Reklama

Pruchnik wspomina treningi u Nemca i tłumaczy się z bicia głową o murawę

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 lutego 2016, 20:58 • 6 min czytania 0 komentarzy

W naszym cyklu “Weszło z butami” przepytujemy Radosława Pruchnika, piłkarza Górnika Łęczna…

Pruchnik wspomina treningi u Nemca i tłumaczy się z bicia głową o murawę

Zimowe przygotowania u Szatałowa – jak duży wycisk?

Myślę, że optymalny. Było dobrze, właściwie przepracowaliśmy ten czas w zasięgu naszych możliwości. Nikt nie padł, nikt nie wymiotował.

Bieganie po górach, zaśnieżonych schodach, jak u Szukiełowicza?

Broń Boże, zajęcia z piłeczką.

Reklama

Najcięższe przygotowania?

We Flocie Świnoujście, za trenera Nemca… O 7 rano na czczo pierwszy trening ze skakankami, piłkami lekarskimi czy bieganie z kumplem na barana. Potem śniadanie, chwila odpoczynku, od 10 treningi biegowe w parku. Dalej obiad, trening na sztucznej murawie, bo tylko taka była w Świnoujściu do treningów, no i wieczorem basen.

Jakiej treści były szepty za plecami trenera?

Wszystko OK, każdy podchodził optymistycznie. Nie było negatywnych głosów.

Najdziwniejsze przygotowania?

Nie wiem. Ale we Flocie byłem młodym chłopakiem, cieszyłem się, że mogę dobrze popracować. Płynąłem z prądem.

Reklama

Cel na wiosnę?

Chcielibyśmy awansować do ósemki.

Jakie szanse tu widzisz?

Podchodzę optymistycznie do życia i uważam, że to cel w naszym zasięgu.

Najlepszy piłkarz Ekstraklasy?

Nemanja Nikolić i Kamil Vacek.

Najbardziej niedoceniany ligowiec?

Hubert Wołąkiewicz. Kiedyś grałem z nim w Amice Wronki, dziś patrzę na jego grę i sądzę, że to kawał piłkarza.

Największy twardziel w lidze?

Michał Pazdan i Jarek Fojut. Nie dlatego, że mają podobne fryzury do mnie.

Najbardziej przereklamowany ligowiec?

Nie chciałbym nikogo urazić.

Rywal, który najbardziej dał ci się we znaki?

Największy problem miałem na Łazienkowskiej, kiedy Tomek Jodłowiec parę razy poczęstował mnie łokciem.

Piast – tylko rewelacja jesieni czy rzeczywiście mocny kandydat do tytułu?

Myślę, że mocny kandydat do tytułu i jeszcze się rozpędzą.

W ostatnim meczu byliście chyba od nich odrobinę lepsi.

Dlatego wspominam o tej ósemce. Tamten mecz potwierdził, że stać nas na wiele.

Mistrz?

Raczej Legia.

Kiedy pierwszy gol w Ekstraklasie?

Oby jak najszybciej. Może już w najbliższym meczu?

W sieci jest filmik jak po zmarnowanej szansie bijesz głową o murawę.

Byłem wtedy bardzo sfrustrowany. Kurde, jakbym pierwszą bramkę w Ekstraklasie strzelił na Łazienkowskiej, to o Jezus Maria… Tym bardziej, że jestem z Warszawy. Może nie wiadomo jak mocno by mnie to nie cieszyło, ale pierwszy gol we własnym mieście – świetna rzecz.

Nie bolało?

Nie, luz. Szybko się otrząsnąłem.

To częsta forma wyładowania frustracji?

Kompletny spontan.

Sędzia, z którym poszedłbyś na piwo?

Marciniak.

Na ile byś sobie pozwolił?

Na jedną nóżkę by wystarczyło.

Ile masz punktów karnych na prawie jazdy?

Zero. Żona mnie pilnuje i mówi, żebym uważał.

Ulubiony komentator?

Tomek Wieszczycki.

Pracowaliście razem w ŁKS-ie.

Tak.

Było wtedy goło i wesoło?

Goło i wesoło, przy jednoczesnej dobrej atmosferze w zespole. Poznałem fajnych ludzi, po raz pierwszy wszedłem do poważniejszej piłki. Marka Saganowskiego czy Marcina Mięciela oglądałem wcześniej tylko z telewizji. Fajne doświadczenie.

Dmuchałeś wtedy w alkomat?

Ominęła mnie ta przygoda.

Grałeś w Gdyni, Łodzi, Poznaniu, jesteś z Warszawy. Życie nocne w którym mieście najbardziej cię wciągnęło?

Nic z tych rzeczy. Łódź wspominam pozytywnie, bo tutaj zacząłem mieszkać wspólnie z przyszłą żoną. Lubię to miasto. Gdynia sama w sobie też jest piękna, ma świetnych ludzi. Ale nie mam wielkich wspomnieć z konkretnymi miastami.

Najgłupsze pytanie od dziennikarza?

W ŁKS-ie, kiedy były problemy z pieniędzmi, dziennikarz zapytał mnie, czy mam za co żyć.

Artykuł na twój temat, który najbardziej zapadł ci w pamięć?

Tych artykułów nie było zbyt wiele. Nie kojarzę takiego, który wyjątkowo uwypuklałby moją osobę.

Sprawdzasz i akceptujesz noty po meczach?

Akceptuję i nie wybrzydzam.

A z tymi z Weszło się zgadzasz?

Niech będzie, że się zgadzam.

Największy jajcarz w szatni?

Sergiusz Prusak.

Z którym kolegą z drużyny ruszyłbyś na podryw?

