– Ale zwolnienie z tego klubu nie było miłe. Wciąż to we mnie siedzi i boli (…). Wydaje mi się, że nie potrafiono wtedy realnie ocenić potencjału zespołu. W klubie było duże rozczarowanie po nieudanej grze w Lidze Europy. Uważano, że powinniśmy co najmniej wyjść z grupy. Dziś szefostwo klubu chyba już wie, że kołderka była za krótka – mówi w dzisiejszym “Fakcie” i “Przeglądzie Sportowym” Jan Urban, nie kryjąc swojego żalu do Legii.
FAKT
„Grosik” chciał zimą odejść z Rennes, a tymczasem podpisał z nimi kolejną umowę. Piłkarz nie ukrywa, że zadecydowały względy życiowe – po prostu ustawi się na lata.
– Nowa umowa gwarantuje mi dużo lepsze warunki finansowe. Ważna jest też długość kontraktu, do 2020 roku. Jestem więc zabezpieczony. Nie znaczy to, że nie będę mógł odejść. Nie mam co prawda klauzuli odstępnego, ale jeśli jakiś klub będzie chciał, to mnie kupi. Wszystko zależy od Euro. Jeśli dobrze wypadniemy na turnieju we Francji, to nasze nazwiska staną się bardziej rozpoznawalne w Europie i ja czy np. Maciek Rybus, którzy nie jesteśmy specjalnie znani, będziemy mieć okazję się wypromować – dodaje.
Jan Urban wciąż nie może się pogodzić z tym, że został w Legii odpalony.
– Ale zwolnienie z tego klubu nie było miłe. Wciąż to we mnie siedzi i boli (…). Wydaje mi się, że nie potrafiono wtedy realnie ocenić potencjału zespołu. W klubie było duże rozczarowanie po nieudanej grze w Lidze Europy. Uważano, że powinniśmy co najmniej wyjść z grupy. Dziś szefostwo klubu chyba już wie, że kołderka była za krótka – przyznaje, nawiązując do sytuacji kadrowej.
Kristijan Ipsa otarł się o naprawdę poważną piłkę.
Występował w duńskim Midtjylland i jego dobre występy zwróciły uwagę skautów AS Monaco, Lille, Lazio Rzym i West Hamu. Najatrakcyjniejsza wydawała się perspektywa przenosin do Londynu. – West Ham wysłał do Danii skauta na obserwację mojego partnera z obrony Winstona Reida, ale ja również się spodobałem Ówczesny menedżer klubu Avram Grant zdecydował więc, że chce kupić nas obu. Wszystko było dogadane, ale ostatecznie do transferu nie doszło, ponieważ nie otrzymałem pozwolenia na pracę – wspomina Chorwat. Jego kraj nie należał wówczas do Unii Europejskiej, więc Ipsa, by móc trafić do ligi angielskiej, musiał mieć na koncie rozegraną odpowiednią liczbę meczów w reprezentacji. Nie miał ani jednego (…).
GAZETA WYBORCZA
Karol Klimczak opowiada o dalekosiężnych planach i o tym, że Lech nie lubi hałasu.
Mamy wrażenie, że Legia rozwija się szybciej i uciekła Lechowi.
W ostatnich czterech meczach z Legią trzy razy wygraliśmy. Budżet mają wyższy, ale pieniądze nie grają. My lepiej liczymy kartki [Legia została zdyskwalifikowana w eliminacjach Ligi Mistrzów za skorzystanie z nieuprawnionego piłkarza]. Mamy ośrodek szkoleniowy, akademię, Legia dopiero o nie zabiega. Dział skautingu mamy od lat, oni zaczęli to robić po nas. To, że ktoś jest bardziej hałaśliwy, nie znaczy, że ma więcej do powiedzenia. Jeśli ktoś robi wiele zamieszania, to może tworzy chaos? W ostatnim raporcie Ernst & Young jesteśmy na pierwszym miejscu w kryteriach finansowych.
W klubowych gabinetach rozwiesiliście plakat, który pokazuje cel: w 2020 r. chcecie być w pięćdziesiątce najlepszych w Europie.
