Ekstraklasa pisze fantastyczne scenariusze, to wszyscy wiemy. Nie chodzi tylko o doskonałe komedie pomyłek czy dramaty, gdy trzeba pospłacać wszystkie długi przed złożeniem wniosku licencyjnego – czasem to kino nawet nieco ambitniejsze. Weźmy choćby historię z niedzieli. Klasyka gatunku. Łapiesz gumę na pół kilometra przed wjazdem na autostradę, klniesz, bluźnisz, bezradnie kopiesz w felgi. Ale chwilę później okazuje się, że w miejscu, w którym byłbyś ze sprawnymi oponami ma miejsce karambol dekady.
Pozorne nieszczęście, jakim było uszkodzenie twojej bryki ratuje skórę. “Oszukać przeznaczenie”, chyba z dziesięć części tej historii napisano i nakręcono.
W niedzielę Kasper Hamalainen w meczu Legii Warszawa z Jagiellonią zagrał dość krótko i jakiegoś oszałamiającego futbolu wcale nie pokazał. Stołeczny klub i bez niego masakrował gości. Lech Poznań? Ten bez swojego jesiennego motoru napędowego wbił pięć bramek Termalice, a przy trzech asysty zaliczył Karol Linetty. Patrząc wyłącznie na ubiegły weekend, można by dojść do wniosku, że największym zwycięzcą przy transferze Hamalainena nie była więc Legia, ani sam Fin, ale właśnie Linetty.
Pozorne nieszczęście, odejście kluczowego zawodnika do największego rywala, może okazać się początkiem nowej, wyśmienitej historii.
Oczywiście to ledwie jedno spotkanie, ledwie kilka podań, nie da się wykluczyć, że to dzień konia, którego powtórzyć prędko się nie uda, ale jednak – występ Karola Linettego na dziesiątce, za plecami Nickiego Bille Nielsena, był na tyle spektakularny, że naprawdę ciężko go przeoczyć. Pomocnik Lecha grywał już wyżej, ale po pierwsze: zazwyczaj nie aż tak wysoko i po drugie: nigdy aż tak efektownie. Gdy był rzucany na “dychę” w towarzystwie skrzydłowego Douglasa (totalny niewypał) czy Jevticia na prawym skrzydle (lubił schodzić do środka, siłą rzeczy spychając Linettego do tyłu), ale nawet wówczas, gdy grał z Lovrencsicsem i Pawłowskim, jednak za plecami Hamalainena – to coś kompletnie innego, niż niedzielny występ z Termaliką.
Grać za plecami Fina, nawet ustawionego na pozycji napastnika, to zupełnie odmienne wyzwania, niż grać za plecami typowej “dziewiątki”, snajpera czyhającego na prostopadłe piłki i dogrania w pole karne. Linetty wywiązał się z tego w taki sposób, że nieomal dostał notę dziesięć od Weszło, którą do tej pory zdobywali tylko najwięksi kozacy w swoich największych meczach (no i raz Roman Gergel, ale strzelił cztery gole). O czym warto pamiętać? Po pierwsze – to dla niego nie jest jakaś kompletna nowość, w piłce młodzieżowej często grywał jako ofensywny pomocnik. Po drugie – po odejściu Hamalainena i takim wejściu w ligę, pewnie tego konkretnego miejsca na boisku raczej prędko nie straci, chyba że będzie trzeba łatać po wykartkowanym Tettehu albo Trałce.
I w tym miejscu warto spojrzeć na całe wydarzenia oczami samego Karola. Gość jest na pół roku przed Mistrzostwami Europy, w gronie tych, którzy mają szansę nie tylko na wycieczkę do Francji, ale i złapanie minut. Dodatkowo 21-letniego piłkarza (1995, czyli jeszcze w miarę młody) niedługo czeka duży transfer. Co z jego perspektywy oznaczają dobre występy za plecami napastnika? Poszerzenie repertuaru zagrań, kompletnie świeże powtórki do swoich kompilacji wideo i wartościowe materiały dla zagranicznych skautów (asysta zewnętrzniakiem, w takim stylu!?) to oczywiście bardzo prawdopodobne podbicie ceny i swoich zarobków. Do tego ustawienie się w charakterze alternatywy nie dla Krychowiaka czy Jodłowca, ale dla Zielińskiego czy Mączyńskiego to potężne zwiększenie szans na grę w reprezentacji. Gra przed Krychowiakiem i drugim defensywnym pomocnikiem w 4-2-3-1? Jak widać – bez problemu. Gra w parze z pomocnikiem Sevilli w 4-4-2? Jeśli utrzyma taką formę – czemu nie?
Swoją drogą, Linettego powinni w Lechu dawać na każdy plakat, na każdą broszurę reklamową i jako złoty wzorzec prowadzenia młodego kandydata na piłkarza. Pracowało przy nim kilkunastu ludzi i rękę każdego z nich widać w gotowym piłkarzu, wszechstronnym, ułożonym i na murawie, i poza nią, bezustannie rozwijającym się. Rumak cofnął go na pozycję sześć, nauczył pracowitości, waleczności i ogółem wprowadził do futbolu. Wszystkich fachowców z Akademii Lecha nie sposób wymienić. Teraz pod opieką Urbana jest szansa, by wrócić do kreatywnego rozgrywającego.
No i jeszcze ten “Turbokozak”. “A, spróbuję lewą”. Wszystko raczej naturalne, niewymuszone. Będę bardzo zawiedziony, jeśli facet nie zrobi kariery. Tym bardziej, że los mu sprzyja – czego dowodem właśnie “oszukane przeznaczenie” przy transferze Hamalainena.
Poza tym, patrząc już szerzej… Przed nami kapitalne pół roku. Patrząc na potencjał Legii, Lecha, nawet na same ławki rezerwowych w tych klubach, na grę Cracovii – szykuje się bardzo sympatyczny sezon. I oczywiście zdaję sobie sprawę, że za dwa tygodnie będę w pierwszej linii narzekających. Dlatego też korzystam z tych nielicznych chwil, gdy można sobie pozwolić na optymizm.
***
Od ubiegłej środy już z pięć-sześć razy widziałem słowo “nienawistnik” – czy to na Twitterze, czy komentarzach na Weszło. W życiu nie czułem się tak potężny. I dzięki dla wszystkich, którzy się do tego uczucia przyczynili.