– Narażę się polskim piłkarzom, ale moim zdaniem bardzo często ich przepłacamy. Trenerzy się uczą, działacze też starają, może gdyby niektórzy piłkarze zobaczyli, jak się pracuje w Europie Zachodniej, inaczej podchodziliby do obowiązków. Powtórzę: to efekt słabej klasy średniej. Gdyby miał pan w zespole czterech Kamilów Vacków i dokupił kilka polskich talentów, nie ma siły, by jeden czy dwóch nie poszło w górę, bo mieliby się od kogo uczyć – mówi w Gazecie Wyborczej Artur Płatek.
FAKT
Na dzień dobry dwie strony o inauguracji Ekstraklasy. Przeczytać możemy o mistrzowskiej formie Legii, udanym polowaniu na Słonie, bramkarzach (Bartkus i Szmatuła), którzy dali po punkcie i Peszce, który nie świętował specjalnie gola z Podbeskidziem.
W Zabrzu zrobiło się ostrzej, bo chuligani straszą piłkarzy Górnika.
Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Gładka porażka z Cracovią 0:3 tak rozsierdziła ludzi mieniących się fanami Górnika, że ci postanowili w wulgarny sposób zmotywować zespół przed derby. (…) Klapa na inaugurację wiosny zdenerwowała fanów, którzy postanowili zmobilizować piłkarzy. Na drużynę po powrocie z meczu z Cracovią czekał taki oto transparent: „Takiej ch…i jak dziś być nie może – jak przegracie derby, nic wam nie pomoże!”. To nie pierwszy raz, gdy chuligani Górnika nie przebierają w środkach, aby zmotywować swoją drużynę do lepszej gry. Przed kwietniowymi derby w 2013 roku podczas treningu drużyny wywiesili transparent: „Jeśli derby odpuścicie, czeka na was mordobicie”.
I zapowiedź dzisiejszego meczu historią jednego piłkarza. Nunes wył z bólu.
Historia zatoczyła koło. W ostatnich dniach sierpnia Ricardo Nunes (30 l.) w meczu z Koroną (1:1) zerwał więzadło poboczne w kolanie i pauzował ponad pięć miesięcy. Dzisiaj w rewanżu z kieleckim zespołem skrzydłowy Pogoni wraca do gry. – To była moja pierwsza operacja w życiu. Początkowo zdarzało mi się płakać z bólu, miałem problemy ze snem, kłopoty sprawiały mi tak proste czynności jak wzięcie prysznica. Po dwóch tygodniach wziąłem się w garść i zacząłem robić wszystko, by wrócić na boisko – tłumaczy zawodnik.
Stronę dalej jest jeszcze tekst o udanym weekendzie Roberta Lewandowskiego.
RZECZPOSPOLITA
Ostatnią kolejkę Ekstraklasy podsumowuje Stefan Szczepłek. Pisze o podciętych skrzydłach.
W tym sezonie poziom drużyn jest dość wyrównany, różnice punktowe nieduże i jeszcze nieraz faworyt spuści głowę, a skazany na porażkę ją podniesie. To powinno wpłynąć na atrakcyjność rozgrywek i oby tylko szło w parze z poziomem gry. Nie ma się co podniecać liczbą zdobytych goli. Straciły je akurat te drużyny, które zajmują dwa końcowe miejsca w tabeli. Podbeskidzie – pięć w Gdańsku, a Górnik – trzy w Krakowie. Trener Cracovii Jacek Zieliński narzekał żartobliwie (a może i nie) na skuteczność swoich zawodników. Wbili Górnikowi trzy gole, mimo że mieli znacznie więcej okazji. Piotr Nowak zaczął pracę w Gdańsku imponująco i już widzę euforię, jaka ogarnie kibiców Lechii. To naturalny stan: nowy trener, nowy sezon, brakuje bodaj dziesięciu zawodników oglądanych jesienią, a drużyna odnosi efektowne zwycięstwo. No ale jak nie wygrać, skoro przeciwnik gra w dziewiątkę. Dopóki siły były wyrównane to Podbeskidzie przy stanie 0:0 było bliskie zdobycia gola. Potem w Podbeskidziu wszystko się posypało i Lechia musiała to wykorzystać. W Cracovii nie odczuwano braku podstawowego piłkarza Denissa Rakelsa. Pasy nie miały problemów z pokonaniem Górnika.
Z kolei Piotr Żelazny zwraca uwagę na bohaterów walczących o Euro.
