Są piłkarze, których pamiętamy z fantastycznej bramki z trzydziestu metrów, znamy też takich, którzy od razu kojarzą nam się z kapitalnym dryblingiem albo niesamowitą walecznością, ale są też i tacy, którzy najbardziej zasłynęli gołą dupą. Taka brutalna prawda o Jakubie Koseckim – jego tyłek zrobił większą karierę niż on sam.
Trzy lata temu graliśmy mecz ostatniej szansy z Ukrainą. Przerżnęliśmy, byliśmy kompletnie bezsilni, Ukraińcy robili z nami co chcieli na naszym stadionie. I w sumie dobrze, że wydarzyło się wtedy coś, co wyszło poza schemat zwykłego kopania się po czole. Wspomnienia z tego meczu mamy dramatyczne, a w sumie lepiej po latach wspominać gołą dupę Koseckiego niż to, że nie umieliśmy wymienić trzech podań.
Przynajmniej nie mieliśmy wątpliwości co do tego, że piłkarze jeżdżą na tyłkach.
Od tamtej akcji minęły już trzy lata, a Kuba nie zrobił zbyt wiele, by przebić popularność swojej dupy. Wprawdzie starał się jak mógł, choćby po meczu z Jagą, kiedy o mały włos nie zabił Tarasovsa, ale to wciąż za mały kaliber popularności. No bo spytajcie przypadkową osobę, która nie jest wkręcona w piłkę, czy zna kogoś takiego jak Kuba Kosecki. “Kosecki, Kosecki… a, ten od dupy?” – na bank w 75% przypadków dostaniecie właśnie taką odpowiedź. Kubie przypominamy – najlepszym sposobem na zyskanie sławy jest wbrew pozorom dobra gra w piłkę. A Kosecki wciąż jest nikim więcej jak tylko gościem, który w Ekstraklasie byłby zaledwie solidnym ligowcem – takim jak Marek Sokołowski czy Łukasz Janoszka.