Reklama

Zawodowy gracz FIFA: Gdy zostajesz profesjonalistą, gra przestaje tak cieszyć

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2016, 14:17 • 8 min czytania 0 komentarzy

– Gdy przechodzisz na zawodowstwo, gra przestaje cię tak cieszyć. To jednak zrozumiałe: dawniej celem była dla mnie dobra zabawa. Dzisiaj celem jest zostanie najlepszym graczem FIFA na świecie, a to presja – David Bytheway, profesjonalny gracz FIFA z VFL Wolfsburg opowiada o swojej drodze do zostania graczem na pełny etat, o realiach tego niecodziennego zawodu, o przegranym finale Mistrzostw Świata i przyszłości całej branży. Zapraszamy.

Zawodowy gracz FIFA: Gdy zostajesz profesjonalistą, gra przestaje tak cieszyć

***

Twoje początki w FIFA?

Moją pierwszą grą piłkarską była FIFA 2003, wtedy się zaczęło. Grałem we wszystkie kolejne edycje, ale też w inne piłkarskie gry i przyznam, że nie było tak, iż początkowo szło mi słabo i się rozkręciłem – nie, od początku byłem naprawdę niezły. Nie tak dobry jak teraz, to oczywiste, ale dobry, jeden z najlepszych w Anglii. W wieku szesnastu lat byłem już w zasadzie profesjonalistą, jeździłem na turnieje po całym kraju, gdzie zdobywałem doświadczenie. Od pierwszego turnieju miałem cel: być najlepszym. Nie w Anglii, a na świecie.

Jak często grałeś w FIFA, czytaj: jak często trenowałeś?

Reklama

Zaczynałem od dwóch, trzech godzin dziennie – to było jeszcze w czasach, gdy FIFA była czystą zabawą. Potem, gdy zacząłem to traktować poważniej, przeszedłem na cztery, pięć godzin. Każdego dnia, żelazny grafik. Nie chodzi jednak o granie jakiekolwiek, bo tak naprawdę jeden mecz z wymagającym rywalem da ci więcej, niż piętnaście z kimś, kogo ogrywasz bardzo łatwo.

Co jest najważniejsze w tym, żeby zostać profesjonalnym graczem?

Determinacja. Być może są cechy, które bezpośrednio wpływają na to jaki poziom reprezentujesz, ale przede wszystkim determinacja, bo bez niej się poddasz. Widziałem wielu świetnych graczy, którzy porzucali granie. Nie widzieli perspektyw, nie wierzyli w siebie dość, by dalej grać z taką intensywnością.

O tę determinację tym trudniej, bo jest to branża raczkująca. W powszechnym przekonaniu granie nie jest wciąż czymś, co może być uznawane za ścieżkę kariery i pomysł na życie.

Dokładnie tak. Starsze pokolenia widzą to tylko jako grę komputerową, jako coś, przy czym można zabić czas, zabawić się. Niezwykle ciężko jest niektórym zaakceptować, że dziś istnieje zawodowe granie, że jest e-sport i możesz z tego wyżyć. Ludzie są w większości sceptyczni, ale też coraz więcej jest takich, którzy rozumieją rozwój wirtualnego sportu i wiedzą jaki ma on potencjał.

Kiedy twoja rodzina zrozumiała, że twoje granie to nie zabawa, a praca?

Reklama

Gdy jeździłem na turnieje po kraju rodzice wciąż uważali, że to dla mnie hobby. Kiedy jednak zacząłem jeździć po świecie, dostawać się na duże turnieje, przywozić pieniądze wtedy, cóż, musieli zacząć traktować to poważnie. Uznać, że naprawdę jest to coś więcej, niż tylko granie.

Twój pierwszy zagraniczny wyjazd na turniej FIFA?

Nowy Jork.

Odtwórzmy tę sytuację: przychodzisz do rodziców i mówisz im: mamo i tato, jadę do Nowego Jorku grać w FIFA. Jaka była ich reakcja?

Nie za dobra (śmiech). Wiesz, to wielki krok. Co innego grać w Anglii, pojechać tu, tam, za chwilę wrócić do domu do Wolverhampton, ale nagle mam jechać za ocean. Na inny kontynent. Do Nowego Jorku, a dopiero co skończyłem osiemnaście lat. Dla mnie to było super, uczyłem się samodzielności, rozwijałem się, widziałem tutaj wielką szansę, ale rodzice po prostu się bali. To były niełatwe rozmowy, ale pojechałem, zrobiłem przyzwoity wynik, wróciłem w jednym kawałku więc, po pierwsze, odetchnęli. A po drugie zaczęli postrzegać to co robię w zupełnie innej perspektywie.