Dobra postawa Kapustki powinna cieszyć nie tylko kibiców Cracovii. 19-letni pomocnik trzeciej drużyny w tabeli – dopiero uznany przez tygodnik „Piłka Nożna” za odkrycie roku – jest mocnym kandydatem do wyjazdu na Euro 2016. Adam Nawałka nie miał obaw, by stawiać na tego młodzieńca, a on odwdzięczał mu się najlepiej jak mógł – strzelając gole i notując asysty. W ostatnim meczu reprezentacji w zeszłym roku – przeciwko Czechom we Wrocławiu – Kapustka wyszedł nawet na boisko w podstawowym składzie. (…) W Cracovii na razie tylko Kapustka otrzymuje powołania do reprezentacji, choć wielu kibiców domaga się, by szansę w kadrze dostał też 23-letni Damian Dąbrowski. Przeciwko Górnikowi rozegrał kolejny świetny mecz. Problemem Dąbrowskiego jest jednak pozycja, na jakiej występuje – akurat wśród defensywnych pomocników selekcjoner ma z kogo wybierać. Inni z kolei głośno upominają się o sprawdzenie w reprezentacji strzelca trzeciego gola – Mateusza Cetnarskiego. Dla ofensywnego pomocnika trafienie z Górnikiem było już golem numer osiem w tym sezonie. Wielu ekspertów uważa, że to właśnie Cetnarski, a nie na przykład Sebastian Mila, powinien być brany pod uwagę przy ustalaniu kadry na Euro. I wyglądało to, że Mila poczuł to zagrożenie. W meczu z Podbeskidziem nie tylko wrócił do roli kapitana Lechii, ale w końcu zdobył swojego pierwszego w tym sezonie, skutecznie wykorzystując rzut karny.
GAZETA WYBORCZA
Jak odlatywał Sepp Blatter. W bardzo obszernej rozmowie opowiada o tym Michał Listkiewicz, były prezes PZPN.
Jest kraj, którego Sepp Blatter nie odwiedził?
– Chyba był we wszystkich. Może poza jakąś wysepką… Ale we wszystkich zrzeszonych w FIFA na pewno [209 członków]. Wszędzie witały go dziewczęta w strojach ludowych, wieszały mu na szyi kwiaty. Uwielbiał to. Ja też poczułem się lepszy, gdy przed mundialem w 2002 r. wylądowaliśmy w Korei i dziewczęta w długich sukniach zaczęły wokół nas tańczyć, każdemu dały wieniec. Generalnie kiedyś poczytywałem sobie za zaszczyt noszenie znaczka czy torby z logo FIFA.
A po powrocie z gospodarskiej wizyty Blatter słyszał wyłącznie miażdżącą krytykę. Dlaczego FIFA ma tak podły wizerunek?
– Rysa pojawiła się w 2000 r., gdy FIFA wybierała gospodarza mundialu w 2006 r. RPA uchodziło za faworyta, wygrały Niemcy, ale Nowozelandczyk Charlie Dempsey w noc przed głosowaniem uciekł z hotelu. To był sygnał, że coś jest nie tak z decyzjami na najwyższych szczeblach. Jeśli 79-letni staruszek – honorowy, uczciwy, z kraju uchodzącego za bardzo czysty – wymyka się wystraszony, to musiały być na niego naciski. Jeszcze kilka lat temu, pomimo afer, FIFA miała niezły wizerunek. Wszystko zawaliło się nagle po akcjach prokuratur ze Szwajcarii oraz USA i aresztowaniu Chucka Blazera [przyznał się do przyjmowania łapówek przy wyborach gospodarzy mundiali]. Problem zaczął się jednak od idiotycznej decyzji, by nad oddaniem MŚ w 2018 i 2022 r. głosować jednocześnie. Potem postanowiono, że więcej w ten sposób gospodarzy mundiali wybierać się nie będzie. Ale skoro tak, to należało również odwołać kompletnie niezrozumiałe oddanie turniejów Rosji i Katarowi, zamiast opowiadać banialuki, że dzięki temu będzie więcej czasu na zorganizowanie MŚ. Blatter – wiem to na pewno – głosował na USA, nie na Katar. Przesądziła jednak akcja francuskiego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego.
Przemysław Zych głośno się zastanawia, jak odzyskać kibica.