Wszyscy musimy biec w tę samą stronę. Pan Witek, który siedzi na ochronie, przykłada się do tego, żebyśmy byli w top 50. Panowie, którzy wymieniają murawę, robią to, żebyśmy byli w top 50. Każdy swoją codzienną robotą walczy o top 50.
Ale jeśli wziąć pod uwagę wasz postęp w ostatnich 10 latach, to w 2020 r. tam was nie będzie. Co zrobić, żeby Lech rozwijał się szybciej?
Chciałbym, żeby rozwój był szybszy, to nie jest nasza wymarzona dynamika. Abyśmy weszli do top 50, to po pierwsze, w polskiej piłce musi się pojawić więcej pieniędzy – z biletów, od sponsorów. I wtedy z tego tortu też będziemy dostawali więcej. Po drugie – szkolenie młodzieży musi dać efekt. Mamy ułożony schemat i plan wprowadzania młodych chłopaków do drużyny, aby nie powtórzyły się lata [2006–09], gdy nie wprowadziliśmy ani jednego piłkarza. To, wraz ze ściąganymi z zagranicy uzupełnieniami składu, przełoży się na wyższe sumy transferowe do klubów zagranicznych. W takich okolicznościach gdzieś w 2020 r. powinniśmy mieć ponad 100 mln zł rocznego przychodu [w tej chwili ok. 65 mln]. Dziś co roku wydajemy 4 mln na akademię, budowa sztucznego boiska w ośrodku we Wronkach będzie nas kosztować 3 mln zł, za które moglibyśmy ściągnąć dwóch seniorów. Ale robimy to, bo wiemy, że to właśnie dzięki boisku możemy się rozwijać.
SUPER EXPRESS
W Lechu przed sobotą taki szpital, że aż od tego także i Urbana rozbolała głowa.
Denerwuje się pan przed meczem z Legią?
Nie, ale trochę wkurza mnie, że aż tylu piłkarzy coś boli. Nie dość, że nie wiem, kto będzie mógł zagrać, to jeszcze ci, którzy teraz nie trenują, będą mieli zaległości. Można powiedzieć, że aż głowa boli, ale trzeba sobie z tym radzić.
Jakie jest lekarstwo?
Trzeba coś wymyślić, ale na razie chodzę na palcach i słucham, co jeszcze komu dolega. Lekarze robią co mogą. Mamy czterech z grypą, co będzie – nie wiadomo. Trałka, Pawłowski, Robak i Linetty są kontuzjowani. Nicki Bille jest nie do końca zdrowy, a przecież tego naszego “Kownasia” też trzeba odciążyć trochę. Mam dla niego wielkie uznanie, bo sam dźwiga ostatnio spory ciężar, strzela gole, ale trzeba gospodarować jego siłami.
„Superak” nagłośnił sprawę Wkry Żuromin, która walczy z Dynamem Kijów o pieniądze za Teodorczyka, w pomoc zaangażował się Michał Listkiewicz i wygląda na to, że należność uda się odzyskać. Dalej mamy to, co ludzie lubią najbardziej – kasa i cyferki. Robert Lewandowski zapewnił Bayernowi 25 milionów złotych za awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. No i został przy okazji polskim rekordzistą pod względem liczby występów w tych rozgrywkach.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Dziś w „PS” prawdziwa uczta. Zaczynamy „Grosikiem” i jego nowym kontraktem.
Polski skrzydłowy przyznaje, że przedłużenie umowy mogło wzmocnić jego pozycję w klubie. – Na pewno inaczej na mnie patrzą i bardziej poważnie mnie traktują. Muszą wiązać ze mną większe nadzieje. Prezes nie obiecał mi jednak oczywiście, że jeśli przedłużę umowę, zacznę dłużej grać. Za darmo miejsca w pierwszym składzie nie dostałem, musiałem na nie zapracować. W klubie obowiązuje zasada rotacji, więc nikt, no może poza dwoma, trzema zawodnikami nie ma pewnego miejsca w składzie. Nie wiem, czy teraz zagram z Marsylią. To bardzo fajne mecze, z takimi silnymi drużynami jest inne tempo gry, występują u nich lepsi zawodnicy, muszę pokazać się z dobrej strony, także w starciach z mocniejszymi zespołami – dodaje Grosicki.
