym:
Ten-Który-Nie-Trafił-W-Sektor dramatycznie wyglądał też w tych statystykach, w których klasowy boczny pomocnik powinien błyszczeć. Z wyliczeń InStat wynika, że jesienią żaden prawoskrzydłowy w lidze nie miał tak niskiego procentu celnych podań jak Węgier (65%), nikt też nie był tak mało efektywny jeśli chodzi o udane zwody (38%). Zestawienie lepszych od niego w tych dwóch materiach to prawdziwa lista hańby: Przybecki, Cywka, Kowalski, Drozdowicz, Formella… W poprzednim, mistrzowskim przecież sezonie nie było o wiele lepiej, czego pokłosiem dopiero trzynasta nota w zespole wśród zawodników z co najmniej dziesięcioma występami na koncie (wliczając tych poniżej dziesięciu – szesnasta). Gergo zaciął się też jako strzelec – w tym względzie goni nawet Marka Saganowskiego, do którego brakuje mu zaledwie kwadransa.
Sytuacji, wbrew pozorom, daleko jest jednak do klarownej. Ostatnio bowiem Węgier wyglądał już nieco lepiej, chciałoby się powiedzieć – jak zwykle, gdy zbliża się letnie okienko transferowe. Miał też sporo okazji by się wykazać, bo kontuzja Pawłowskiego uczyniła go jednym z dwóch zdrowych skrzydłowych, obok zawodzącego na całej linii Sisiego. Siłą rzeczy musiał być pod grą, musiał się starać ciągnąć ten wózek. Jesienią mimo wszystko był też aspekt, w którym imponował jak mało kto, nie tylko na jego pozycji. Chodzi o kluczowe podania. Średnio na mecz zagrywał aż trzy takie piłki, choć często zwyczajnie nie trafiały one na szczególnie podatny grunt.
Z pewnością po głowie Karola Klimczaka musi również kołatać się myśl o tym, że Węgier jest absolutnym pewniakiem do wyjazdu na Euro ze swoją reprezentacją. Tam wystarczy zaprezentować się dobrze w jednym-dwóch meczach, by zapracować sobie na plusik przy nazwisku w notesie skauta z topowej ligi. A jego pracodawca z pewnością będzie w stanie wyłożyć na stół wypchaną banknotami walizkę. Jeśli natomiast przed mistrzostwami Lovrencsics zamiast „do zobaczenia” usłyszy „żegnaj”, to później na nabicie kieszeni nie będzie już szans. A im lepsze mistrzostwa dla Węgrów i samego skrzydłowego, tym mniej zostanie z paznokci prezesa Lecha.
Tylko z drugiej strony – czy Lecha stać na to, by tylko z tego powodu ryzykować pozostawianiem na liście płac coraz mniej produktywnego skrzydłowego?
Fot. FotoPyK