Roger Guerreiro, pamiętacie go jeszcze? Jasne że pamiętacie, bo czujni dziennikarze nie dają o nim zapomnieć i średnio raz na pół roku dzwonią do niego i proszą o update. A przy okazji – nie wiadomo czy na serio, czy jednak dla jaj – pytają go, czy chce wrócić do Legii. A Brazylijczyk łyka podpuchę jak pelikan rybę i chętnie snuje plany powrotu. Analizuje swoje szanse (chociaż wie, że są niewielkie) i próbuje przekonywać, że mógłby tej drużynie coś jeszcze dać. Tym razem Rogera urobił Przegląd Sportowy, który nawet zatytułował rozmówkę: „Chciałbym grać w Legii”. Jakkolwiek spojrzeć, trochę to wszystko przykre.
Nie jest żadną tajemnicą, że Roger – pomimo że udaje, iż jest inaczej – to piłkarski emeryt. Ma 34 lata na karku, niedawno po raz kolejny wrócił do Brazylii, a obecnie reprezentuje barwy ogórkowej drużyny Villa Nova AC. Pytanie go o chęć powrotu do Legii jest tu z pewnością nie na miejscu. Równie dobrze dziennikarz Przeglądu mógłby przekręcić do Mauro Cantoro i zapytać, czy chce wrócić do Wisły. Albo wydzwonić Cristiana Omara Diaza i sprawdzić, co myśli o ponownej grze w barwach Śląska.
Bo co mógł mieć na myśli dociekliwy dziennikarz, poza tanią podpuchą? Może pomyślał, że Roger naprawdę nadałby się do Legii, i że swoim pytaniem otworzy kilka furtek? Wyobraził sobie go na katorżniczych treningach biegowych u Czerczesowa, spojrzał też na ławkę Legii w meczu z Jagiellonią, gdzie siedzieli grający na tej samej pozycji Duda, Hamalainen i Masłowski i zakrzyknął – eureka, Roger do Legii! Nawet dla nas brzmi to zbyt absurdalnie.
Parafrazując, to jest tak, jak z piosenką „Wszystko się może zdarzyć”. Jasne, kurwa, że wszystko się może zdarzyć. Jasne też, że Roger chciałby wrócić do Legii. Uprzedzając kolejne pytania, na pewno chciałby też wrócić do Corinthians, Celty Vigo i reprezentacji Polski. A gdyby drążyć dalej, pewnie okazałoby się, że chciałby znowu mieć dwadzieścia lat i całą karierę przed sobą. I naprawdę, żeby się tego dowiedzieć, nie trzeba płacić za telefoniczne połączenie do Brazylii.