Żyro utrzymuje, że z Legią rozstał się w pokojowych warunkach i nikogo nie oszukał.
Z prezesem Leśnodorskim pan rozmawiał?
Chciałem, ale w tamtym momencie był zajęty. Może uda się w wolnej chwili, kiedy będę w Warszawie? Ostatniego dnia w Legii rozmawiałem osobiście tylko z Dominikiem Ebebenge i podziękowałem za wszystko. Michała Żewałkowa też nie było w klubie – trwał gorący okres transferowy, więc to zrozumiałe. Jeśli będzie okazja, przyjadę na mecz przy Łazienkowskiej. Zakazu nie mam, choć to okaże się dopiero przy bramie (śmiech). W razie czego Ondrej Duda albo Bartek Bereszyński znajdą dla mnie bilet. Oglądam każdy mecz Legii, dalej jestem jej kibicem. Chłopaki wyglądają, jakby cały czas byli podłączeni do prądu. Idą do przodu, w Europie pewnie będą grać inaczej, ale w lidze Legia wreszcie jest odważna, silna mentalnie, chce dominować. Trzymam za nich kciuki.
(…)
Z Legii wyjechali niedawno m.in. Rafał Wolski i Ariel Borysiuk. Dziś znowu są w Polsce.
To dla mnie przestroga, ale ja nie trafiłem do Fiorentiny – czołowego klubu Serie A, ani Kaiserslautern, który akurat spadł z Bundesligi. Ariel pechowo trafił. Uważam, że wybrałem klub w którym sobie poradzę, a jak będzie – zobaczymy w przyszłości.
Michał Pol poświęca swój felieton na apel do klubów, które utrudniają życie dziennikarzom.
Odebranie dziennikarzowi akredytacji to zawsze oznaka słabości, chaosu w zarządzaniu (zwykle kryzysowym, bo przecież gdy w klubie dzieje się dobrze, dziennikarz nie ma powodu by podpaść) i braku zrozumienia, jak funkcjonuje ten biznes. Szykanowanie mediów nigdy nie jest dobrym pomysłem. Wiedzą o tym doskonale politycy, Henry Kissinger powiedział kiedyś, że „polityk, który idzie na wojnę z mediami, ma prawo napisać na swej wizytówce jedno słowo: idiota”. Toteż nawet nasi politycy nie domagają się odebrania sejmowej akredytacji dziennikarzowi tej czy tamtej stacji lub gazety, choć ich reportaże i artykuły irytują ich codziennie. Mogą odmówić przyjścia do programu czy udzielenia wywiadu, ale nie utrudniają wykonywania pracy. Sir Alex Ferguson mógł przez kilkanaście lat bojkotować BBC, obrażony za reportaż o transferowych przekrętach swego syna, agenta, ale nie przyszło mu do głowy odebrać stacji akredytacji na Old Trafford, choć miał tam pełnię władzy. Pewnych rzeczy profesjonalistom po prostu nie wypada. Szlachectwo zobowiązuje.
Jan Urban zabiera głos w kilku sprawach. Wypowiada się między innymi o transferze Hamalainena, który wciąż budzi emocje, szczególnie przed sobotnim meczem. Ale Urban raczej tonuje nastroje.
Uważam, że odchodząc z Lecha, mówił prawdę, że chce wyjechać do klubu zagranicznego. Tylko potem zmieniły się okoliczności. Nagle okazało się, że ten klub go nie chce, tamten też nie, jakaś liga mu nie odpowiada itd. A na stole pojawiła się nagle dobra, konkretna propozycja z Warszawy. I co miał zrobić? Trzydziestka na karku, celował w swój ostatni świetny kontrakt i gwarantowała mu go Legia, to zdecydował się, żeby nie zostać z niczym. Ja to wszystko tak sobie tłumaczę. Inna sprawa, czy to był dobry wybór. Bo w Lechu miał status gwiazdy, był liderem drużyny, natomiast w stolicy jest jednym z wielu. Mam wątpliwości, czy poradzi tam sobie pod względem mentalnym.