Cotygodniowy magazyn “Gol” w telewizji publicznej dawał gwarancję obejrzenia bramek, ale też dosłownie każdej stadionowej awantury. Za każdym razem, gdy pod trybunę wjeżdżał pojazd z armatką wodną i zimną wodą studził emocje, każdy rodzic mógł nabrać przekonania, że to nie jest miejsce dla jego pociechy. Może właśnie wtedy załamała się tradycja przyprowadzania na mecz syna przez ojca? Dziś kluby ekstraklasy próbują ją odbudować. Na przełomie lat 80. i 90. frekwencja na polskich stadionach spadła do żenującego poziomu 4 tys. widzów na mecz. I ani drgnęła przez kilkanaście sezonów. Stadiony były stare, brzydkie, smutne i puste. Piłkarze, działacze, sędziowie w ordynarny sposób handlowali punktami. Pogarda dla zawodu piłkarza była powszechna. Oglądanie futbolu stało się sportem ekstremalnym, mecze przerywano z powodu awantur. Mnie, urodzonego w połowie lat 80., tato nie zaprowadził na stadion, bo w życiu by na to nie wpadł. Sam przyszedłem i zostałem. Wielu moich rówieśników znalazło sobie inne zajęcie. Nie wiem, na ile reprezentatywne dla całego kraju są dane dotyczące kibiców na stadionie Legii. Wynika z nich, że ekstraklasa straciła dwie generacje kibiców. Przedstawicieli pokolenia, które w latach 80. i 90. powinno trafić na stadion, jest obecnie mniej na trybunach warszawskiego klubu. Od czasów armatek wodnych naturalnie wiele się zmieniło. Komfort kibica wzrósł, po otwarciu nowoczesnych stadionów frekwencja osiągnęła średni poziom 8,5 tys. Ale zapewne ze względu na zaszłości praktycznie ani drgnie od sezonu 2010/11 i dziś trzeba próbować odbudować dawną tradycję “na sterydach”, czyli ze zdwojoną siłą.
Polski piłkarz ma za łatwo – mówi Artur Płatek.
Wymogów ligi włoskiej i francuskiej nie spełnili drobni Rafał Wolski i Dominik Furman. Krystian Bielik, wyjeżdżając do Arsenalu, miał kłopoty z podciąganiem się na drążku…
– Kolejnym przykładem może być Bartosz Kapustka. Jego wielkim atutem jest szybkość podejmowania decyzji, ale poza tym musi pracować praktycznie nad wszystkim. Bez wytrzymałości i siły sobie nie poradzi. 19-letni Paweł Dawidowicz wyjeżdżał do Benfiki, ważąc 74 kg przy 190 cm. W Lizbonie praca nad rozwojem mięśni zajęła mu rok. Patryk Lipski z Ruchu ma 186 cm, kawał piłkarza, dużo umie. Ale gdyby się zderzył z Arturo Vidalem, toby się połamał. Wyjątkiem jest 21-letni Karol Linetty. Jak na swój wzrost jest dość przypakowany, agresywny, szybki, dużo biega. Potrafi dużo robić z piłką i zagrać na kilku pozycjach, ale długo niepotrzebnie ładował się w sytuacje, które powodowały kontuzje. Urazy wybijały go z rytmu, nie rozwijał się regularnie. Ostatnio gra bez kontuzji, nabrał jakości. To piłkarz na Premier League i Bundesligę, ale nie wiem, czy już dziś, czy dopiero za pół roku.
(…)
Piast pokazuje w skali lokalnej, przynajmniej w tym sezonie, że można lepiej wykorzystywać pieniądze, które krążą w polskiej piłce.
– Narażę się polskim piłkarzom, ale moim zdaniem bardzo często ich przepłacamy. Trenerzy się uczą, działacze też starają, może gdyby niektórzy piłkarze zobaczyli, jak się pracuje w Europie Zachodniej, inaczej podchodziliby do obowiązków. Powtórzę: to efekt słabej klasy średniej. Gdyby miał pan w zespole czterech Kamilów Vacków i dokupił kilka polskich talentów, nie ma siły, by jeden czy dwóch nie poszło w górę, bo mieliby się od kogo uczyć.
Poniedziałkowa Wyborcza, ze względu na swój sportowy dodatek, na wysokim poziomie.
SUPER EXPRESS
Na początek przeczytamy tekst o tym, że Lewandowski strzela, a Aubameyang pajacuje (po prostu śmiesznie się ubrał), potem – że super Nikolić jest gwarancją goli.
Każdego dnia walczę o Euro – mówi dalej Sebastian Mila.
Była niepewność przed pierwszym meczem rundy wiosennej?
– Tak. Jest nowy trener, nowe ustawienie plus inauguracja wiosny. Potrzebujemy punktów, bo mamy ich mało. Dlatego presja zrobiła się bardzo duża. Ale poradziliśmy sobie z nią.
(…)
Debiut trenera Piotra Nowaka wypadł bardzo okazale. Co nowego wprowadził szeryf z Ameryki?
– Ma swoje metody. Zaufaliśmy mu i staramy się realizować to, co nam przekazuje. Po meczu nie ganił, ani nie chwalił. Myślami jest już przy Koronie.