CbGLaiYWcAAlDWt
Kolejne wyjazdy, jak na przykład do Paryża, były już pewnie łatwiejsze.

Trochę tak. Z jazdą do Paryża nie było problemu, ale miałem małe deja vu przy wyjeździe do Rio. Znowu bardzo się bali. Daleka podróż na inny kontynent, turniej podczas mistrzostw świata, wiele ludzi, różnych ludzi.

Jak postrzegają cię dziś, gdy z gry w FIFA żyjesz?

Był czas, kiedy chcieli, żebym znalazł zwykłą, stabilną pracę. Teraz znają każdy aspekt gry i branży. Widzą, że jeżdżę dzięki temu po świecie, że zarabiam pieniądze, takie same albo i większe, jak w “normalnej” pracy. Wiedzą jaki esport ma potencjał, wiedzą też, że ciężko pracowałem na to, by znaleźć się tu gdzie jestem. Teraz bardzo mnie wspierają.

Jak często miałeś myśli, by porzucić FIFĘ i zająć się czymś innym, by tak rzec: tradycyjnym?

Wiele razy przydarzały się wątpliwości, to normalne. Rozważałem inne ścieżki kariery, ale ostatecznie zawsze wracałem do FIFY. Pamiętaj, że już wtedy radziłem sobie naprawdę nieźle, zarabiałem pieniądze jako nastolatek, jeździłem na turnieje, także w takiej sytuacji trudniej to porzucić. Myślałem: po co, skoro jestem tak dobry, a esport tak dynamicznie się rozwija? Czułem, że mogę tutaj wiele osiągnąć. Że to moje miejsce i że mogę być najlepszy.

Moment dla twojej kariery przełomowy?

Zdecydowanie wspomniany Nowy Jork. Po pierwsze, poprzez zaproszenie na taki turniej miałem potwierdzenie, że mogę się przebić, a po drugie, było to niezwykle cenne doświadczenie. Jechałem z celem: zarobić dość, by zwróciły mi się wydatki za podróż. Wylot miałem kilkanaście godzin przed pierwszym meczem, więc tak naprawdę spałem raptem kilka godzin przed rozgrywkami. Było bardzo stresująco, nie zaszedłem tak daleko jak choćby w Rio, ale udało się zarobić dość, by zwrócić koszta.

Jakie miałeś oczekiwania w 2014, przed mistrzostwami świata, w których doszedłeś do finału?

Wiedziałem już, że nigdy nie powinieneś jechać na turniej z nastawieniem “chcę się pokazać”, “zobaczymy jak będzie”. Nie, albo jedziesz wygrać wszystko, albo równie dobrze mógłbyś zostać w domu. Przygotowywałem się bardzo sumiennie, miesiącami, wylot zaplanowałem wcześniej, ale tym razem nie mogłem spać z powodu… nerwów. Czułem na sobie wielką presję.

f7ff67f0-035d-11e4-835d-a952c1eb3266_photo

Opowiedz trochę o finale, jaką ma otoczkę.

FIFA Interactive World Cup to największe wirtualne zawody na świecie – największe w sensie liczby osób, które próbują wygrać. W tym roku pobito rekord, sił próbowało łącznie dwa miliony osób. Kwalifikacje toczą się na początku online, więc każdy gracz może wziąć w nich udział, każdy ma szansę na finały. Ten turniej był pod egidą FIFA, która zapewniała nam wyżywienie, mieszkanie, opłatę przelotów – traktowano nas jak vip-ów. Kluczową fazę, półfinały i finał, graliśmy na Sugarloaf Mountain, w wyjątkowym miejscu. Wśród oglądających byli Ronaldo i Dwight Yorke.

Jakie były nagrody?

20 tysięcy dolarów za zwycięstwo, pięć tysięcy dolarów za drugie miejsce, tysiąc za brąz.

Często wracasz do tego finału w poszukiwaniu tego co mogłeś zrobić lepiej?

Pewnie. Nieustannie. Nauczyć się czegoś możesz tylko z porażek, w FIFIE nie jest inaczej. Każdy popełniony błąd to okazja, by jutro być lepszym.

crop-53a412b4d15f6-imgID4184606

Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że ludzie nie zdają sobie sprawy jak istotne jest by w FIFA mieć mocną psychikę. Umiejętności swoją drogą, ale bez dobrej głowy do grania nie ma szans na sukces.

Musisz myśleć z wyprzedzeniem, musisz przewidywać co będzie się działo za chwilę, to jedyna droga do zwycięstwa – być o krok przed przeciwnikiem. A wszystko w warunkach presji, wymogu wielkiej koncentracji. To duży wysiłek dla umysłu.

Jaką masz filozofię gry?

