Reklama

„Mogę mieć 50 lat, i tak będę strzelał.” Czy pamiętacie jeszcze Samuela Eto’o?

redakcja

Autor:redakcja

05 kwietnia 2016, 09:42 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeżeli 19 goli w tureckiej ekstraklasie to na tyle poważny wynik, by piłkarz, który go wykręcił mógł się czuć pełnoprawnym członkiem reprezentacji Niemiec, to nie należy również bagatelizować autora 17 trafień. Nie należy tego robić tym bardziej, jeśli facet nazywa się Samuel Eto’o. Jakiś czas temu zniknął nam z europejskich salonów, nieco usunął się w cień, potem wyjechał do Turcji i tam ładuje jak szalony.

„Mogę mieć 50 lat, i tak będę strzelał.” Czy pamiętacie jeszcze Samuela Eto’o?

Przyjazd Kameruńczyka do słonecznej Antalyi został przez większość odebrany jako początek realizacji dalekosiężnych, mocarstwowych ambicji prezesa Gultekina Gencera. Biznesmen w latach 90. zaczął dorabiać się na handlu śródziemnomorskim wraz ze swoim ojcem, potem jeszcze zaliczył epizody w polityce oraz federacji. Jego majątek miał styknąć na pokrycie wynagrodzeń dla Ronaldinho i Valdesa, a w perspektywie pięciu lat (licząc od 2015) nawet na… Lionela Messiego. Umówmy się – sportowo zdziałałby niewiele podstarzałymi gwiazdkami, ale marketingowo? Strzał w dychę. Ostatecznie skończyło się na pozyskaniu jedynie Eto’o.

***

Rok 2014. Zasłużony w Mallorce, Barcelonie i Interze Mediolan piłkarz odhacza w swoim CV nazwę kolejnego wielkiego klubu – Chelsea. Sygnał dla wszystkich był zatem jasny: czas powoli pakować kram i ustąpić miejsca młodszym. Nadszedł czas na epizody w klubach nieco mniejszych, ale wciąż z czołowych lig: Evertonie i Sampdorii. Zakończyło się to 14 meczami w Premier League i trzema skutecznymi strzałami dla „The Toffees” oraz 18 w Serie A (tylko dwa wbite gole dla Sampy).

To by było na tyle. W Europie nikt nie dał się już nabrać na magię nazwiska, tym bardziej, że Eto’o należy do tych, którzy lubią być nafaszerowani kasą. Gdzieś w międzyczasie pojawiły się nazwy New York Cosmos oraz Shanghai Shenua w jego kontekście, co dziś należy potraktować jedynie w formie anegdotki.

Reklama

***

W klubie znad Morza Śródziemnego Eto’o wyrósł na absolutnie czołową postać. Z miejsca wydarł dla siebie opaskę kapitana, a na przełomie grudnia i stycznia przez kilkanaście dni bawił się w grającego trenera. Oczywiście tymczasowo, dopóki nie zastąpił go w tej roli były współpracownik Jose Mourinho, Jose Morais. Szkoleniowcem nie był jednak ani w połowie tak dobrym, jak piłkarzem. W pięciu meczach jego podopieczni wygrali tylko raz. Sam Eto’o następująco tłumaczył swoją wizję: – Moją filozofią jest wygrywanie, grając dobrze. Nie jestem spełniony samym zwycięstwem. Na boisku musimy czerpać z tego radość. Wcielenie tego systemu w mecz oznacza, że nasi przeciwnicy w kółko się nam przyglądają.

Do końca kontraktu Eto’o pozostały jeszcze dwa lata. Nie odważylibyśmy się jednak wytypować Antalyi, jako ostatniego klubu w jego piłkarskim życiu. Na brak forsy pewnie i narzekać tam nie może, ale póki co perspektywy są mizerne. Niby były aspiracje na puchary, tyle że ze środka tabeli (nie uczestnicząc w pucharze krajowym) jeszcze nikomu się to nie udało.

Swego czasu Jose Mourinho, prowadząc Chelsea, powiedział: – Nie mam napastnika. Co prawda jest Eto’o, ale on ma już 32 lata. Jakiś czas później turecki dziennikarz przypomniał mu tę wypowiedź, na co Eto’o zareagował tak: – Mogę mieć i 50 lat, a i tak będę strzelał.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...