Gola zdobył Peszko, który poprzednio trafił w Ekstraklasie przed pięcioma laty, w meczu z Lechią. Zarówno dla niego, jak i dla ciebie ta wiosna jest ważna ze względu na Euro 2016.
– Walczymy o mistrzostwa Europy. I robimy to każdego dnia. Zostajemy po treningu albo robimy coś dodatkowo przed zajęciami. Wszystko jest temu podporządkowane. Sławek ciężko pracuje, aby znaleźć się w kadrze. Umiejętności ma ogromne. To nasz kluczowy zawodnik.
Obok Nicki Bille Nielsen, który pokazuje z palców pistolety, i tytuł: „Strzelali jak do kaczek”. Duńczyk mówi, że atmosfera i publiczność w Poznaniu były lepsze niż seks.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Legia gra jak z nut – widać już na okładce.
Imponująca forma legionistów. Spoglądamy na kawałek tekstu Roberta Błońskiego.
Kiedy jedenaście kolejek temu Stanisław Czerczesow zamieniał Henninga Berga na stanowisku trenera Legii warszawski klub był dopiero na czwartym miejscu w tabeli, miał ledwie 17 punktów – aż o dziesięć mniej od prowadzącego Piasta. W niedzielę rosyjski szkoleniowiec prowadził zespół po raz jedenasty, pod jego wodzą Legia zdobyła 26 punktów, do lidera zbliżyła się na trzy. O ile jednak jesienią ciułała zwycięstwa, czasem słaniała się na nogach – w cztery miesiące rozegrała aż 38 spotkań, o tyle w spotkaniu z Jagiellonią pokazała wielką moc. Zagrała z ogromnym rozmachem, polotem, wiele akcji rozgrywała wymieniając podania na jeden kontakt. Zespół z Białegostoku, który przy okazji dwóch ostatnich wizyt przy ulicy Łazienkowskiej mocno postawił się legionistom, w niedzielę nie miał nic do powiedzenia. Został zmiażdżony. Wyglądało, jakby białostoczanie, którzy dokładnie rok temu także na początek rundy wiosennej łatwo wygrali z Legią na jej boisku 3:1, jeszcze nie obudzili się z zimowego snu. Na ich tle warszawianie wyglądali jak zespół z innej bajki i ligi.
To dla zachowania bilansu, cytujemy też relację z Lecha. Mistrz spisał się na piątkę.
W pierwszym tegorocznym meczu o punkty piłkarze Lecha strzelili więcej goli niż wbili zagranicznym rywalom podczas zimowych sparingów. Było ich pięć i poznaniacy zdołali w tych meczach trafić tylko cztery razy. W niedzielne popołudnie rozwiali jednak obawy kibiców dotyczące skuteczności. Siedem celnych strzałów, pięć goli – to na pewno fanów cieszy. Martwi natomiast, ze przy wyniku 2:0 pozwolili gościom na wyrównanie. Co prawda, szybko odpowiedzieli, ale trzeba przyznać, że bramka na 3:2 padła ze spalonego. Gdyby arbiter podjął wtedy dobrą decyzję, zadanie dobrego otwarcia wiosny przez mistrzów mogłoby się poważnie skomplikować.
Dwie strony z bieżącymi wiadomościami ligowymi:
– Nunes płakał z bólu i nie spał po operacji
– Cabrera, nie Sekulski, ma zagrać od początku w Szczecinie
– Andrzej Iwan wybudzony ze śpiączki
– Pawełek zostaje w Śląsku
– Dolcan wciąż nad przepaścią
A na koniec prawdziwa perełka… Prezes Warmińsko-Mazurskiego ZPN kupił morze wódki i w niej utonął.
Zastaw się, a postaw się – taka dewiza przyświecała byłemu prezesowi Tomaszowi Miętkiewiczowi przy okazji organizacji Gali Jubileuszowej 70-lecia WMZPN. Zwolniony prezes nalegał, by osobiście zająć się organizacją imprezy i przekroczył jej budżet o 127 692 złote! Lista grzechów Miętkiewicza jest długa. Największy z nich to zakup 1110 butelek wódki, która miała zostać podana na uroczystej gali. Gdy do siedziby związku zaczęto wnosić towar zamówiony przez prezesa, inni członkowie zarządu łapali się za głowy. Faktura wystawiona przez firmę, która dostarczyła trunek, opiewała na 38 856 zł 44 gr. Wódka widniała na dokumentach jako „gadżety reklamowe”. Po protestach członków zarządu prezes Miętkiewicz zabrał cały dostarczony alkohol, a dostawca dokonał korekty faktury na 0 zł. Trunek miał być podany w specjalnych butelkach, zrobionych na zamówienie w jednej z fabryk w województwie.