Nie mam swojego szczególnego stylu, staram się jednak z każdemu meczu wycisnąć trochę frajdy. Grać tak, by ta gra sprawiła mi przyjemność. Nie jest to proste, bo na topowym poziomie nie grasz po to, by się bawić, ale po to, by wygrywać, to twoja praca. Gdy przechodzisz na zawodowstwo, gra przestaje cię tak cieszyć, bo nie zabawa jest celem, a wynik. To coś kompletnie innego.

Czy FIFA wciąż sprawia ci frajdę?

Oczywiście lubię tę grę i gram z przyjemnością, ale nie ukrywam, perspektywa się zmieniła. Bawi mnie to znacznie mniej niż wiele lat temu, gdy grało się dla zabawy w wolnym czasie.

Jakimi graczami lubisz grać, kto byłby w twoim dream teamie?

Według mnie trzy najważniejsze cechy to siła, szybkość i wzrost – to perfekcyjna kombinacja. Gdybym wybierał swój dream team, to postawiłbym na takich graczy. Dla przykładu Barcelona w niektórych poprzednich edycjach nie była zbyt dobra, bo miała zbyt wielu niskich graczy, łatwo można było to wykorzystać. Przeceniany jest też drybling, bo niemal zawsze lepiej jest rozegrać akcję podaniami.

Twoje ulubione drużyny?

Nie mam takiej, bo na turniejach zwykle musimy grać różnymi, więc najlepiej jest grać wieloma. Uczysz się wtedy adaptacji do nowego zespołu, nowych warunków, a nie przyzwyczajasz do jednego schematu. To byłoby bardzo groźne – jeśli jesteś dobry tylko drużyną o bardzo określonych cechach, a innymi grasz słabo, nie masz szans na zawodowstwo. A różnice potrafią być ogromne, nawet pomiędzy topowymi zespołami.

Grywałeś Polską?

Tak, właściwie dość często. W edycji, w której Polska miała cztery gwiazdki, była jedną z moich ulubionych ekip z tego przedziału. Są turnieje, w których jednego dnia gra się drużynami na pięć gwiazdek, drugiego na cztery i pół, trzeciego na cztery, i tutaj często wybierałem Polskę. Robert Lewandowski to oczywiście znakomity napastnik, robił różnicę, ale to była dobra, zbalansowana drużyna.

Do czego zobowiązuje cię kontrakt w Wolfsburgu?

Mieszkam wciąż w Anglii, w rodzinnym Wolverhampton, ale jeśli jadę gdziekolwiek na turnieje albo robię stream ze swojego grania, wtedy występuje w koszulce VFL. We wszystkim co robię, od tej pory będę też promował markę Wolfsburga. Pomysłów mamy wiele, o szczegółach dalszej współpracy nie mogę powiedzieć, ale powinno być ciekawie.

Jakie są twoim zdaniem perspektywy FIFA na mapie esportów? Niektóre inne, jak choćby League of Legends, są niesamowicie popularne.

FIFA jest jeszcze daleko za najlepszymi jak wspomniany LoL, ale widzę też jak wiele rozwinęło się od czasów, gdy zaczynałem. Największy potencjał gra ma w tym, że może zespolić się z prawdziwym klubem, na wzór współpracy mojej i Wolfsburga. Jeśli więcej drużyn pójdzie tym tropem, to wejdziemy na zupełnie inny poziom.

Drużyny League of Legends muszą od zera budować bazę kibiców, ale powiedzmy w wirtualnej Bundeslidze, gdzie rywalizowaliby ze sobą gracze tacy jak ty, z miejsca mielibyście rzeszę fanów.

Dokładnie, to byłoby fantastyczne, myślę, że taka liga krajowa lub wirtualna Champions League cieszyłaby się dużym zainteresowaniem. Przykuwałaby uwagę zwykłych kibiców, ale też branży gier, a obie mogłyby na tym zyskać. Gracze mogliby się wciągnąć i kibicować prawdziwym drużynom, a esport zyskałby na zainteresowaniu kibiców tradycyjnego sportu.

Powiedziałeś raz, że bardzo pomaga ci w grze oglądanie normalnych meczów.

To prawda. Uważam, że zrozumienie gry w głębokim tego słowa znaczeniu bardzo pomaga w FIFA. Możesz dostrzec pewne schematy, na przykład budowy akcji, a potem spróbować ich w swojej grze i sprawdzić, czy to działa. Możesz łatwiej przeczytać przeciwnika, co zamierza – uważam, że korzyści jest multum.

Twoje ambicje na przyszłość?

Te się nie zmieniają: być najlepszym na świecie.

Rozmawiał Leszek Milewski

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...