Reklama

Sprawy Cierzniaka ciąg dalszy – Wisła kłamie, a co zrobi Pawłowski?

redakcja

Autor:redakcja

19 lutego 2016, 17:45 • 3 min czytania

Radosław Cierzniak próbuje rozwiązać kontrakt z Wisłą Kraków, z winy klubu. Ma dość mocne argumenty, przed którymi klub może obronić się tylko kłamstwem. I właśnie kłamstwem Wisła zamierza walczyć, o dziwo przy pełnej akceptacji swoich kibiców. Czasy, gdy powiedzenie „nie robić sobie z gęby cholewy” cokolwiek znaczyło już dawno odeszły w zapomnienie.

Sprawy Cierzniaka ciąg dalszy – Wisła kłamie, a co zrobi Pawłowski?

Podstawowy problem w całej tej sprawie polega na tym, że kibicom WYDAJE SIĘ, iż klub ma prawo przesunąć piłkarza do rezerw, lub w ogóle nakazać mu treningi indywidualne, podczas gdy nie jest to prawda. Klub może to zrobić tylko wówczas, gdy forma zawodnika drastycznie spadnie. W przeciwnym razie – łamie prawo i kontrakt może być rozwiązany. Z niezrozumiałych dla nas przyczyn, ogromna rzesza kibiców ma problem z przyswojeniem tego prostego mechanizmu. Większość ciągle klepie tę bzdurę, że skoro piłkarz otrzymuje pieniądze, to musi akceptować wszelkie decyzje przełożonych.

Reklama

Nie, prawo jest inne. Wszystko jedno czy mądre, czy głupie – inne. Jeśli więc Wisła nie chce przegrać sprawy z Cierzniakiem, musi kłamać, że wylądował w rezerwach, bo nagle – jednego dnia – zapomniał jak się broni. No i kłamie. Po prostu kłamie bez żadnych zahamowań, mówi, że białe jest czarne i już. Jej linia przedstawiona w PZPN: do klubu przyszedł nowy trener, zakomunikował, że z trzech bramkarzy zostanie dwóch najlepszych, a Cierzniak podczas obozu wyglądał na zdekoncentrowanego i będącego myślami gdzie indziej.

Teoretycznie miałoby to sens, ale pod warunkiem, że podkręcimy naiwność do 100 procent i zapomnimy o tym, że sam Pawłowski twierdził w wywiadach, iż pierwszym bramkarzem będzie wiosną Cierzniak, a sytuacja zawodnika zmieniła się dokładnie wtedy, gdy ogłoszono, iż podpisał kontrakt z Legią.

Wciąż pozostaje pytanie, jak zachowa się Tadeusz Pawłowski (jeszcze nie zeznawał), postawiony w niezręcznej sytuacji – może się zachować honorowo i powiedzieć prawdę („Cierzniak nas wkurzył, że podpisał kontrakt z Legią i już go nie chcemy”), a może też się zeszmacić („Cierzniak nagle stał się gorszy od Buchalika i Miśkiewicza”), byle nie podpaść pracodawcy. Tylko do niego zależeć będzie, na ile wycenia własną twarz. W przeszłości zdarzali się trenerzy, którzy w takich sytuacjach – zeznając przed PZPN – zachowywali się żałośnie i klepali regułki przygotowane przez klub. Na przykład Mirosław Jabłoński tak postąpił, w czasach pracy w Płocku.

Wisła po prostu przedobrzyła – chcąc ukarać Cierzniaka półrocznym kiblowaniem, powinna gnębić go w pobliżu pierwszej drużyny. Wtedy bramkarz nie miałby pretekstu, aby składać wniosek o rozwiązanie kontraktu. Ktoś jednak nie doczytał przepisów i teraz – cóż – trzeba iść w zaparte, ośmieszając klub i stawiając własnego trenera przed paskudnym dylematem: honor albo praca.

Pytanie: czy Cierzniak jest w ogóle tego wart, by cierpiała reputacja klubu i autorytet szkoleniowca?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama