Wiadomo, z czym kojarzy się polska piłka lat dziewięćdziesiątych. Kiedy o niej myślimy, od razu nasuwają nam się trzy skojarzenia – ustawianie meczów, zapyziałe stadiony i przede wszystkim oporowe chlanie wódy przez piłkarzy. Wyobrażacie sobie, jak zareagowałaby ówczesna reprezentacja z Kowalczykiem czy Świerczewskim, kiedy zobaczyłaby, że jakiś piłkarz po awansie na Euro wyciąga z szafki buraczki?! Za lekkiego oszołoma uważano także Jerzego Brzęczka. Gościa, który totalnie różnił się od reszty piłkarzy. Nawet ksywkę miał osobliwą. Wołali na niego “Papież”.
Drużyna dopiero się rozkręcała i zaczynała odpalać piwka na rozgrzewkę? „Brzękol” wstawał od stołu i mówił: „sorry, chłopaki, idę spać!”. Ewentualnie: „idę spać, a wy razem ze mną”. Nie raz zdarzało się tak, że cała drużyna łoiła browary, a Brzęczek siedział z nimi przy herbacie. Był maniakiem dyscypliny. Ze swoimi kolegami z pokojów ustalał żelazne zasady – gasimy światło o 22 i koniec. Nie był przeproś.
Grzegorz Mielcarski: – Na początku śmialiśmy się z tych zasad, bo chcieliśmy jeszcze obejrzeć film czy pogadać. On nas strofował, gasił światło i kazał spać. Miał z nas zdecydowanie największą świadomość, zorientowany na to, żeby coś osiągnąć w piłce („Przegląd Sportowy”).
Wojciech Kowalczyk w autobiografii: – Jedno trzeba mu oddać – profesjonalista. Nawet profesjonalista do bólu. Przed meczami czynił straszne przygotowania. Ciągle brał jakieś kroplówki, witaminy, masaże. Ja zawsze wychodziłem z założenia, że żadna kroplówka nie sprawi, że zagrasz lepiej, niż mogłeś. Ten, kto potrafi grać, nie musi się godzinami szprycować. Wchodzisz na boisko i musisz mieć jaja, a nie czekać, aż poziom glukozy będzie odpowiedni. I z Brzęczka nie będzie Zinedine Zidane, choćby miał od niego sto razy lepsze wyniki krwi.
Brzęczek już wtedy miał sobie to, czego tamtemu pokoleniu brakowało najbardziej – dbałość o detale. Z czasem stawał się dla innych wzorem – wprowadzał piłkarzy w świat nowinek, które pozwoliły mu grać prawie do czterdziestki. Na najwyższym poziomie Brzęczek grał ponad dwadzieścia lat! W polskiej, izraelskiej i austriackiej ekstraklasie zaliczył łącznie ponad 600 meczów. Kosmos. Ten fakt imponuje tym bardziej, że piłkarzem wybitnym wcale nie był. Grał w środku pomocy, ale nigdy nie był rozgrywającym na miarę Piotra Nowaka.
Miał za to w sobie inne cechy. Był naturalnym przywódcą. W każdej szatni miał posłuch, także u tej zabawowej części reprezentacji. Jego zdania słuchał nawet „Wujo” – gość, który przecież wszystko wie najlepiej. Pierwszy raz opaskę kapitana „Papież” nałożył w wieku… 18 lat. W Olimpii Poznań. Przez całą swoją karierę pełnił tę funkcję wręcz etatowo. Choć pojawiają się głosy, że do trenerki na wysokim poziomie brakuje mu pokerowej duszy, genu ryzykanta, wszyscy podkreślają jedno – to urodzony lider.
Dziś Brzęczek świętuje 45 urodziny. Wszystkiego dobrego!