Nie ruszyłbym, mam żonę.

A jakby trzeba było ruszyć?

Tymek.

Kolega, który zrobi największą karierę?

Teraz to mnie zastrzeliłeś pytaniem…

Chyba że z Łęcznej nikt nie zrobi.

Ja wierzę, że zrobi. Jest taki jeden młody chłopak, bardzo obiecujący. Ale nie podam nazwiska, bo jeszcze się podpali.

Z kim dzielisz pokój na zgrupowaniach?

Z Maćkiem Szmatiukiem, ale że on ma kontuzję – obecnie z Przemkiem Pitrym.

Ulubione zajęcie w wolnym czasie na zgrupowaniach?

Czytanie książek.

Ostatnia książka?

„Życie na pełnej petardzie” autorstwa księdza Jana Kaczkowskiego.

Który z kolegów napisałby najciekawszą?

Dawid Bartos.

Kto?

Bartos. Jest taki zawodnik, graliśmy kiedyś razem w Turze Turek. Kojarzysz?

Coś mi dzwoni. Ale o czym on miałby pisać?

Człowieku, jakie on miał historie! Hm, nie wiem, czy ktokolwiek z czytelników będzie go kojarzył. Anegdota o nim? Wróćmy do tego na końcu.

Idol z dzieciństwa?

Zinedine Zidane.

W którym klubie było najgorzej? W ŁKS-ie?

Z perspektywy czasu – były problemy finansowe, ale ŁKS dał mi szansę gry w Ekstraklasie. Sama kasa nie ma dla mnie wielkiego znaczenia. W Świnoujściu spędziłem świetny czas, poznałem ciekawych ludzi. Był też Tur Turek, dokąd zabrał mnie trener Topolski. Wchodziłem tam do seniorskiej piłki, ale bez większych osiągnięć, bo broniliśmy się cały czas przed spadkiem. Nie mam miejsca, na które bym narzekał.

Trener, który dał ci najwięcej?

Z młodzieńczych lat, trener Marek Śledź z SEMP-a Ursynów. Dzwonię do niego po rady.

Trener z Ekstraklasy, z którym chciałbyś pracować?

Obecnie cieszę się z pracy z trenerem Szatałowem. A poza tym? Pracowałem z Probierzem i jestem na tak. Może też z Urbanem.

Sposób na motywację przed meczem?

Wyciszenie się, ewentualna modlitwa, no i muzyczka.

Gdybyś nie był piłkarzem, to…

Nie wiem, co innego bym robił. Od samego początku byłem ukierunkowany na piłkę i cieszę się, że spełniłem dziecięce marzenia.

Niektórzy mówią, że na pracę nad techniką nie poświęcałeś za dużo czasu.

Dlaczego?

No, nie błyszczysz.

Nie zgadzam się z tym. Myślę, że moja technika jest na poziomie optymalnym.

Najważniejsza cecha do poprawy w grze?

Praca nad dwiema nogami, dośrodkowaniami ze stałych fragmentów, gra głową w obronie i w ofensywie.

Największa zaleta w grze?

Determinacja, pracowitość. Aż mi głupio wypowiadać się na swój temat. Nie chcę być chwalipiętą.

Masz szansę się zareklamować.

Ale ja nie jestem od tego, niech to robią inni.

Największy modniś w drużynie?

Znowu muszę wskazać Tymka.

Najładniejsza dziewczyna kolegi z drużyny?

Nie widziałem wszystkich dziewczyn. Poza tym, zaraz kogoś powiem, żona przeczyta i będzie… Nie chcę żadnej wyróżniać.

To nie było wyjścia przez półtora roku?

Spotkania są, ale bez żon.

Alkohol?

Nie.

Inwestycje?

Moja żona wychowała się w poznańskim, więc oszczędnie. Chowam na kupkę.

Co kupiłeś za pierwszą premię?

To chyba było w rezerwach Amiki. Pewnie buty lub jakiś ciuch, bo to nie była zbyt duża kwota.

Od którego zawodnika najwięcej nauczyłeś się na boisku?

Dużo się nauczyłem od Tomka Jarzębowskiego. Jako defensywny pomocnik przekazał mi wiele fajnych wskazówek.

Kogo z Górnika wysłałbyś do… Turbokozaka?

Kubę Świerczoka.

… MMA?

Sebastiana Kopcia.

… Jeden z dziesięciu?

Maćka Szmatiuka.

… Trudnych spraw?

Leandro (śmiech).

Dlaczego ze śmiechem?

Bo Leoś ma zawsze jakieś ciężkie perypetie.

… Masterchefa?

Jana Bednarka.

… Warsaw Shore?

Ponownie Świerczoka.

Mieliśmy wrócić do Bartosa. To co z nim?

Bardzo pozytywny, prześmieszny człowiek. Dobra, coś sobie przyopminam… To był taki modniś, że jak akurat nie trenował, to przyszedł w skórze, podartych dżinsach i miał pantofle. Darek Stachowiak już spoglądał na niego z lekką szyderką i mówił wszystkim, że na pewno ma białe skarpetki. Bartos wyczuł, że robi sobie z niego jaja i jakby czytał w jego myślach: „Co, cwaniaczku, pewnie sądzisz, że mam białe skarpetki?”. Wszyscy wpadli w śmiech, a on podciągnął nogawki: „Dupa, w ogóle nie mam skarpetek”.

***

Pół godziny później telefon: Jak ten Bartos ma za słabe nazwisko, to wpisz Marcina Radzewicza. Tak sobie myślę, że szukając jakiejś ciekawej anegdoty opowiedziałem najbardziej suchą historię.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...