To jeszcze krótkie info z obozu rywala. Nikolić w lidze nie strzelił tylko dwóm zespołom, między innymi Lechowi. Kosmos!
Tak długa, bo trwająca pięć meczów seria Nikolicia była zaskoczeniem dla wszystkich, ale nie dla niego. Na każdym kroku podkreślał, że nic się nie dzieje, a problem mają ci, którzy o tym mówią, a nie on. – Mimo braku goli mogłem być zadowolony z gry. Miałem kilka asyst, pracowałem dla drużyny – stwierdził. Zawodnik zawsze imponował regularnością, a więc należy się spodziewać, że znowu zacznie zdobywać bramki i zbliżać się do rekordu Henryka Reymana z 1927 roku (37 bramek). W lidze upodobał sobie Górnika Łęczna, strzelając mu w tym sezonie cztery gole. Pokonywał bramkarzy 13 klubów ekstraklasy, by zaliczyć komplet brakuje mu jedynie zdobyczy bramkowej przeciwko Lechowi i Pogoni Szczecin. Pierwsza okazja w sobotę (…).
Mariusz Rumak pod ostrzałem pytań. Szkoleniowiec Śląska zdradza m.in. kulisy rozstania z Zawiszą.
Nie obawia się pan, że za chwilę będzie miał etykietkę trenera-strażaka, który biega od klubu do klubu z gaśnicą i nie zawsze skutecznie gasi pożar? Przecież ostatecznie w Zawiszy Bydgoszcz się panu nie udało…
Trzeba podejmować wyzwanie. Pewnie, że można było jeszcze czekać nie wiadomo na co, chyba na gruszki na wierzbie. Chciałem trafić do klubu, który w dłuższej perspektywie ma szansę iść do góry. Na razie jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, ale długofalowo jest to inne, lepsze miejsce na mapie piłkarskiej Polski niż wiele klubów, które w tej chwili znajdują się w tabeli nad Śląskiem. Tu jest duży potencjał.
Obecny sezon zaczynał pan jeszcze w Zawiszy, mimo że w czerwcu zespół spadł z ekstraklasy. Dopiero po kilku spotkaniach nastąpiło rozstanie. To przedłużanie współpracy było chyba pana błędem?
W czerwcu mieliśmy się rozstać, ale właściciel poprosił mnie, żebym został i przygotowywał zespół do nowych rozgrywek, bo on musi znaleźć nowego trenera. Szukał, szukał, szukał i… wreszcie zaczęła się liga. I dalej szukał, aż w końcu na mój wniosek kontrakt został rozwiązany.
„Przegląd” lubi sobie czasem poodkrywać Amerykę.
To szokująca informacja w kontekście tego, że Zagłębie (oczywiście nie licząc młodzieży) ma dwóch napastników…
W „Chwili z” przepytany został były piłkarz i przyszły… reżyser, Tomasz Łapiński.
Szkoła filmowa?
Jestem na drugim roku reżyserii w Warszawskiej Szkole Filmowej. Kręcimy drobne filmiki, spotykamy się na planie filmowym. Dziś widzę, że film można zepsuć jakimś drobiazgiem. Szczegółem, przez który widz przestanie wierzyć w pokazywaną historię. Jak w piłce, gdzie jeden zawodnik bez formy może rozłożyć całą drużynę na łopatki.
Tylko że film można poprawić.
Po zdjęciach? Zebrać jeszcze raz całą ekipę? Nie jest to takie proste. Do filmu zdecydowanie trudniej się przygotować niż do meczu. Futbol to przecież prosta gra.
To gdzie się pan lepiej odnajduje?
Na pewno byłem lepszym piłkarzem niż na razie jestem reżyserem. Może mi nie wystarczyć życia, by to się wyrównało.
O czym będzie film?
Napisałem scenariusz, tworzę książkę, która jest jego rozszerzoną wersją. To powieść z domieszką sensacji. Fikcja złożona z prawdziwych historii, w której myślę, że wiele osób odnajdzie siebie. Chcę, by pogłębiła sposób widzenia świata przez piłkarza. Specyficznego, ale piłkarza.
Fot. FotoPyk