Taki weekend nie zdarza się zbyt często. Na pewno po raz pierwszy w tym roku, a i w najbliższych tygodniach nie przewidujemy aż takiego nagromadzenia hitowych spotkań na przestrzeni kilkudziesięciu godzin. Właściwie w każdej z najważniejszych lig mamy coś godnego uwagi, a we Włoszech w ogóle dzieje się tyle, że Ekstraklasa wolała nie ryzykować z puszczaniem meczu w sobotę o 20.30. Kto planował jakiś walentynkowy wyjazd, ma ostatnią szansę by go przełożyć.
Bez przedłużania, bum:
Od czego tutaj właściwie zacząć? Do tego, że mecze Romy i Fiorentiny trzeba oglądać ze względu na Polaków (a jest jeszcze Empoli!) już się powoli przyzwyczailiśmy, szczególnie to starcie Fiorentiny wygląda ciekawie. Inter “1:0” Mediolan gra z zespołem, który przed momentem wypchnął mediolańczyków poza podium. Odkąd Handanović przestał wyjmować piłki niemożliwe do obrony (choć nadal jest chyba najlepszym zawodnikiem Interu), klub spada w tabeli. Punkt kulminacyjny? Przegrane w fatalnym stylu derby. W normalnych warunkach – murowany hit, gra trzeci i czwarty zespół.
Ale warunki nie są normalne. W sobotę gra bowiem lider z wiceliderem, wielki Juventus w fantastycznej pogoni (czternaście zwycięstw z rzędu!) po kiepskim początku ligi i… równie wielkie Napoli, które wygrało osiem ostatnich spotkań w Serie A. 54 punkty u Pogby i spółki, dwa “oczka” więcej na punkcie neapolitańczyków. Oba kluby odskoczyły już peletonowi i jeśli utrzymają morderczą formę – losy mistrzostwa rozstrzygną między sobą. Czyli jutro.
W teorii Serie A masakruje więc wszelką konkurencję, ale przecież w wielkim stylu wraca również Ekstraklasa. Na powyższej rozpisce ujęliśmy tylko mecz Legii z Jagiellonią, jednak naszym zdaniem głupio będzie opuścić jakiekolwiek spotkanie. Nowi piłkarze, nowe cele, nowe ustawienia, no i przede wszystkim tęsknota za swojskim zapachem Niecieczy i Łęcznej. Jedyne usprawiedliwienia dla omijania tego typu spotkań? Wspomniana liga włoska oraz… Arsenal – Leicester.
Tak, tak, jakby ktoś miał niedosyt hitów, to w Premier League też mecz na samym szczycie, lider jedzie do Londynu zmierzyć się z trzecim zespołem w angielskiej hierarchii. Biorąc pod uwagę problemy Manchesteru United, kryzys lokalnych rywali z City (dwa zwycięstwa w ostatnich pięciu meczach!) oraz fakt, że na drugim miejscu pozostaje Tottenham (no a to jest po prostu Tottenham) – to starcie dwóch głównych faworytów w wyścigu po tytuł. Jakkolwiek to brzmi – Leicester ma pięć punktów przewagi nad peletonem. Arsenal zaś wygląda na zespół najrówniejszy i najbardziej solidny z całej gonitwy,
Aha, no i na koniec jest jeszcze Bundesliga, w tym Bayern z Lewandowskim, oraz La Liga. Gra Real, gra Atletico Madryt, gra FC Barcelona. Jak znajdziemy na to wszystko czas? No i jak pogodzimy z tym walentynki? Bądźmy poważni. Na serduszka czas przyjdzie najwcześniej w poniedziałek, ale tylko przed 18.00, bo potem znów gra Ekstraklasa.